Kraj

Na własnej skórze

Taka przygoda spotkała mnie i moją żonę po tym, jak w warszawskim urzędzie stanu cywilnego złożyłyśmy wniosek o transkrypcję aktu małżeństwa zawartego przez nas wczesną wiosną w Kopenhadze.

Wyobraźcie sobie Państwo, że postanowiliście wziąć ślub za granicą. Powiedzmy, że w jakimś pięknym mieście europejskim, z którym wiążą was sentymentalne wspomnienia randek, z wieżą Eiffla, Bramą Brandenburską czy Koloseum w tle. Albo na greckiej wyspie, na której spędziliście z ukochaną osobą pierwsze wspólne wakacje, korzystając z morza, słońca i wina, a potem czule smarując sobie poparzone plecy jogurtem z owczego mleka. Więc spełniacie to swoje marzenie, bo jak się żenić, to się żenić, w ten jeden dzień wszystko musi być idealne. I jest: zagraniczni urzędnicy udzielający wam ślubu są mili, wesele huczne, a sesja zdjęciowa najwspanialsza. Trochę później, już w Polsce, robicie to, co do was należy, czyli zgłaszacie w odpowiednim urzędzie, że wasz stan cywilny uległ zmianie: nie jesteście już kawalerem ani panną, tylko osobą po ślubie, i macie żonę albo męża, z którą albo którym dzielić będziecie życie. I wyobraźcie sobie teraz, że po złożeniu takiego zgłoszenia, w ustawowym terminie, zamiast odpisu polskiego aktu małżeństwa, za który kazano wam zapłacić z góry, dostajecie kopię pisma wystosowanego przez urząd do… prokuratora.

Najpierw myślicie, że to zwykły błąd: na pewno ktoś pomylił koperty. Ale nie – okazuje się, że w piśmie figurują wasze imiona i nazwiska, a także data i miejsce waszego ślubu. Że urząd przekazuje te dane prokuraturze wraz z informacją o złożonym przez was wniosku i kopią akt waszej sprawy. Nie wiecie, co to oznacza, bo nikt z urzędu was o tym nie uprzedził i niczego nie wyjaśnił. Nie wiecie, czy jesteście o coś oskarżeni, ale zaproszenie prokuratora do udziału w waszej sprawie zdaje się sugerować właśnie to. I jedyne, co w tej sytuacji przychodzi wam do głowy, to zdanie otwierające „Proces” Kafki: „Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K.

Polityka 28.2024 (3471) z dnia 02.07.2024; Felietony; s. 89
Reklama