Sport

Odszedł Franciszek Smuda. Piłkarz, trener, selekcjoner reprezentacji Polski

Franciszek Smuda (1948–2024) Franciszek Smuda (1948–2024) Polityka
Franciszek Smuda był jednym z najbardziej znanych trenerów w naszym kraju. W czasie meczów zwykle nic nie notował, biegał wzdłuż linii boiska, jakby był dwunastym zawodnikiem.

Franciszek Smuda urodził się 22 czerwca 1948 r. w Lubomi pod Wodzisławiem, w śląskiej rodzinie. Pierwsze piłkarskie kroki stawiał w wodzisławskiej Odrze. „Byłem zwykłym kopaczem” – oceniał sam siebie po latach. Grał w drużynach polonijnych i zespołach niemieckich. W drugiej połowie lat 70. występował w Stanach Zjednoczonych. Przez współpracę z polonijnym biznesmenem Tedem Miodonskim stracił oszczędności życia i musiał zaczynać od zera.

Na piłkarską emeryturę odszedł w 1984 r. z Kickers Offenbach. „Walczyłem, gryzłem trawę, ale bez rezultatu. Kiedyś Dithmar Krammer, jeden ze znanych trenerów niemieckich, powiedział mi, że będę lepszym trenerem niż piłkarzem. Chwyciłem się więc tego fachu” – mówił „Polityce” w 1999 r.

Trener, który czynił cuda

Spełniło się, największe sukcesy Smuda odnosił właśnie jako trener. Ukończył słynną w Niemczech szkołę trenerską w Kolonii. W latach 90. trzykrotnie zdobył mistrzostwo Polski – dwa razy z Widzewem Łódź, z którym awansował także do Ligi Mistrzów (sezon 1996/1997). Do Łodzi ściągnął go Andrzej Grajewski, jeden z udziałowców klubu. Widzew uważany był wówczas za najbogatszy klub w kraju, miał też najsilniejszą drużynę. W sezonie 1995/96 polski piłkarski świat oniemiał – Widzew w 34 ligowych kolejkach nie przegrał meczu, zdobył mistrzostwo (pierwsze od 1982 r., od czasów Bońka i Smolarka), dostał się do Ligi Mistrzów (w sześciu rozegranych meczach jedno zwycięstwo i remis). W następnym sezonie łodzianie ponownie zasiedli na piłkarskim tronie. Wówczas o Smudzie zaczęto mówić, że jest genialnym trenerem i czyni cuda.

W 1998 r. przeszedł do Wisły Kraków. Z nią też wywalczył mistrzostwo Polski. Z kolei z Lechem Poznań wywalczył Puchar Polski (2008/2009). Przez 34 lata pracował łącznie w ośmiu klubach polskiej ekstraklasy. Poprowadził swoje drużyny w 496 meczach. To trzeci wynik w historii po Waldemarze Fornaliku (536) i Oreście Lenczyku (587).

„Wszystko mam w głowie”

Smuda mówił, że miał nosa do oceny zawodników, choć nie wiedział, skąd ten dar się bierze: „Trudno mi to wytłumaczyć, ale popatrzę i wiem, na co każdego po kolei stać na meczu”. Pod każdego przeciwnika dobierał innych zawodników. „Wszystko mam w głowie” – zwykł mawiać.

W czasie meczu nic nie notował, biegał za piłką wzdłuż linii boiska, krzycząc, gestykulując – jakby był dwunastym zawodnikiem. Na treningach stosował tzw. metodę interwałową – polega na zmuszaniu organizmu do olbrzymiego wysiłku w krótkim czasie.

W latach 2009–12 był selekcjonerem reprezentacji Polski. Odszedł po nieudanym Euro. Biało-Czerwoni jako gospodarze odpadli z turnieju po fazie grupowej. Później pracował m.in. ponownie w Wiśle Kraków i Górniku Łęczna. Podupadł na zdrowiu po wybuchu pandemii. „Od razu złapałem koronawirusa. A potem zaczęły się innego typu problemy. Wcześniej cały czas byłem na chodzie, nic mi nie dolegało. Ale mnie złapało” – opowiadał w wywiadach.

Ostatnim jego klubem była Wieczysta Kraków, wówczas trzecioligowa (czwarty poziom rozgrywkowy), z której został zwolniony pod koniec sierpnia 2022 r.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama