Stanowiska w wojsku tracą kolejni oficerowie „zasłużeni” dla rządów PiS, którzy dali poznać, że wierność mundurowi łączą z przywiązaniem do narzuconych przez polityków reguł gry. Decyzje szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza przerwały kariery ludzi, dzięki którym Antoni Macierewicz i Mariusz Błaszczak próbowali w wojsku krzewić swoją ideologię. I tak z funkcją zastępcy szefa sztabu Sojuszniczego Dowództwa Transformacji pożegnał się gen. dyw. Robert Głąb (po prawej), który jako szef Dowództwa Garnizonu Warszawa wsławił się nie tylko sprawną organizacją defilad, pikników i innych imprez propagandowych, ale przede wszystkim rozkazem oglądania wyłącznie TVP Info. Stanowisko radcy-koordynatora w Dowództwie Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych stracił gen. bryg. Ryszard Parafianowicz, znany z tego, że był „likwidatorem” Akademii Obrony Narodowej, którą Macierewicz postanowił przekształcić w Akademię Sztuki Wojennej, z zaocznymi kursami generalskimi jako priorytetem kształcenia. Z analogicznej funkcji w Dowództwie Generalnym odsunięty został gen. bryg. Grzegorz Skorupski, uznawany w czasach PiS za szarą eminencję zbrojeń. Dowódcą jednej z brygad przestał być gen. bryg. Roman Kopka, „zasłużony” dla poprzedniej władzy jako kadrowiec resortu.
To największa fala zwolnień, choć dotyczy tylko kilku nazwisk. Wcześniej Kosiniak-Kamysz odwoływał pojedynczo, np. gen. broni Krzysztofa Radomskiego, który tak związał się z PiS, że pod partyjnym szyldem startował w wyborach samorządowych, czy pierwszego polskiego dowódcę Eurokorpusu, gen. broni Jarosława Gromadzińskiego, któremu SKW odebrała dostęp do informacji niejawnych.
Kadrowy kij ma jednak dwa końce, bo na zwalniane stanowiska trzeba wyznaczać nowych ludzi, a generalska ławka jest dziś krótka.