Sezon prezydencki
Sezon prezydencki: trwa ustawianie się do szachów dekady. Kto się urwie ze smyczy, kto się kim zachwyci
Już 11 września rusza po wakacjach Sejm, a z nim powrócą wszystkie niezakończone projekty, zadawnione konflikty, codzienne polityczne zmagania. Na stole pojawią się ponownie depenalizacja pomocy w aborcji, związki partnerskie, składka zdrowotna, kredyt 0 proc., mieszkania na wynajem, tzw. wychowanie patriotyczne, ustawy sądownicze i wiele innych męczących dla koalicji spraw.
Widać, że Donald Tusk nie liczy już specjalnie na obecny układ w Sejmie, bo trudno uzgodnić ambitniejsze, kontrowersyjne dla któregoś z koalicjantów projekty, niemal zawsze ktoś protestuje. Po zwycięstwie kandydata Platformy w wyborach prezydenckich szef rządu będzie miał okazję na nowo określić warunki gry. Kiedy Trzaskowski będzie trzymał długopis gotowy do podpisania progresywnych ustaw, co sam dał do zrozumienia podczas ostatniego Campusu, wywrze to presję na Kosiniaka-Kamysza i Hołownię jako na „kościółkowych wsteczników”. Wtedy może pojawić się pomysł, aby rozbić Trzecią Drogę, która i tak ledwo się trzyma, a politycy Polski 2050 i PSL już publicznie prawią sobie nieuprzejmości. Jeśli wówczas Szymon Hołownia albo, o czym już się głośno mówi, jego następczyni Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz nie porozumieją się z Tuskiem, może nastąpić odpływ z Polski 2050 w kierunku Platformy, jak wcześniej w przypadku Nowoczesnej – do czego może się też przyczynić słaby wynik Hołowni w wyborach, jeśli ten wystartuje.
Już teraz widać, że wielu posłów partii Hołowni ma mniej konserwatywne poglądy niż jej lider. Po rozpadzie Trzeciej Drogi może okazać się, że sam PSL osiąga w sondażach realnie ok. 2–3 proc., co sugeruje niedawne głośne badanie, a to może zmienić optykę ludowców, którzy na razie grają wyraźnie powyżej swoich możliwości. Kiedy okaże się, że PSL nie ma szans samodzielnie przejść progu wyborczego, nastąpi nowy etap koalicji, w którym wicepremierostwo i resort MON dla Kosiniaka-Kamysza przestaną być takie oczywiste.