Kraj

PiS, poligraf i NATO. Gry bez trybu (wokół) Tomasza Szatkowskiego

PiS, poligraf i NATO. Gry bez trybu (wokół) Szatkowskiego

Zamieszanie – o międzynarodowym już niestety charakterze – wokół Tomasza Szatkowskiego, zdaje się być wynikiem jego dążenia do kariery, wewnątrzpartyjnych obyczajów w PiS oraz stanu instytucji państwa polskiego. Zdjęcie z 19 maja 2023 r. Zamieszanie – o międzynarodowym już niestety charakterze – wokół Tomasza Szatkowskiego, zdaje się być wynikiem jego dążenia do kariery, wewnątrzpartyjnych obyczajów w PiS oraz stanu instytucji państwa polskiego. Zdjęcie z 19 maja 2023 r. Maciek Jazwiecki / Agencja Wyborcza.pl
Zamieszanie – o międzynarodowym już niestety charakterze – wokół Tomasza Szatkowskiego, zdaje się wynikiem jego dążenia do kariery, wewnątrzpartyjnych obyczajów w PiS oraz stanu instytucji państwa polskiego.

Co to za państwo, w którym wysoki urzędnik resortu obrony zwraca się do służb specjalnych o przebadanie poligrafem (w Polsce potocznie nazywanym wariografem), a wszystko po to, by udowodnić partyjnym zwierzchnikom swoją lojalność i przydatność w wewnętrznych grach?

Czytaj także: Kandydatura Tomasza Szatkowskiego na ambasadora przy NATO z negatywną opinią

W PiS i Pałacu wrażenia to nie robi

Przypomnijmy: w styczniu 2018 r. rządząca wówczas partia postanawia, że dla jej wizerunku korzystnie będzie wymienić skompromitowanego w roli ministra obrony Antoniego Macierewicza na nieco mniej wtedy skompromitowanego Mariusza Błaszczaka. Z kierownictwa starej ekipy w resorcie ostaje się tylko jeden człowiek – wiceminister Tomasz Szatkowski. Dla znających partyjne układy towarzyszy – zarówno tych od Macierewicza, jak tych od Błaszczaka – musi się to wydać podejrzane. By utrzymać się w grze, ambitny wiceminister stosuje sprawdzoną formę obrony – atak.

Certyfikatem lojalności wobec najwyższego kierownictwa PiS (duet Jarosława Kaczyńskiego i Mariusza Kamińskiego, guru prezesa od służb specjalnych) ma okazać się badanie na poligrafie. To metoda sprawdzania prawdomówności, polegająca na analizie reakcji fizjologicznych na rozmaitego rodzaju pytania. Stosują ją chętnie niektóre służby specjalne – choćby amerykańskie i brytyjskie, inne (w tym niemieckie czy francuskie) podchodzą do niej sceptycznie. Ostatnio po poligraf sięgają także chyłkiem niektóre korporacje. Równocześnie w sądach wyniki takiego badania nie są zwykle uznawane za wiarygodny dowód.

Co to za państwo, w którym służby specjalne ochoczo przystają na to, by stać się narzędziem tej prywatno-partyjnej operacji? Kontrwywiad wojskowy położył bowiem, jak się okazuje, ruki po szwam i wypełnił zachciankę pana wiceministra. Na dodatek – jak zapewnił mnie oficer z wieloletnim stażem – w polskich służbach badanie poligrafem na własnym wniosek jest „niebywałą rzadkością”. Zwrócił uwagę, że zarzuty kłamstwa w odpowiedziach podczas przesłuchania poligraficznego akurat na pytania o kontakty z obcymi służbami czy obchodzenie się z dokumentami można by w praktyce postawić wielu funkcjonariuszom służb, a także urzędnikom. Bez dodatkowego sprawdzenia – choćby operacyjnego – nie mają one takiego znaczenia. Czy takowe w przypadku Szatkowskiego nastąpiło, nie wiemy.

Co to za państwo, w którym sprawdzenie tak istotnego urzędnika odbywa się w takim trybie – bo w istocie bez żadnego trybu? Z wynikami badania mieli zapoznać się podobno Kaczyński z Kamińskim i mieli uznać wyjaśnienia Szatkowskiego za wiarygodne. Widać łatwo przekonał obu szefów z partii, że jego współpraca ze służbami innego kraju dotyczyła wywiadu jakiegoś państwa NATO. Tym bardziej nie uznali za dyskwalifikujące wątpliwości związane z wynoszeniem tajnych dokumentów – ponoć tylko podczas likwidowania pod nadzorem Macierewicza Wojskowych Służb Informacyjnych. A już podejrzenia o kłamstwa w sferze oświadczenia majątkowego nie zrobiły najwyraźniej w kręgu PiS żadnego wrażenia.

W efekcie partyjni wodzowie zezwolili na dalszą karierę ambitnego młodego człowieka – zaakceptowali jego kandydaturę na ambasadora RP przy NATO, a nominację w 2019 r. podpisał prezydent Andrzej Duda.

Czytaj także: MON przyznaje, że Macierewicz ujawnił wojskowe tajemnice

Sprawa Szatkowskiego: służba kontra służba

Co to za państwo, w którym jedna specsłużba ukrywa swoje ustalenia przed drugą – w tym przypadku akurat merytorycznie istotniejszą? Tymczasem Służba Kontrwywiadu Wojskowego nie przekazała (cały czas mówimy o latach rządów PiS) Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego wyników badania na poligrafie Szatkowskiego. A to ABW wydawała mu poświadczenia bezpieczeństwa pozwalające na dostęp do informacji niejawnych, co jest niezbędne do pełnienia wyższych funkcji państwowych. Rywalizacja, często niechęć, między rozmaitymi służbami zdarza się często i wszędzie, ale zawsze świadczy o patologii i niedostatecznej nad nimi kontroli. Zawsze kończy się źle, a bywa, że tragicznie.

Tu dochodzi jeszcze jeden powód: kierownictwo SKW musiało zdawać sobie sprawę, że przesłuchanie poligrafem wiceministra było obarczone wadami. Albo też, co gorsza, chciało go chronić bądź wręcz patronować mu w dalszej karierze.

Ale też nowa ekipa rządząca dzięki audytowi w służbach specjalnych dowiaduje się o całej historii, lecz rozwiązuje ją z kilkumiesięcznym opóźnieniem (chyba że ów audyt przebiegał jak po grudzie? – tego znowu nie wiemy) z polityczną i medialną wrzawą. Od przejęcia władzy przez koalicję 15 października musiało minąć niemal pół roku, by o problemie z ambasadorem Szatkowskim poinformowano Kolegium Służb Specjalnych (stało się to dopiero w maju 2024 r).

Oczywiście Andrzej Duda przystąpił do ostentacyjnej obrony swojego (a w istocie pisowskiego) nominata. Równocześnie MSZ, nowy koordynator służb specjalnych i premier głośno zapowiedzieli odwołanie Szatkowskiego, bo zarzuty „są dyskwalifikujące” zwłaszcza dla „roli ambasadora przy NATO”. Minister Tomasz Siemoniak przyznał, że „w interesie państwa jest spokojne, ciche, merytoryczne załatwienie tej sprawy”. Miał rację: państwo i jego służby powinny wcześniej znaleźć sposób (a mają takowe) na ściągnięcie niedającego gwarancji zaufania – chociażby tego politycznego – dyplomaty z tak wrażliwej placówki.

Napięcie więc narastało – Duda chciał pokazać, jaką to jest twardą (i lojalną wobec swoich ludzi) głową państwa, a rząd – jak to prezydent rzuca kłody pod nogi także w delikatnej materii polityki zagranicznej i to tej związanej z NATO i bezpieczeństwem.

Efekt? Tomasz Szatkowski został… doradcą społecznym Andrzeja Dudy (i jest przez niego traktowany nadal jako ambasador RP przy NATO). Miał nawet lecieć w delegacji na szczyt Sojuszu Północnoatlantyckiego do Waszyngtonu – z tego gestu ekipa Dudy w ostatniej chwili zrezygnowała, zapewne zresztą po naciskach płynących z samego Sojuszu.

Na koniec okazało się, że Szatkowski, nim jeszcze został odwołany przez MSZ z funkcji ambasadorskiej, aplikował ze wsparciem prezydenta o stanowisko jednego z zastępców sekretarza generalnego NATO. O tę samą funkcję starać się miał Adam Bugajski, dyrektor Departamentu Polityki Bezpieczeństwa MSZ. Dwie kandydatury z Polski siłą rzeczy wzajemnie się osłabiały i w efekcie Warszawa nie ma w otoczeniu szefa Sojuszu żadnego człowieka.

Co najgorsze, w przypadku historii Tomasza Szatkowskiego ludowe porzekadło „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta” ma i ten wymiar, że najwięcej zyskuje na niej Moskwa.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Hotel widmo w Pobierowie to gigantyczny problem. Nie wiadomo nawet, ile i jakich samowolek popełniono

Największy i wielokrotnie krytykowany hotel w Polsce już od trzech lat miał przyjmować gości w nadmorskim Pobierowie. Ale dobrze, że ciągle jest zamknięty. Nie będzie dla gminy Rewal żyłą złota, a kłopoty mogą być spore, gdy w końcu ruszy.

Mirosław Kwiatkowski
18.08.2024
Reklama