Kraj

Trasa zmieniona

Czy to nie tak, że dziecko dziś nie jest żadnym cudem, sensem życia ani powodem do radości, ale gorącym kartoflem? Depopulacja cieszy jak nowa apaszka.

W drodze do przystanku autobusu linii 159 żałuję, że nie żyje już Miron Białoszewski. Mógłby nadal stać np. na rogu Chłodnej i Żelaznej, prowadząc swoje genialne notatki. Powstanie warszawskie teoretycznie się skończyło i można leżeć na tapczanie. Teoretycznie. W naszym mieście, wychodząc z tymczasowych nor, nigdy nie wiemy, na jaki odcinek złe siły nas rzucą i czy wrócimy cali i zdrowi. Cmentarze zapełniają się warszawiakami szybciej niż żłobki. Wczoraj jeszcze w drodze na przystanek stał „nasz kiosk”, w którym mój młodszy syn lubił wypatrywać gazetek z kartami i ludzikami Ninjago, a ja kupowałam magazyn „Książki”. Spieszę z wyjaśnieniem: Ninjago to plastikowe figurki, żadna nie uśmiecha się nawet kącikiem ust, szczerzą wrogo uzębienie, machają na powitanie maczetami, a wszystko to czynią w efektownych nakryciach głowy – kapeluszach amigasa. Przez ostatnie osiem lat wydałam majątek w tym kiosku, a teraz została po nim niewielka kwadratowa dziura w ziemi zabezpieczona czerwoną taśmą. Kiosk ten nie przygotował mnie na swoją egzekucję ani też wywózkę. Nie mamy informacji, dokąd go wywieźli, czy żyje, czy go złomują. Nastąpił zgon prasy papierowej, a klepsydry nawet nie wywieszono w mojej klatce. Tu stało, tu było.

Mamy też wersję: tu jechało, tu nie jedzie. Znikające tramwaje to nowa broń, którą miasto stara się pozbyć jeszcze trzymających się życia wycieńczonych mieszkańców. „Gdy byłem na studiach, tędy jeździł tramwaj” – opowiadał mi ojciec prawie za każdym razem, gdy szliśmy niezdekomunizowaną ulicą Gagarina. Tramwaj był, potem go uśmiercili, a teraz w erze prezydenta Trzaskowskiego i strefy zielonej ożywiono tramwajowego trupa. W ramach no waste tamte szyny rozebrano i kładziemy nowe. Już cieszyłam się jak głupia na tę linię 11.

Polityka 37.2024 (3480) z dnia 03.09.2024; Felietony; s. 90
Reklama