Byli i obecni osadzeni skarżą się, że za kratami państwo PiS ma się dobrze. – W zakładach karnych nie doszło do poprawy warunków. Nawet w kwestii zwiększenia liczby rozmów telefonicznych, co minister Maria Ejchart zapowiadała w pierwszym dniu urzędowania, zmiana jest w zasadzie kosmetyczna – mówi Marek, który niedawno opuścił mury więzienia.
Dostęp do telefonu był jedną z największych zdobyczy osadzonych w polskich więzieniach. Po latach walki zdołali zapewnić sobie liberalny, choć nieformalny system, w którym każdy miał prawo do jednego połączenia dziennie. Po przejęciu władzy przez Zjednoczoną Prawicę dostęp do telefonów zaczął być ograniczany metodą salami, żeby nie wywołać masowych buntów. Dopiero w drugiej kadencji dokręcono śrubę. W wyniku głębokiej nowelizacji Kodeksu karnego wykonawczego we wrześniu 2022 r. w kwestii telefonów zmiany sprowadzały się do co najmniej jednego połączenia w tygodniu. Przepis czytano literalnie i w większości więzień dopuszczano jedno połączenie na tydzień. Specjaliści od resocjalizacji pukali się w czoło, bo służba pozbawiała się ważnego narzędzia rozładowywania napięcia wśród osadzonych. Funkcjonariusze byli zachwyceni, bo skończyły się uciążliwe z ich perspektywy „wycieczki” do telefonu.
Po zmianie władzy zapowiedzi były szczodre. Stanęło na tym, że większość zakładów karnych powiększyła liczbę przysługujących połączeń do dwóch w tygodniu. Przy czym połączenia nieodebrane bywają liczone jak wykonane. Opór strażników okazał się silniejszy niż deklaracje nowych władz. Resort komentuje sytuację pozbawioną konkretów zapowiedzią, że: „Obecnie trwają prace nad kompromisowym rozwiązaniem, które spowoduje, iż prawo osadzonych do kontaktów telefonicznych z bliskimi będzie realizowane w szerszym zakresie, nie nakładając przy tym dodatkowych obowiązków na funkcjonariuszy SW wykonujących te czynności”.