Romanowski na wolności. Prawica uzyskała korzyść wizerunkową, ale czy to jakiś gejmczendżer? Bez przesady
Ledwie 12 lipca Sejm uchylił immunitet posła Marcina Romanowskiego z Suwerennej Polski, ledwie dwa dni później podejrzany o kierowanie grupą przestępczą w Ministerstwie Sprawiedliwości został aresztowany, a już w środę 17 lipca jest na wolności i odgraża się prokuratorowi generalnemu i całemu światu. Sąd wypuścił go bowiem z aresztu. Cała maszyneria rozliczenia PiS, mająca tak wielkie znaczenie dla reputacji i wiarygodności rządu Donalda Tuska, a obecnie obrabiająca właśnie sprawę Funduszu Sprawiedliwości, zabuksowała w miejscu. Wizerunkowo wygląda to fatalnie, ale czy naprawdę to jest polityczny gejmczendżer? Nie przesadzajmy.
Romanowskiego uratował mandat do ZPRE
Po klęsce Prokuratury Krajowej i osobiście prokuratora krajowego Dariusza Korneluka, którego wniosek o trzymiesięczny areszt dla byłego wiceministra sprawiedliwości Marcina Romanowskiego, odpowiedzialnego za Fundusz Sprawiedliwości, został oddalony przez sąd, rozgorzała debata na temat politycznych konsekwencji tego wydarzenia i ewentualności utraty stanowiska przez Adama Bodnara. Jeśli chodzi o Korneluka, to, jak sam powiedział, „jest gotowy ponieść odpowiedzialność” i można uznać za dość prawdopodobne, że stanowisko straci. Jednak co do Bodnara, to wydaje się to wątpliwe. Owszem, stało się coś złego, ale nie dramatycznego. Popełniono błąd, który jednakże da się naprawić i choć Romanowski wygrał potyczkę, to nadal jego sytuacja prawna jest nie do pozazdroszczenia, a jego przyszłość rysuje się w ciemnych barwach.