Kraj

Happeningi i czynny żal neosędziów. Czy to się może udać?

Miesięcznica smoleńska, 10 września 2024 r. Miesięcznica smoleńska, 10 września 2024 r. Prawo i Sprawiedliwość / Facebook
Sugerowałbym, aby niektórzy konstytucjonaliści nieco przyhamowali w swoich obronach praworządności formalnej, bo w ten sposób „oryginalnie” utrwalają w Polsce to, co Gustav Radbruch kiedyś nazwał ustawowym bezprawiem.

Pewien despota nakazał podwyższenie podatków. Po jakimś czasie pyta swojego ministra: „Co ludzie na to?”. Ten odpowiada: „Złorzeczą Waszej Mości”. Na to despota: „To jeszcze raz podnieś podatki”. Znowu pyta ministra o reakcję poddanych i słyszy, że jeszcze bardziej złorzeczą. Każe podwyższyć podatki kolejny raz. Za tydzień przychodzi minister i informuje: „Śmieją się z Waszej Mości”. Na to despota: „Natychmiast obniżyć podatki”.

Pomarańczowa Alternatywa, kierowana przez „Majora” Fydrycha, urządzała happeningi w latach 80. we Wrocławiu, nabijając się z ówczesnej władzy. Trudno powiedzieć, na ile przyczyniło się to do upadku tzw. władzy ludowej, ale krzepiło – satyra bywa efektywniejsza niż walka zbrojna. Nie wiem, czy Lotna Brygada Opozycji (LBO; nazwa ponoć wymyślona przez „Gazetę Polską”, co trzeba uznać za strzał w dziesiątkę, może jedyny w dorobku tego pisma) inspirowała się Pomarańczową Alternatywą (czasem się je porównuje), ale działała podobnie. Różnica polega na tym, że w latach 80. nie było w Polsce legalnej opozycji, natomiast w czasach LBO istniała i mogła prezentować swoje stanowisko w mediach.

Stąd znaczenie LBO nie było tak istotne jak poprzedników, ale nie ma powodu, aby ich deprecjonować. Byli na bacznym oku policji, która imała się rozmaitych środków, aby ich kontrolować – niektórzy bywali zatrzymywani, inni nawet aresztowani. Te fakty trzeba przypominać, biorąc pod uwagę kondemnacje dobrozmieńców o tym, jak okrutnie są traktowani (nawet torturowani), gdy sprzeciwiają się „bodnaryzmowi” i Tuskowi.

Miesięcznice: ewenement w skali świata

LBO zakończyła oficjalną działalność po wyborach, ale happeningi pozostały. Jeden z nich zdarzył się 10 września i skończył bijatyką. Rozumiem negatywne emocje wokół miesięcznic smoleńskich, bo to imprezy wielce absurdalne. Sposoby czczenia pamięci zmarłych są od dawna ustalone w naszej kulturze, mają miejsce na cmentarzach, w świątyniach czy z okazji okrągłych rocznic, natomiast comiesięczne spotkania „ku pamięci” to osobliwy wynalazek w skali światowej. Pan Smoliński, poseł z ramienia PiS, wyjaśnił, że obok uczczenia ofiar katastrofy smoleńskiej chodziło o demonstracje polityczne. Moim zdaniem szło przede wszystkim o to drugie.

W samej rzeczy p. Kaczyński organizował sporą część swojej narracji politycznej wokół postaci „wielkiego” prezydenta Lecha Kaczyńskiego, „zamordowanego przez Putina i jego polskich pomocników, zwłaszcza Tuska”. Nie miejsce tutaj na rozważanie rozmiarów politycznej postury L. Kaczyńskiego czy tego, co wydarzyło się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. Wystarczy stwierdzić, że wszelkie zadymy w czasie miesięcznic dostarczają argumentów dobrozmiennej propagandzie, która wrzeszczy, że szarga się pamięć ofiar i rani uczucia ich bliskich.

TV Republika opublikowała filmik z awantury. Zdaniem republikanckiego (przypominam, że republikanci to stronnictwo sprzeciwiające się reformom Polski w XVIII w.) oglądu świata materiał świadczy o fizycznej przemocy reżimu Tuska wobec spokojnego i dostojnego okazywania szacunku dla L. Kaczyńskiego i towarzyszących mu osób. Wychodzi na to, że p. Komasa sam uderzył się dwukrotnie w twarz, a babcia Kasia dokonała autopobicia, aby prowokacyjnie znaleźć się w szpitalu.

Racjonalna dyskusja na te tematy nie jest możliwa, zwłaszcza w atmosferze ostatnich tygodni, więc najlepiej pozostawić dobrozmieńców samym sobie. Niech np. realizują miesięcznice w ciszy i spokoju, ewentualnie z głośnymi tyradami Jego Ekscelencji o prawdzie ustalonej przez Antoniego, Antoniego i jeszcze raz Antoniego (trojga imion) Macierewicza.

Neodroga awansu

W poprzednim felietonie sugerowałem to, co w tytule. Trzeba się jednak wystrzegać własnych niedoróbek. Pierwszą z nich jest tzw. czynny żal. Przypomnijmy, że tzw. neosędziowie, tj. rekomendowani do nominacji przez Krajową Radę Sądownictwa, zostali w planach reformy sądownictwa przez p. Bodnara podzieleni na trzy grupy: (a) osoby, które przeszły aplikację i zostały sędziami po raz pierwszy; (b) osoby, które awansowały na drodze konkursów i uzyskały awans, wykorzystując nowe zasady wprowadzone przez tzw. dobrą zmianę, ale poprawnie wykonywały zawód sędziego; (c) osoby, które współpracowały z dobrozmienną władzą i przyczyniły się do dewastacji wymiaru sprawiedliwości.

Grupa (a) ma pozostać bez jakiejkolwiek reakcji związanej z przywracaniem praworządności (pomijam ewentualne kwestie dyscyplinarne), osoby z grupy (b) mają złożyć oświadczenia, że skorzystanie z „neodrogi” awansu było błędem, i ewentualnie powrócić na wcześniej zajmowane stanowiska, a potem skorzystać z normalnej drogi konkursowej. Neosędziowie z grupy (c) mają obligatoryjnie powrócić na wcześniej zajmowane stanowiska, ponadto przewiduje się wobec nich postępowania dyscyplinarne, o ile dopuścili się działań nagannych, np. represjonowania sędziów przeciwnych dobrozmiennym reformom wymiaru sprawiedliwości. To, co ma spotkać grupę (b), określa się mianem czynnego żalu.

Mam wątpliwości, czy taka konstrukcja jest zasadna (por. tekst Ewy Siedleckiej). W styczniu lub lutym odbyło się w Krakowie spotkanie p. Bodnara z Komisją Nauk Prawnych PAN. Dyskusja pokazała, że część środowiska jest rozżalona tym, co dobrozmieńcy uczynili z wymiarem sprawiedliwości. Radykalne propozycje wzywały do uchylenia wszystkich awansów pilotowanych przez neo-KRS. Niektórzy sędziowie wskazywali, że sami rezygnowali z udziału w konkursach, bo nie chcieli brać udziału w „neopostępowaniu”.

Było jasne, że tzw. starzy sędziowie (takich jest ciągle zdecydowana większość) oczekują od władz konkretnych kroków, które przywrócą normalność w środowisku. Można przypuścić, że projekt reform oparty na podziale na grupy (a), (b) i (c) jest odpowiedzią na te oczekiwania. O ile proponowany sposób traktowania grup (a) i (c) nie budzi wątpliwości (w przypadku tej ostatniej będą decydowały konkretne postępowania), o tyle koncepcja czynnego żalu już tak – zastrzeżenia wobec niej ma również p. Tuleya z Iustitii.

Neonówka Manowska

Po pierwsze, kryterium odróżnienia pomiędzy grupami (b) i (c) jest arbitralne do pewnego stopnia. Po drugie, nie jest jasne, czego ma dotyczyć czyny żal, bo trudno uznać, że samo skorzystanie z procedury awansowej w sytuacji, gdy nie było innej możliwości, jest powodem do obowiązkowej skruchy. Po trzecie, nie jest uzasadnieniem dla czynnego żalu wszystkich to, że niektórzy sędziowie deklarują chęć powrotu na wcześniej zajmowane stanowiska. Po czwarte, co jeśli jakiś sędzia powie, że nie zamierza wyrazić skruchy, gdyż nie ma poczucia, że uczynił cokolwiek złego?

Lepiej podciągnąć grupę (b) pod (a) z zastrzeżeniem, że trzeba przewidzieć negatywne konsekwencje, np. w postaci unieważnienia awansu, jeśli są po temu uzasadnione okoliczności, np. protekcja ze strony osób uznanych za należące do grupy (c).

Obecna propozycja stała się paliwem dla dobrozmieńców, np. p. Manowska opowiada, przy akompaniamencie TV Republika, że czynny żal przypomina samokrytykę z czasów stalinowskich i oznacza łamanie kręgosłupów sędziów mianowanych zgodnie z prawem. Cóż, p. Manowska plecie bzdury i słusznie nazwała się neonówką, bo świeci światłem sztucznym, w pełnym blasku „neosprawiedliwości”, najpierw aktywowanym przez p. Ziobrę, a potem wzmocnionym przez p. Dudę.

Kontrasygnata Tuska i sabotażysta Duda

Pan Tusk wycofał kontrasygnatę, której udzielił w związku z powołaniem przez p. Dudę neosędziego p. Wesołowskiego na komisarza przed wyborami prezesa Izby Cywilnej SN. Swoją decyzję uznał od razu za błąd. Wycofał kontrasygnatę, co spowodowało lawinę komentarzy, na ogół krytycznych, także ze strony osób nastawionych pozytywnie do koalicji 15 października.

Nie będę rozważał, czy p. Tusk miał prawo do wycofania kontrasygnaty (a gdyby kontrasygnata premiera była wynikiem celowego wprowadzenia go w błąd?), natomiast proponuję inaczej spojrzeć na całą sprawę. Kontrasygnata mogła zostać udzielona lub nie – to drugie wypływa z tego, że jej udzielenie nie jest obowiązkiem premiera. W rozważanej sprawie nieudzielenie postawiłoby p. Dudę w kłopotliwej sytuacji, bo albo musiałby uznać, że jego prerogatywa może działać bez kontrasygnaty (tj. złamać konstytucję), albo wezwać na pomoc mgr Przyłębską, której team na pewno wydałby kolejne komiczne orzeczenie usprawiedliwiające krok p. Dudy, albo poniechać dalszego procedowania „komisariatu” p. Wesołowskiego.

Każde z możliwych posunięć p. Dudy byłoby sukcesem (niewielkim, ale zawsze) na drodze przywracania praworządności. Dlatego deklaracja p. Tuska, że nie będzie udzielał dalszych kontrasygnat w związku ze sprawami, w które są uwikłani neosędziowie, jest istotna. Pan Wesołowski szybko wykonał zadanie i doprowadził do wyboru kandydatów na szefa Izby Cywilnej. Pan Duda ma ułatwioną sprawę, ponieważ wszyscy pretendenci są neosędziami.

Rysuje się poważny konflikt, bo rząd nie zamierza uznawać nowego prezesa, tłumacząc to wycofaniem kontrasygnaty premiera. Wszelako to samo można uczynić, odwołując się do wątpliwości w sprawie statusu neosędziów, a być może jeszcze lepszym rozwiązaniem jest poczekanie na koniec kadencji p. Dudy, głównego sabotażysty w poczynaniach ku naprawie praworządności.

Metoda selektywnego cytowania

Sprawa kontrasygnaty uaktywniła dobrozmieńców w okrzykach, że p. Tusk nie zna prawa i łamie je jak nikt dotąd. Szczególnie zabrali się za taką wypowiedź premiera: „Mówię o narzędziach prawnych przygotowanych przez poprzedników, których intencją było zniszczenie tego ładu, a nie wzmacnianie czy zbudowanie. (…) Mamy dzisiaj potrzebę działania (…) w kategoriach demokracji walczącej. Pewnie popełnimy błędy albo popełnimy czyny, które według niektórych autorytetów prawnych będą niezgodne albo nie do końca zgodne z zapisami prawa, ale nic nie zwalnia nas z obowiązku działania. Ja każdego dnia muszę podejmować decyzje, które można bardzo łatwo krytykować i podważać od strony prawnej”.

Dobrozmieńcy używają swojej ulubionej metody selektywnego cytowania i trąbią o wyraźnych zapowiedziach łamania prawa przez Tuska. Tymczasem mowa o demokracji walczącej jako sposobie działania w sytuacji zniszczenia ładu konstytucyjnego w latach 2015–23 i w oczywisty sposób chodzi o wybrnięcie z rozmaitych pułapek legislacyjnych, np. takiej, która umożliwiła nominację p. Manowskiej, gdy p. Wróbel uzyskał prawie dwukrotnie więcej głosów niż neonówka ze składnicy p. Dudy.

Sugerowałbym, aby niektórzy konstytucjonaliści, np. p. Piotrowski (prawiący o schizofrenii konstytucyjnej), nieco przyhamowali w swoich obronach praworządności formalnej, ponieważ w ten sposób „oryginalnie” utrwalają w Polsce to, co Gustav Radbruch kiedyś nazwał ustawowym bezprawiem. Dobrozmieńcy chcą rozgrywać mecz polityczno-prawny o z góry ustawionym wyniku, czyli nieuczciwie, ale nie należy pomagać im w tym dziele.

PS Może powinienem napisać felieton o niektórych aspektach dramatycznej sytuacji powodziowej, ale poczekam z tym do przyszłego tygodnia.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną