Kraj

Mają być zarzuty za aferę hejterską. Ale czy jest organ, który hejterom uchyli immunitety?

Były wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak Były wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Prokuratura chce stawiać zarzuty za aferę hejterską w Ministerstwie Sprawiedliwości. Jeśli uda się uchylić podejrzanym immunitety. Lepiej późno niż wcale – minęło od niej osiem lat, sprawa przerzucana była z prokuratury do prokuratury i szła na przedawnienie.

Wnioski do Izby Odpowiedzialności Zawodowej SN zapowiedział dziś w Radiu TOK FM minister prokurator generalny Adam Bodnar. Na razie mają dotyczyć czterech sędziów, chociaż w kontekście hejterskiej grupy „Kasta” czy „anty-Kasta” wymienia się ich kilkunastu. Dwa nazwiska są symboliczne: to Łukasz Piebiak, były wiceminister sprawiedliwości odpowiedzialny za reformę sądownictwa, według wpisów na komunikatorze „Kasty” – „herszt”, a według nawróconej hejterki Emilii Szmydt – jej mocodawca, oraz „Rzeźnik” (przydomek nadany w grupie „Kasta”), czyli rzecznik dyscyplinarny dla sędziów Przemysław Radzik. Pierwszy jest dziś sędzią Sądu Rejonowego dla miasta st. Warszawy, drugi – sędzią Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Dwaj pozostali kandydaci na podejrzanych to Jakub Iwaniec, sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy Mokotowa, oraz Dariusz Cichocki, hejter nawrócony, sędzia Sądu Okręgowego w Gliwicach.

Prokuratura Regionalna we Wrocławiu chce im postawić zarzut „działania w grupie przestępczej, gdzie wykorzystując sprawowane funkcje, przetwarzali w sposób nieuprawniony dane osobowe sędziów zawarte w rozmaitych dokumentach w celu zdyskredytowania pokrzywdzonych sędziów w opinii publicznej, w tym zniechęcenia ich do krytyki reformy wymiaru sprawiedliwości”.

Afera hejterska, nazywana też „farmą trolli w Ministerstwie Sprawiedliwości”, była jedną z wielu prób zniszczenia oporu środowiska sędziowskiego przeciwko upolitycznieniu wymiaru sprawiedliwości. Została ujawniona najpierw przez Annę Mierzyńską z OKO.press, która opisała, że w sieci pojawiają się informacje z akt personalnych sędziów, a potem przez Magdalenę Gałczyńską z Onet.pl, która opublikowała wyznania skruszonej hejterki Emilii Szmydt. Po tych wyznaniach sygnalistka uciekła z Polski, bojąc się o swoje bezpieczeństwo. Po pięciu latach jej były już mąż, także uczestnik grupy hejterskiej „Kasta”, Tomasz Szmydt również z Polski uciekł – na Białoruś, gdzie poprosił o azyl polityczny reżim Łukaszenki. Zanim jednak to zrobił, złożył obszerne zeznania w prokuraturze obciążające sędziego Piebiaka i innych w śledztwie w sprawie afery hejterskiej. Jego zeznania są zapewne ważnym materiałem dowodowym dla sformułowania wniosków o uchylenie im immunitetów sędziowskich.

Tylko czy jest organ, który może im te immunitety uchylić?

Sprawa może rozbić się przez neosędziów

Powinien to zrobić Sąd Najwyższy. Utworzona w nim Izba Odpowiedzialności Zawodowej jest jednak podejrzana o niekonstytucyjność, bo sędziów do niej wskazał – imiennie, bez żadnych kryteriów – prezydent, czyli członek władzy wykonawczej. To może naruszać zasadę trójpodziału władz. I zasadę działania na podstawie i w granicach prawa, bo prezydent nie ma kompetencji do samodzielnego kierowania sędziów do poszczególnych wydziałów sądów. W dodatku ponad połowa składu IOZ to neosędziowie, a wyroki wydane z ich udziałem mogą być kwestionowane. Podobnie jak zgoda na uchylenie sędziowskiego immunitetu.

Oczywiście IOZ może rozpatrzyć sprawę w prawidłowym składzie. A prawidłowy skład mogą wymusić ławnicy, jeśli konsekwentnie będą odmawiać sądzenia z neosędziami. Ale to potrwa. A poza tym zainteresowani mogą zakwestionować ten wyrok jako wydany przez sąd wyznaczony w niewłaściwej procedurze. I koło się zamknie.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną