Michał K., były prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, woli areszt w Londynie niż możliwość udowodnienia swojej niewinności przed polskim sądem. Twierdzi, że nie byłby to proces bezstronny, ale polityczna zemsta – to ma go uchronić przed ekstradycją do Polski. Brytyjski sąd rozstrzygnie tę sprawę dopiero w lutym. Za co ta zemsta, skoro K., jak twierdzą jego prawnicy, nie był członkiem zorganizowanej grupy przestępczej i nie popełnił innych czynów, które zarzuca mu polska prokuratura? Przed sądem prawda wyszłaby na jaw.
Prominentni politycy PiS, jak Mateusz Morawiecki czy Mariusz Błaszczak, też wolą, aby K. siedział za granicą. Jeśli bowiem zacząłby sypać, pojawiłyby się pytania, kto również należał do zorganizowanej grupy przestępczej, a zwłaszcza – kto był jej hersztem? Uwaga i oburzenie opinii publicznej skupiłyby się na przywódcach tego procederu. Może nawet na byłym premierze, który osobiście ręczy za niewinność Michała K. To Morawiecki wszak sprawił, że Michał K., którego zna od lat, został prezesem agencji, która za publiczne pieniądze miała dokonywać tajnych zakupów potrzebnych do walki z pandemią, a potem do pomocy walczącej Ukrainie. Bez parasola ochronnego premiera RARS nie byłaby bezkarna. Morawiecki musi też znać odpowiedź na inne ważkie pytania: dokąd naprawdę trafiły pieniądze za maseczki oraz – przepłacone – agregatory, które nigdy nie trafiły do Ukrainy? A chodzi o miliardy złotych.
O samym mechanizmie transferowania publicznych pieniędzy z RARS do prywatnych firm, zaprzyjaźnionych z politykami PiS, wiemy już sporo. Opisała go aresztowana wcześniej Justyna G., podwładna Michała K. odpowiedzialna za zakupy w agencji. Z jej zeznań wynika, że o tym, która firma ma zostać wybrana do dokonania zakupów w imieniu RARS, Michał K.