Najpierw wicepremier, minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz podpisuje porozumienie o współpracy MON z Polskim Związkiem Łowieckim, a za chwilę Andrzej Duda włącza do swoich Rekomendacji do Strategii Bezpieczeństwa Narodowego RP „Strategię zrównoważonego łowiectwa w Polsce do roku 2030 z perspektywą do roku 2035”, opracowaną przez Naczelną Radę Łowiecką – nadając w ten sposób wewnętrznemu dokumentowi PZŁ rangę wagi państwowej. Bo rekomendacje prezydenta są skierowane do rządu. W strategii łowczych można przeczytać m.in. o konieczności przywrócenia możliwości uczestnictwa dzieci w polowaniach, szkoleniu psów myśliwskich na żywych zwierzętach, wpisaniu kultury łowieckiej na krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO czy o promocji dziczyzny i opracowaniu diet z jej wykorzystaniem. Myśliwi chcą polować z użyciem noktowizji i termowizji, tłumików, broni krótkiej; chcą polować na łosie, a także na gatunki chronione, np. żubry, wilki, niedźwiedzie. Czy rzeczywiście są to fundamentalne kwestie dla bezpieczeństwa państwa?
– Przyjmiemy oczywiście te dokumenty od pana prezydenta, ale nie będzie z naszej strony zgody na realizowanie tych postulatów – mówi wiceminister środowiska Mikołaj Dorożała, główny konserwator przyrody, odpowiedzialny m.in. za łowiectwo. – Nie ma i nie będzie zgody na polowania z dziećmi, na polowania na gatunki chronione czy w otulinach rezerwatów i parków narodowych. A jeśli chodzi o listę UNESCO, fundamentalne jest pozostawienie na niej Puszczy Białowieskiej, a nie wpisywanie łowiectwa. Zadaniem ministerstwa jest ochrona środowiska, nie krzewienie kultury łowieckiej – zapewnia.
Już od powołania łowczego krajowego Eugeniusza Grzeszczaka, byłego wicemarszałka Sejmu z ramienia PSL, było jasne, że ludowcy rozpostarli nad myśliwymi parasol ochronny.