Kraj

Jak krętaczą politycy

Andrzej Duda z wizytą w 34. Chojnickim Batalionie Radiotechnicznym, 3 lipca 2024 r. Andrzej Duda z wizytą w 34. Chojnickim Batalionie Radiotechnicznym, 3 lipca 2024 r. Marek Borawski / Kancelaria Prezydenta RP
Co łączy Zgorzelskiego, Sawickiego, Hetmana, Hołownię i Giertycha w sprawie związków partnerskich? Odpowiedź nie jest trudna. Wiara czasem pokonuje logikę, co jest regułą też u Andrzeja Dudy. Tylko ludzi szkoda.

Wedle dość rozpowszechnionego przekonania politykom nie po drodze z logiką, natomiast lubią krętaczyć, co też jest na bakier z logicznym rzemiosłem. Bertrand Russell, wybitny logik i filozof, rozważał zdanie: „Jerzy IV [król Zjednoczonego Królestwa] chciał wiedzieć, czy Walter Scott jest autorem powieści »Waverley«”. Zgodna z faktami odpowiedź jest twierdząca, więc możemy podstawić „Walter Scott” za „autor powieści »Waverley«”. To daje zdanie: „Jerzy IV chciał wiedzieć, czy Walter Scott jest Walterem Scottem”, czyli był ciekaw szczególnego przypadku logicznego prawa identyczności, tj. formuły a=a. Russell dość ironicznie dodał, że trudno przypisać pierwszemu dżentelmenowi Europy (tak mówiono o Jerzym IV) zainteresowanie prawem identyczności.

Niepotrzebna, szkodliwa, spalić

Lord Russell miałby zapewne wielką frajdę, gdyby mógł komentować „logiczne” produkcje współczesnych polskich polityków. Nim przejdę do stosownych przykładów, przytoczę pewne prawo logiki, mianowicie tzw. dylemat konstrukcyjny prosty, najpierw w wersji anegdotycznej. W 642 r. Arabowie zdobyli Aleksandrię. Kalif Umar ibn al-Chattabi, wódz Arabów, patrząc na sławną Bibliotekę Aleksandryjską (wedle różnych źródeł zawierała od 200 tys. do 700 tys. zwojów), miał rozumować tak: „Albo te księgi zawierają to samo co Koran, więc są niepotrzebne i należy je spalić, albo coś innego, więc są szkodliwe i też należy je spalić, a ponieważ albo są niepotrzebne, albo są szkodliwe, to należy je spalić”.

Legenda głosi, że wydał rozkaz spalenia księgozbioru, ale według bardziej prawdopodobnych hipotez niszczenie biblioteki zaczęło się w 48 r. p.n.e., gdy Juliusz Cezar toczył bitwę o Nil, a dzieła dopełnili w IV w. cesarz Teodozjusz i patriarcha Teofil, uznając, że książnica jest centrum nauczania pogańskiego.

Ten drugi fakt należy przypomnieć obecnym rodzimym entuzjastom krzyża, ponieważ bojownicy Teodozjusza i Teofila na pewno nieśli ten symbol na szpicy swoich szeregów. Aleksandria nie miała szczęścia do poczynań pod znakiem krzyża; tu została zabita Hypatia, wybitna filozofka i matematyczka. Stało się to w 415 r., gdy biskupem tegoż miasta był Cyryl (nawet święty chrześcijański), a powodem było to, że Hypatia była poganką.

No heloł, panie redaktorze

Ogólna postać prostego dylematu konstrukcyjnego jest taka: (*) jeśli p, to r, i jeśli q, to r, i p lub q, a więc r. Prawo to jest omawiane w ramach elementarnego kursu logiki, np. takiego, jaki jest prowadzony na Wydziale Prawa i Administracji UJ. Skoro p. Duda ukończył ten fakultet, musiał zdać egzamin z logiki i przypuszczalnie zapoznał się z zacytowanym twierdzeniem rachunku zdań.

Ostatnio zabłysnął takim tekstem (skierowanym do p. Rachonia w TV Republika): „No heloł, panie redaktorze, albo jest demokracja, albo jej nie ma. Jeśli to, co europejscy politycy mówią o demokracji, jest prawdą, to każdy plan można zmienić. A jeżeli nie można, to znaczy, że nie ma demokracji i ktoś trzyma na tym łapę i to blokuje”.

Schemat tej produkcji jest taki: (**) albo p, albo nie-p, jeśli q jest prawdą, to r, jeśli nie-r, to nie-p oraz s i t. Jeśli p. Duda potraktował swoje oznajmienie za podstawienie (*), to na pewno jest w błędzie, natomiast (**) nie jest żadnym prawem logiki, aczkolwiek autor tej gawędy zapewne sądzi inaczej.

Natomiast p. Duda na pewno opanował gwarę uczniowską, bo sprawnie posłużył się słowem „heloł”, odpowiednikiem „cześć” w sensie powitania, aczkolwiek niewykluczone, że chciał uhonorować p. Rachonia i TV Republika. Można domniemywać, że p. Duda opanował gwarę przez swe kontakty z Leśnym Ruchadłem, natomiast jest pewne (a nie tylko domniemane), że operuje tym żargonem znacznie sprawniej niż prawami logiki. Świadczy o tym również takie jego oznajmienie: „Jeżeli są twierdzenia, że doszło do jakichś nieprawidłowości, to bardzo proszę przedstawić na to dowody”. Jeśli ktoś wygłasza twierdzenie, to znaczy, że przedstawił dowody.

Czytaj też: Czy są jakieś granice politycznej bzdury?

Taniec z gwiazdami

Pan Duda nie jest jedynym polskim politykiem, który zabłysnął na forum logiki (właściwie antylogiki). Swoje trzy grosze raczył dorzucić Prezes the Best. Oświadczył: „Równowaga w mediach jest warunkiem demokracji. Przedtem także nie było równowagi w mediach, a teraz ją całkowicie zlikwidowano”.

Trzeba przyznać, że p. Kaczyński zademonstrował wyjątkowe sposobności logiczne, mianowicie uznał, że zlikwidowano to, czego nie było. To podobne do jego wcześniejszej proklamacji, że nikt nas (tj. jego i politycznych współwyznawców) nie przekona, że białe jest białe, a czarne – czarne. Wprawdzie w tym ostatnim przypadku Silny Bojem poprawił się i rzekł: „białe nie jest białe, a czarne nie jest czarne”, ale chyba zupełnie niepotrzebnie, ponieważ skoro można likwidować to, czego nie było, to nie powinno być problemu z odrzuceniem prawa identyczności. Nie wiem, jak Russell uplasowałby p. Kaczyńskiego w hierarchii dżentelmenów europejskich (może ex aequo z p. Orbánem), ale na pewno z wielką radością powitałby szczere zainteresowanie prawem identyczności (a właściwie antyidentyczności) po stronie Jego Ekscelencji.

Skoro p. Kaczyński, surowy krytyk marksizmu, wdraża podstawową zasadę dialektyki głoszącą, że a nie jest a, to trudno się dziwić, że team pod wodzą mgr Przyłębskiej, było nie było, Towarzyskiego Odkrycia Prezesa the Best, orzeka, że konstytucja jest niekonstytucyjna (dokładniej przepis, że nie można być posłem, będąc prawomocnie skazanym).

Także bardziej szeregowi dobrozmieńcy pląsali w antylogicznym tańcu z gwiazdami. Pan Przydacz obszernie wypowiadał się na temat migrantów. Zapytany o spot (wytworzony przez PiS), na którym widać agresywnych osobników o raczej ciemnej karnacji, wyjaśnił, że nie ma on nic wspólnego z rasizmem, jeno ma ostrzegać przed agresywnymi przybyszami z Azji i Afryki. Pan Przydacz uzupełnił tę interpretację, przydając do niej nowatorski podział rodu człowieczego – podzielił ludzi na migrantów legalnych i migrantów nielegalnych.

Jest to klasyfikacja dychotomiczna, a więc rozłączna i zupełna. I jak tu żyć w kontekście takiego obrazu rzeczywistości, w którym każdy człowiek jest migrantem legalnym lub nielegalnym? Wygląda na to, że jedynym wyjściem z tego karambolu logicznego jest uznanie, że podział dychotomiczny nie jest zupełny i rozłączny. Zważywszy na dobrozmienne standardy myślowe, nie powinno być z tym żadnego problemu.

Czytaj też: Koalicjanci w jednym stali domku

Zgorzelski cierpi za miliony

Byłbym jednak niesprawiedliwy, gdybym twierdził, że anomalie logiczne charakteryzują wyłącznie dobrozmieńców. Ostatnio pojawił się wysyp krętactw w związku z projektem ustawy o związkach partnerskich. Jest on widoczny w Trzeciej Drodze, przede wszystkim w PSL. Punktem niezgody jest kwestia przysposobienia dzieci. Oto czytamy: „Przysposobienie jest formalnym uznaniem za własne dziecko osoby obcej z punktu widzenia biologicznego. Nie może ono mieć ukończonych 18 lat ani być w związku małżeńskim. Określona jest także dolna granica wiekowa. Przysposobić wolno dziecko, które ma więcej niż 6 tygodni”.

Krytycy projektu z koalicji 15 października zgadzają się na rozmaite udogodnienia administracyjne (rejestracja związków, prawo do wspólnego rozliczania się podatkowego itp.), ale nie godzą się na przysposabianie dzieci, w szczególności gdy jeden z partnerów ma biologiczne potomstwo i umiera. W tle jest zdecydowana niechęć do partnerskich związków homoseksualnych, ale konsekwencje dotyczą wszystkich par, które żyją bez wstąpienia w związek małżeński.

Pomijając rozmaite szczegóły, większość państw UE traktuje homoseksualne związki partnerskie na równi z małżeńskimi. Europejski Trybunał Praw Człowieka zobowiązuje kraje Rady Europy (a więc nie tylko UE) do prawnego uznawania związków osób tej samej płci oraz uznania małżeństw osób tej samej płci zawartych w krajach, gdzie są one uznawane. To zobowiązanie zostało skierowane do władz Polski i projekt ustawy o związkach partnerskich na nie odpowiada. Od razu warto zauważyć, że rzeczony projekt nie jest fanaberią KO i Lewicy, ale wypływa z potrzeby dostosowania naszego porządku prawnego do standardów europejskich.

Jako reprezentanta opozycji wobec pomysłu przysposabiania dzieci przez osoby homoseksualne wybrałem p. Zgorzelskiego, wicemarszałka Sejmu z ramienia PSL. Jest to polityk zwykle argumentujący racjonalnie i rzeczowo. Wszelako w sprawie ustawy o związkach partnerskich dostał chyba bzika à la TV Republika. Powołuje się na art. 18 konstytucji: „Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej”, ale nie widać żadnego powodu, aby uważać, że przysposabianie dzieci w myśl projektu ustawy o związkach partnerskich w czymkolwiek zagrażało małżeńskim związkom mężczyzn i kobiet oraz rodzinie, macierzyństwu i rodzicielstwu.

Co więcej, p. Zgorzelski nie ma nic przeciwko (a w każdym razie tego nie deklaruje) przysposabianiu przez osoby heteroseksualne. Powołuje się na to, że rozważany projekt nie był elementem umowy koalicyjnej. Wszelako wiele ostatnio procedowanych ustaw i postanowień też nie było i nikt nie robi z tego problemu. Ponadto sam fakt potrzeby dostosowania naszego prawa do zaleceń UE jest wystarczającym powodem, aby uregulować kwestię związków partnerskich – p. Zgorzelski, zdecydowanie reprezentujący proeuropejski punkt widzenia, powinien to dostrzegać. Pan wicemarszałek powołuje się również na miliony wyborców, których reprezentuje. Otóż nic nie wiadomo, jakoby p. Zgorzelski cierpiał za miliony w sprawie przysposabiania dzieci przez homoseksualistów. Badania socjologiczne jednoznacznie wskazują, że większość elektoratu antydobrozmiennego popiera uregulowanie związków partnerskich w takim kształcie, jak to jest proponowane przez KO i Lewicę. Wypada tedy stwierdzić, że p. Zgorzelski zwyczajnie krętaczy.

To nie ludzie, ale światopogląd

Innym krętaczem jest p. Hołownia. Deklaruje, że chciałby zrozumieć, co to jest przysposobienie w rozumieniu projektu. Prosta rada: wystarczy, gdy przeczyta zacytowane wyżej wyjaśnienie. Pan Hołownia trapi się tym, że obecny prezydent nie podpisze ustawy o związkach partnerskich. Owszem, jest to wielce prawdopodobne, skoro p. Duda mocą swojego umysłu uznał, że LGBT to nie ludzie, ale ideologia, to przecież nie zgodzi się, aby ideologia przysposabiała dzieci.

Jeszcze innymi ludowymi oponentami projektu ustawy o związkach partnerskich są p. Sawicki, czyli marszałek senior, i p. Hetman. Pierwszy powołuje się na swoje wartości, którym, jak powiada, musi być wierny. Myli się, polityk reprezentuje wyborców i ich wartości, a jeśli p. Sawicki notuje konflikt z nimi, może – co już kiedyś zauważyłem – zaciągnąć się do mediów p. Rydzyka. Na razie zachowuje się po chamsku, zatrzaskując drzwi przed kobietami pytającymi go o radę. Pan Hetman deklaruje się jako liberał, ale podkreśla, że musi respektować wrażliwość swoich klubowych kolegów – niezłe krętactwo.

Krętaczem jest również p. Giertych, teraz z KO. Zapytany, jak będzie głosował w sprawie związków partnerskich, wyjaśnił, że nie wypowiada się publicznie w sprawach światopoglądowych. Czyli nie rozumie, w czym rzecz, i uważa, że LGBT to nie ludzie, ale światopogląd, co jest w gruncie rzeczy wariantem stanowiska p. Dudy.

Co łączy p. Zgorzelskiego, p. Sawickiego, p. Hetmana, p. Hołownię i p. Giertycha w sprawie związków partnerskich? Odpowiedź nie jest trudna. Wszyscy są pod wpływem kościelnego nauczania w tej materii (chociaż dość nieudolnie przekonują, że realizują boskie szyfry) i dlatego wchodzą w paralogiczne buty innych dobrozmieńców. Wiara czyni cuda, gdy się jej uda. Bywa, że pokonuje logikę, co jest regułą np. u p. Dudy. Tylko ludzi szkoda.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną