Kraj

Trzcina i leszczyna

Nie mogłem patrzeć na słabość Joe Bidena w ostatnich miesiącach. A już największą udrękę sprawiały mi zapętlone obrazy jego pozorowanej sprawności: te niby autoironiczne podbiegi na sztywnych nogach, teatralnie tęgie miny, ustawiony coraz rzadziej gromko głos.

Ale mazgaj – oceniła sąsiadka płaczącego chłopca, który bezskutecznie próbował założyć łańcuch w rowerze.

– Może mu pomogę – zaproponowałem, źle się czując w pozycji gapia.

– Niech pan nie próbuje – powstrzymała mnie stanowczo. – Musi się nauczyć, że trzeba być twardym albo zaradnym. Jak nie umie, niech poprosi o pomoc. Pan sobie wypłakał swoje stanowisko? – podsumowała mnie retorycznie.

– Ale przecież to dziecko – zaprotestowałem – jeszcze zdąży…

– Chodź mały, założymy go razem – przerwała mi sąsiadka, ruszając w stronę beksy, który usiadł zrezygnowany na krawężniku obok leżącego roweru.

Mój dziadek był stolarzem. Brał udział w drugiej wojnie światowej, ale nigdy o tym nie mówił. Był najłagodniejszym mężczyzną, jakiego znałem. Wiele godzin dzieciństwa spędziłem w jego warsztacie. Zrobił dla mnie narty, łuki, strzały, karmniki, miecze, tarcze. A przy okazji niestrudzenie odpowiadał na w kółko powtarzane, protonaukowe pytanie „dlaczego?”. Na przykład kiedy wbijałem gwoździe w różne kawałki drewna i jedne wchodziły gładko, a drugie się gięły. – Dlaczego? – pytałem. – Bo to jest świerk, a to buk – odpowiadał, nie przerywając swojej roboty. – A dlaczego w świerk łatwo, a w buk trudno? – drążyłem. – Bo świerk jest miękki, a buk twardy. – Chciałbym być jak buk, buk jest najlepszy – wnioskowałem pochopnie. – To zależy do czego – relatywizował dziadek. – Jest dobry na meble i podłogi, ale nie nadaje się na domy. – Dlaczego? – Bo jak zmoczy go deszcz, a potem przyjdzie mróz, to popęka i się pokrzywi, i w ścianach powstaną szpary. – A świerk nie pęka? – Pęka, ale tylko trochę i dalej jest prosty.

Polityka 32.2024 (3475) z dnia 30.07.2024; Felietony; s. 88
Reklama