Kraj

Akcja Doppelgänger. Uwaga! Rosyjskie służby podszywają się pod „Politykę” i szerzą dezinformację

Rosyjskie służby podszywają się pod polskie media i szerzą dezinformację. Rosyjskie służby podszywają się pod polskie media i szerzą dezinformację. Samuel Regan-Asante / Unsplash
Strona główna portalu polityka.pl, a na niej wielki tytuł „Unia Europejska zniszczy siebie i Polskę: opinia Polaków nie interesuje”. Błędy językowe odwracają uwagę od drobnego szczegółu. To nie jest strona „Polityki”, a rosyjska akcja Doppelgänger.

„Interesy Polski i jej przedstawiciele są ignorowane przy obsadzaniu organów UE” – czytamy na stronie podszywającej się pod nasz portal, pozornie łudząco do naszego podobny. Sam tekst jest antyunijny i zawiera rzekome wypowiedzi polityków, m.in. Anny Bryłki z Konfederacji oraz wiceministra MSWiA Macieja Duszczyka. Rosyjscy autorzy piszą o zielonej agendzie duszącej przemysł, nowych europejskich wartościach w konserwatywnym i katolickim kraju oraz stabilnym eurosceptycyzmie Polaków. „Kraj stanął przed pytaniem, czy w ogóle warto kontynuować członkostwo w UE. (…) UE nas nie potrzebuje i powstaje pytanie, na ile UE nam jest potrzebna”.

Podobne zjawisko dotyka innych mediów. To efekt akcji rosyjskich służb nazwanej od niemieckiego słowa Doppelgänger (sobowtór), którą w 2022 r. ujawniła organizacja EU DisinfoLab. O najnowszych próbach – autorzy ostrzegają, że mogą być to testy przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi w 2025 r. – poinformowały „Gazeta Wyborcza” i serwis Demagog, które współpracują z siecią Counter Disinformation Network. Grupa bada rosyjską dezinformację, która brała na cel również największe światowe redakcje, m.in. „Der Spiegel”, „Washington Post”, „Le Figaro” i „Le Monde”. Ofiarą tych działań padały również resorty spraw zagranicznych.

Cały raport jest dostępny pod tym linkiem.

Strona udająca serwis Polityka.plbiqdata.wyborcza.pl/Gazeta WyborczaStrona udająca serwis Polityka.pl

Jak uniknąć dezinformacji w sieci

Główne cele rosyjskiej dezinformacji to polaryzacja, podważanie sojuszy oraz osłabienie wsparcia dla Ukrainy. Dlatego autorzy raportu instruują, na co należy zwrócić uwagę w internecie i mediach społecznościowych i jak zachować czujność. Naszą podejrzliwość powinny wzbudzić:

  1. Adresy stron przypominające oryginalne serwisy, ale mające w nazwie podejrzane końcówki, nietypowe dla polskich mediów (typowe to .pl lub .com).
  2. Wpisy z kont, których nie znamy (np. w mediach społecznościowych), które w nazwie często zawierają popularne na Zachodzie imię i losowe cyfry.
  3. Formalny język wpisów odbiegający od potocznej mowy, jaką posługujemy się w mediach społecznościowych. Na przykład: „Zgadzam się z autorem…”, „Sądzę, że…”, „Uważam, że…”.
  4. Rusycyzmy, np. „Tusk bieży do Brukseli”, „Musimy walczyć za naszą branżę budowlaną”, „Gensek NATO” (gensek to po rosyjsku sekretarz generalny).
  5. Linki towarzyszące wpisom w mediach społecznościowych – czy są skrótami, czy oryginalnymi linkami do polskich mediów.
  6. Ostrzeżenie z komputera, że połączenie nie jest bezpieczne (to sygnalizuje, że link, który otwieramy, budzi zastrzeżenia).
  7. Przed wejściem na stronę z tekstem przez moment może włączać się inna strona, co świadczy o przekierowaniu z adresu na adres.
  8. Teksty bez oryginalnych zdjęć, ale z grafikami, być może wygenerowanymi przez sztuczną inteligencję.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama