Kraj

Skruszony sędzia Cichocki o bezprawiu państwa PiS. Tak działał diaboliczny system Ziobry

Sędzia Arkadiusz Cichocki Sędzia Arkadiusz Cichocki Paweł Wodzyński / East News
Zeznania Cichockiego trzeba uznać za ważny moment w historii rozliczania ekipy Jarosława Kaczyńskiego, a zwłaszcza Zbigniewa Ziobry. De facto odbył się tutaj sąd nad Ziobrą i skonstruowanym przez niego diabolicznym systemem, o którym Roman Giertych słusznie powiedział, że był wzorowany na putinowskiej Rosji.

Z wielką ciekawością czekaliśmy na kolejne posiedzenie tzw. zespołu ds. rozliczeń PiS, na którym, zgodnie z zapowiedzią jej przewodniczącego, posła i adwokata w jednym Romana Giertycha, mieliśmy usłyszeć mrożące krew w żyłach rewelacje kolejnego sygnalisty, czyli skruszonego byłego członka ekipy „dobrej zmiany”, zeznającego przeciwko swoim niedawnym kolegom. Czy można czymś przebić zeznania Tomasza Mraza, byłego dyrektora Departamentu Funduszu Sprawiedliwości w MS? Nie, złożone w czwartek 25 lipca zeznania sędziego Arkadiusza Cichockiego z Sądu Okręgowego w Gliwicach, niegdyś członka niesławnej „grupy Kasta”, nie były aż tak spektakularne. Z pewnością były jednakże istotne zarówno ze względów merytorycznych, jak i społecznych.

Z punktu widzenia ściśle prawnego były natomiast drugorzędne, bo sędzia Cichocki i tak zeznaje w prokuraturze, a różne informacje szczegółowe, które ma do przekazania, nie mogą być upubliczniane i nie mogliśmy ich poznać. Usłyszeliśmy jedynie aluzję, że mogą znaleźć się wśród nich dowody wywierania przez urzędników nacisku na sędziów w kwestii wyroków, jakie mieliby wydać. A to już najwyższy kaliber urzędniczej przestępczości.

Czytaj też: Sędziowie hejterzy pod ochroną Sejmu?

Diaboliczny system Kaczyńskiego i Ziobry

Sędzia Cichocki mówił natomiast wiele o trzech sprawach: o działalności oskarżonego o szpiegostwo, zbiegłego na Białoruś byłego sędziego Tomasza Szmydta, o sposobie funkcjonowania Krajowej Rady Sądownictwa oraz o byłej Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Generalnie kto śledzi te sprawy i się nimi interesuje, nie dowiedział się niczego nowego. Czym innym są jednakże ustalenia dziennikarzy, a czym innym zeznania człowieka ze środka patologicznego układu, i to człowieka będącego sędzią. Mimo dość ogólnikowego i „poglądowego” charakteru zeznań Cichockiego trzeba uznać ich złożenie w Sejmie, przed kamerami telewizji, za ważny moment w historii rozliczania ekipy Jarosława Kaczyńskiego, a zwłaszcza Zbigniewa Ziobry, który w ramach królestwa PiS miał swoje udzielne księstwo. I choć nazwisko byłego ministra sprawiedliwości padło zaledwie kilka razy, bo zeznania skupiały się bardziej na jego zastępcy Łukaszu Piebiaku, to de facto odbył się tutaj sąd nad Ziobrą i skonstruowanym przez niego diabolicznym systemem, o którym Roman Giertych słusznie powiedział, że wzorowany był na putinowskiej Rosji.

Sędziego Arkadiusza Cichockiego dobrze pamiętamy z wystąpień medialnych dezawuujących tzw. aferę hejterską, w której sam najprawdopodobniej będzie oskarżony, jako że znajduje się w gronie sędziów, którym Sąd Najwyższy na wniosek ministra Adama Bodnara najpewniej wkrótce uchyli immunitet w związku z tą paskudną sprawą.

Teraz poznaliśmy go lepiej. Trzeba przyznać, że pomimo swojej niezbyt chwalebnej przeszłości zawodowej pokazał się jako bardzo kulturalny i szczery człowiek, któremu chce się wierzyć. Przyznał, że wiążąc się z ekipą Ministerstwa Sprawiedliwości (wcześniej działał w opozycyjnym stowarzyszeniu sędziów Iustitia), liczył na stanowisko w Sądzie Apelacyjnym w Katowicach, a otrzymał jedynie awans na prezesa sądu w Gliwicach. Powiedział, że był tzw. prezesem faksowym, którego nominacja przyszła przysłowiowym faksem z Warszawy. Ujawnił też, że Piebiak proponował mu załatwienie członkostwa w KRS (a raczej neo-KRS), lecz odmówił. Bez zbędnej egzaltacji Cichocki przeprosił kolegów i społeczeństwo za to, co uczynił złego, i trzeba przyznać, że był w tym wiarygodny. Warto też podkreślić, że wyrażał się w sposób inteligentny i ładną polszczyzną. A co powiedział?

Czytaj też: Neosędziowie do nowej KRS. Tragedia czy mniejsze zło?

Tomasz Szmydt mógł wywieźć na Białoruś wrażliwe dane tysięcy Polaków

W pierwszej części przesłuchania Cichocki mówił o sprawie byłego sędziego Tomasza Szmydta, który niedawno objawił się na Białorusi i obecnie ścigany jest za szpiegostwo. Cichocki znał się ze Szmydtem (podobnie jak z Piebiakiem) bardzo dobrze i miał wysokie mniemanie o jego prawniczych kompetencjach. Właściwie byli przyjaciółmi. Dodajmy, że razem też składali samokrytykę za udział w szkalowaniu sędziów (czyli aferze hejterskiej). Pewną osobliwością w światopoglądzie Szmydta było jego zamiłowanie do „Wschodu”, czyli głównie Rosji, jakkolwiek Cichocki nie przywiązywał do tego wagi aż do dnia, gdy ten pół żartem, pół serio, komentując smutne konsekwencje, jakie dla kolaborujących z ekipą Ziobry mogłaby mieć utrata władzy przez PiS, zapytał go, czy nie chciałby wyemigrować „w okolice Moskwy”. Niemniej odnalezienie się Szmydta w Mińsku było dla Cichockiego szokujące.

W sposób niepozostawiający żadnych wątpliwości Szmydt był osobistym protegowanym Łukasza Piebiaka, czyli zastępcy Zbigniewa Ziobry. To on ściągnął Szmydta do ministerstwa i kierował jego karierą. Szmydt pracował dla komisji ds. reprywatyzacji nieruchomości warszawskich, a następnie, dzięki Piebiakowi, został szefem biura KRS. Rola Piebiaka w tej sprawie jest potwierdzona dowodem w postaci nagrania rozmowy między Cichockim a przewodniczącym KRS sędzią Leszkiem Mazurem. Następnie Szmydt awansował z Warszawskiego Sądu Administracyjnego do NSA. Ciekawostką jest, że ze względu na kontakty swojej ówczesnej żony Szmydt był postrzegany jako pośrednik między resortem sprawiedliwości a prawicowymi mediami.

Istnieje prawdopodobieństwo, że Szmydt wszedł w posiadanie bardzo interesujących dla służb rosyjskich informacji na temat polskich agentów służb specjalnych. W Wydziale II Warszawskiego Sądu Administracyjnego prowadził sprawy odwołań oficerów od decyzji pozbawiających ich poświadczeń bezpieczeństwa, czyli certyfikatów zapewniających dostęp do informacji niejawnych. W związku z tą funkcją Szmydt miał wgląd do dokumentów zawierających szczegółowe informacje na temat życia zawodowego i prywatnego funkcjonariuszy.

Natomiast jako szef biura KRS Szmydt prawdopodobnie uzyskał dostęp do wszystkich informacji o obywatelach mających jakikolwiek kontakt z którymkolwiek z sądów. Powstał bowiem system gromadzenia tych rozproszonych danych właśnie przy dyspozycyjnej wobec ministerstwa KRS. To również mogło być źródłem informacji wywiadowczych, które Szmydt mógł przekazać wrogim służbom.

Jest jeszcze jeden zbiór, który mógł się znaleźć za sprawą Szmydta w rękach Rosjan. To dane ok. 50 tys. uczestników szkoleń organizowanych przez Krajową Szkołę Sądownictwa i Prokuratury. Szmydt był bowiem referentem w toczącym się w tej sprawie postępowaniu w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Warszawie.

Czytaj też: Ciężki spadek po PiS. Tych spraw nie można im zapomnieć ani odpuścić

Patologia ręcznie sterowanej KRS

Bardzo interesująca była opowieść Cichockiego na temat sposobu powoływania sędziów do neo-KRS. Jak wiadomo, kandydat do KRS musi najpierw zebrać 25 podpisów swoich kolegów sędziów. W praktyce odbywało się to w ten sposób, że jeśli dany kandydat, posłuszny ekipie Ziobry, nie był w stanie znaleźć wystarczającego poparcia w swoim środowisku, to podpisy składali sędziowie pracujący w MS na tzw. delegacji. Gdyby odmówili, mogliby zostać ukarani, więc nie odmawiali.

Oczywiście listy podpisywali też „sędziwie faksowi”, czyli ludzie bezpośrednio mianowani na prezesów przez Ziobrę. Cichocki podkreśla przy tym, że nie wszyscy sędziowie, którzy startowali do neo-KRS i się dostali, są aż tak uwikłani. Ziobrze i Piebiakowi wystarczało, żeby mieli tam wystarczająco wielu posłusznych sobie ludzi, by kontrolować całą instytucję.

W zamian za złożenie podpisów, dla kogo trzeba, reżimowy sędzia mógł liczyć na bonusy nawet dwukrotnie podnoszące jego zarobki. Mogło to być członkostwo w komisji egzaminacyjnej, a nawet funkcja komisarza wyborczego, mimo że obsada tych stanowisk formalnie należała do MSW. De facto Cichocki opisał mechanizm korupcyjny, za pomocą którego Ziobro z Piebiakiem poszerzali grono posłusznych sobie sędziów.

Czytaj też: Coraz bardziej epicka sprawa Ziobry i funduszu. Tak się tłumaczą hojnie obdarowani

Izba Dyscyplinarna SN: kij na niepokornych

Na szczycie systemu politycznej kontroli nad wymiarem sprawiedliwości znajdowała się w czasach PiS i Solidarnej/Suwerennej Polski powołana w celu dyscyplinowania, czyli zastraszania i karania nieposłusznych sędziów, specjalna Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego. Prowadzone przez politycznie dyspozycyjną neo-KRS konkursy na stanowiska sędziowskie były fikcją. O tym, kto ma zostać fantastycznie opłacanym sędzią Izby, karzącej sędziów np. za składanie pytań prejudycjalnych do TSUE, decydował nawet nie Łukasz Piebiak (miał tam tylko jednego swojego człowieka), lecz prokurator krajowy Bogdan Święczkowski. Cichocki opowiadał o swoim znajomym sędzim Konradzie Wytrykowskim, „faksowym” prezesie Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, który miał się zwierzyć, że „chyba pójdzie do Izby Dyscyplinarnej”, co też się stało. Inny znajomy, były sędzia z Tarnowskich Gór, a jednocześnie notariusz, miał odmówić propozycji pracy w Izbie Dyscyplinarnej SN, bo mu się to finansowo nie opłacało.

Jeśli wejście do KRS, mianowania na stanowiska kierownicze, różnego rodzaju awanse, delegacje itp. były jak marchewka dla sędziów, to Izba Dyscyplinarna była kijem. Jest coś perwersyjnego w fakcie, że w drugiej instancji o losach sędziów decydowali nie sędziowie, lecz głównie prokuratorzy posyłani przez Święczkowskiego, aby tam robili porządki z niepokornymi. Nie są to słowa Cichockiego, ale taka nasuwa się moralna ocena podawanych przez niego faktów.

Na tym zresztą nie koniec perwersji. Ma ona jeszcze dwa wymiary i chyba w całych ponadgodzinnych zeznaniach sędziego Cichockiego ten wątek był najciekawszy. Otóż nie wszyscy zauważyliśmy, że dwuinstancyjność Izby Dyscyplinarnej SN ma bardzo szczególny, by tak rzecz, sowiecki charakter. Mianowicie w pierwszej instancji orzekają różni sędziowie powołani do tego zadania przez ministra. Często wskazywano do tej roli – i to jest pierwszy poziom przewrotności – sędziów niepokornych, np. członków Iustitii, aby sądzili innych sędziów niepokornych. Miało to wytworzyć wrażenie, że tamci zdradzili, a w każdym razie nie można im ufać.

Natomiast szczytem bezprawia jest sama natura drugiej instancji Izby, obsadzona przez sędziów (a raczej, z zawodu, prokuratorów) starannie wyselekcjonowanych, czyli gwarantujących posłuszne wykonywanie woli politycznego kierownictwa w MS. Otóż skład rozpoznający zażalenie na wyrok uniewinniający mógł zrobić z osądzaną sprawą, co mu się (a raczej ministerstwu) żywnie podoba, łącznie z jego zmianą na wyrok skazujący. Czegoś takiego w porządku prawnym państwa prawa być nie może. W państwie prawa sąd odwoławczy może skierować sprawę do powtórnego rozpatrzenia, lecz nie może uznać za winnego kogoś, kogo wcześniej sąd uznał za niewinnego. To bardzo ważna zasada praworządności, którą w państwie PiS konstrukcja organu sądowego najwyższego szczebla najbezczelniej w świecie łamała.

Opowieść sędziego Cichockiego o Izbie Dyscyplinarnej była bardzo pouczająca i faktycznie robiła wrażenie. Trudno powiedzieć, na ile opinia publiczna wciąż interesuje się łamaniem praworządności w państwie Kaczyńskiego i Ziobry. Jeśli w stopniu niewielkim, to tym bardziej docenić trzeba upór i wysiłki Romana Giertycha, któremu można wprawdzie wiele zarzucić, gdy chodzi o jego polityczną przeszłość, lecz i podziękować wypada za to, co robi dzisiaj. Natomiast Arkadiusz Cichocki wydaje się przykładem na to, że nie każdy, kto współpracował z Ziobrą i jego ludźmi, musi być złym człowiekiem. Pobłądził, odnalazł drogę, przeprosił. Można się tylko z tego cieszyć.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną