Kraj

Jak Dziad Jarosław dzieci straszył

Jarosław Kaczyński w Sejmie Jarosław Kaczyński w Sejmie Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Po Sejmie Rzeczypospolitej grasuje dziecko. Grasuje i narusza! Co narusza? Powagę Sejmu! Komu to przeszkadza? Jarosławowi Kaczyńskiemu!

Cała Polska ogląda filmik, nagrany w czwartek 11 lipca i wyemitowany przez „Szkło Kontaktowe” TVN, na którym widzimy, jak dziesięcioletnia Sara Małecka-Trzaskoś, najmłodsza akredytowana w Sejmie dziennikarka, napotkała na sejmowych schodach Kaczyńskiego i jego świtę. Powiedziała „dzień dobry” (przerywając mu wypowiedź na temat kodeksu karnego) i już chciała mu zadać pytanie, gdy były Prezes Polski wypalił: „To nie są sprawy dla dzieci, także odejdź sobie”. Młoda reporterka niczym Krystyna Janda w „Człowieku z marmuru” nie dała za wygraną. Odparła rezolutnie: „Mam wolność słowa”. Na co prezes wystąpił z filozoficzną konkluzją: „Wolność słowa nie jest dla dzieci; naprawdę odejdź”.

Reporterka Sara w Sejmie to nie przypadek

Wydarzenie to ma pewien kontekst. Już od paru miesięcy pochodząca z Gdańska Sara „grasuje” po Sejmie mniej więcej dwa dni w tygodniu, zawsze w towarzystwie swojego taty, i jest tam dobrze znana. Rozmawiała z wieloma politykami, w tym również z Jarosławem Kaczyńskim. Jest bardzo miła i inteligentna, a jednocześnie ma leciutką afazję, spowalniającą nieco jej mowę. Ten fakt nadaje jej obecności w Sejmie dodatkowy walor społeczny, poza tym, że jest manifestacją demokratyzmu w traktowaniu dzieci. Osoby robiące rzeczy, którym, jak mogłoby się wydawać, stoi na przeszkodzie ich niepełnosprawność, dodają odwagi podobnym sobie. To jest bardzo cenne i słusznie popierane przez władze w demokratycznych i liberalnych krajach.

Oczywiście obecność Sary w Sejmie nie jest czymś przypadkowym, lecz wynika ze świadomej decyzji zapewne samego marszałka, i ma pewien podkład światopoglądowy. Zgadzając się na wydanie takiej akredytacji, polityk zamanifestował swoją otwartość, a wręcz progresywność. I uczynił to pomimo dyskomfortu, jaki muszą odczuwać niektórzy posłowie w kontakcie z dzieckiem w roli dziennikarza. Wszyscy wiedzą, że do dziecka trzeba odnosić się z wyjątkową uprzejmością, mówić prostym językiem, a jednocześnie unikać tonów protekcjonalnych. No i to właśnie złości, a nawet wkurza Kaczyńskiego.

Z jego punktu widzenia, jak się domyślam, sprawa wygląda tak: kierownictwo Sejmu, nad którym utracił kontrolę, manifestuje swój sięgający infantylizmu progresywizm, aby dokuczyć poważnym konserwatystom, na czele z nim samym. No i postanowił Kaczyński nie tańczyć, jak mu zagrają, i zamiast wpisywać się w konwencję – przyznajmy, że dość lewicową – afirmowania praw młodych obywateli i okazywania rewerencji dzieciom, powiedział, co naprawdę myśli. A myśli, że Sejm nie jest dla dzieci, podobnie jak uprawianie zawodu dziennikarza. Znając jego skłonności do paranoi, nie można też wykluczyć, że wyobraża sobie nawet, iż Sarę ktoś napuścił na niego i jego partię w ramach poważniejszej intrygi, czyli prowokacji, mającej na celu nagrywanie polityków PiS w niezręcznych dla nich sytuacjach.

Każda zabawa ma swój koniec. Ta zabawa również

Trzeba przyznać, że Kaczyński wykazał się odwagą, mówiąc, co naprawdę myśli. Można to cenić, niemniej jednak polityk tracący kontrolę nad emocjami i łamiący silnie ugruntowane konwencje, dowodzi, że nie jest w formie. Odganianie od siebie dziecka jest z punktu widzenia PR-u jakąś kompletną katastrofą. Polityczny stary wyga, jakim jest Jarosław Kaczyński, powinien to wiedzieć.

No dobrze, ale co z meritum sprawy, czyli dzieckiem w Sejmie i jego wolnością słowa? Oczywiście dziecko w roli reportera sejmowego jest kreacją dorosłych. Takie happeningi są dopuszczalne, lecz tylko w pewnych granicach. Nie może być tak, że dziecko miesiącami jeździ tam i z powrotem z Gdańska do Warszawy w ramach akcji „Dziecko reporterem sejmowym”. To przekracza granice manipulacji. Za chwilę wszyscy to zrozumieją i Sara z mikrofonem przestanie być zabawna i rozczulająca jako żywy dowód luzu, demokratyzmu i wielkiej zmiany w podejściu do dzieci. Każda zabawa ma swój koniec. Ta zabawa również. A dzieci mają mieć normalne dzieciństwo i normalną, bezpieczną emocjonalnie codzienność. Nie wiem, na jaki okres została wydana akredytacja dla Sary – mam nadzieję, że niezbyt długi.

Najciekawsze w tym wszystkim jest jednakże twierdzenie Kaczyńskiego, że wolność słowa nie jest dla dzieci. Z pewnością granice wolności słowa dziecka są węższe niż dorosłego, chociaż w pewnych sytuacjach dziecko może sobie pozwolić na więcej. To w końcu dziecko zakrzyknęło: „Cesarz jest nagi!”. I dziś wygląda na to, że znowu od dziecka dowiedzieliśmy się czegoś ważnego, a mianowicie, że prezes jest umęczony, zgryźliwy i zgnębiony. Z takim dorobkiem Sara może już spokojnie wycofać się do swojego dziecięcego świata.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przerost Ziobry nad treścią. Zorganizował w resorcie małą armię

Na bazie funkcjonariuszy Służby Więziennej został stworzony specjalny uzbrojony oddział do ochrony budynków należących do ministerstwa. Roczny koszt utrzymania tego zespołu to 13,5 mln zł.

Juliusz Ćwieluch
01.08.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną