Kraj

Nigdy nie mówił, że jest źle

Łukasz Lipiński: lider, mentor, dobry Człowiek. Nigdy nie mówił, że jest źle

Łukasz Lipiński (1972 - 2024). Łukasz Lipiński (1972 - 2024). Leszek Zych / Polityka
Był zastępcą redaktora naczelnego „Polityki”, szefem Polityka.pl, liderem, mentorem i dobrym Człowiekiem. Odszedł nagle, zostanie z nami na zawsze.

Artykuł w wersji audio

Gdyby usłyszał, przeczytał setki wspomnień, podziękowań, wyrazów uznania dla jego pracy, erudycji i wiedzy, zapewne uśmiechnąłby się tylko – jak zwykle – jakoś tak delikatnie. Ucieszył, coś powiedział i po chwili zająłby się tym, co i tak miał właśnie w planach. W wyjątkowy sposób łączył w sobie wybitność i skromność, był pewny swojego zdania, ale szanował przeciwne, zanim o czymś zdecydował – słuchał.

Łukasz Lipiński zmarł 18 czerwca 2024 r. Był świetnym dziennikarzem i wnikliwym redaktorem, szefem, przyjacielem, mężem i tatą. Dobrym i mądrym Człowiekiem. Gdańszczaninem. Bo miał dwa miejsca na ziemi. Gdańsk, w którym się urodził, wychował, nasiąknął atmosferą kolebki Solidarności. Tu skończył studia prawnicze, został dziennikarzem, tu kibicował Lechii (śmiał się, że jej stadion to jedyne miejsce, gdzie można by spotkać go z Donaldem Tuskiem i Jackiem Kurskim naraz). I była Warszawa, w której żył od wielu lat. Lubił ją, bardzo dobrze znał, tu rozkwitł, pisał, redagował, działał, bywał. Troszczył się o najbliższych, dbał o pracowników.

Zawsze pędził z miejsca na miejsce. Choroba, o której dowiedział się ponad rok temu, zupełnie tego nie zmieniła. Po prostu „dopisał ją” do innych spraw, które miał na głowie.

Nagle odszedł. Miał tylko 51 lat.

Lider, mentor, wizjoner

Kilkanaście lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Zaczynał, jak wiele jego przyjaciółek i przyjaciół, w lokalnym oddziale. Potem, już w centrali przy ulicy Czerskiej w Warszawie, stał się jednym z filarów tej redakcji. Szefował trzem najważniejszym działom: gospodarczemu, zagranicznemu (niewielu tak orientowało się w tematyce i polityce europejskiej) i krajowemu.

Łukasz miał wiedzę z wielu dziedzin, przy czym nie była ona powierzchowna – on nie tylko znał fakty, ale też rozumiał mechanizmy. To nie jest często spotykane, a pozwala krytycznie oceniać jakość informacji i opinii, wyłapywać błędy i widzieć, co jest ważne, a co jest tylko jednodniową pseudoaferą – wspomina Ewa Siedlecka, dziennikarka i publicystka, która pracowała z nim w „Gazecie Wyborczej” i w„Polityce”. – Był świetnym analitykiem. Politykę widział taką, jaka jest, z całą jej grą, kłamstwami, dwulicowością, hipokryzją, ale też koniecznością i niezbędnością. Miał do niej dystans emocjonalny, był pragmatykiem i realistą, ale z mocną moralną busolą: są etyczne granice i wartości niezbywalne, a polityka ma służyć państwu i społeczeństwu, a nie politykom.

W 2012 r. doszło do rozstania z „Gazetą Wyborczą”. Miał różne propozycje, ale wybrał, jak sam tłumaczył, unikatową instytucję na polskim rynku medialnym – rodzący się serwis analityczny Polityka Insight. Tworzył go od samego początku, od pierwszej odsłony.

Andrzej Bobiński, dziś dyrektor zarządzający Polityką Insight, wspomina: – Na początku 2013 r. Wawrzyniec Smoczyński szukał redaktora, z którym rozwinąłby dziwaczny pomysł, jakim wówczas wydawała się PI. Zadanie było pozornie niemożliwe – projekt mglisty, plany niepewne, a wymagania niespełnialne. Potrzeba było osoby, która zna się na wszystkim: od polityki, przez gospodarkę, po prawo i sprawy społeczne. I zdarzył się cud. „Gazeta Wyborcza” nie zatrzymała jednego ze swoich najlepszych redaktorów.

W PI pracę zaczynał reporter Mateusz Mazzini: – Łukasz był bardzo rzadkim przykładem nauczyciela, mentora. Metodycznie siadał ze mną nad każdym tekstem, z ołówkiem w ręku – wspomina.

Był dumny z Polityki Insight. Wspominał tysiące zredagowanych analiz, kilkaset wypuszczonych briefingów, kilkadziesiąt większych raportów (musiał zgłębiać egzotyczne dla siebie branże, takie jak np. kosmetyka), ponad setkę prezentacji i prowadzonych spotkań dla subskrybentów i klientów.

W 2018 r. zmienił pracę, choć nie zmienił adresu – został redaktorem naczelnym Polityka.pl, serwisu internetowego tygodnika„Polityka”. Poprowadził go natychmiast do niezbędnych zmian w sytuacji, gdy wartościowe dziennikarstwo musiało przestawiać się w sieci na model subskrypcyjny. Niemal z dnia na dzień zmienił się portal, potem powstała aplikacja, a Łukasz już myślał, co dalej. Został zastępcą redaktora naczelnego„Polityki” do spraw wydań cyfrowych. Ale funkcje i stanowiska to była tylko część jego zawodowej krzątaniny. Stale komentował wydarzenia na naszych łamach, ale też w innych mediach (rzadko odmawiał, kiedy dzwonił wydawca programu telewizyjnego czy radiowego).

Umiał panować nad stresem. Przez wiele lat pracy z nim nie widziałam, żeby poniosły go nerwy, chociaż to nerwowa praca. Szczególnie gdy kieruje się zespołami ludzi, trzeba godzić ambicje i amortyzować konflikty – wspomina Ewa Siedlecka. – Nie lubił niedopowiedzeń, nie wodził za nos. Otwarcie wytłumaczył, dlaczego nie może mnie po praktykach przyjąć, i równie otwarcie ustalał ze mną warunki współpracy, gdy cztery lata później mnie zatrudniał – dodaje Michał Tomasik z Polityka.pl.

Był elegancki w każdym calu, miał świetne maniery – doskonale nadawałby się na ambasadora. Obyty w świecie, znał języki, a co najważniejsze – miał w nich wiele do powiedzenia – mówi Agnieszka Zagner z Polityka.pl. Wojciech Szacki z Polityki Insight: – Surowy dla tekstu, ale wyrozumiały dla autora.

Szybko przechodził od słów do czynów, co wprowadzało w działania redakcyjne zupełnie nową dynamikę. –Na korytarzach „Polityki” o podkastach dyskutowało się od dawna, a Łukasz w kilka tygodni dywagacje zamienił we w pełni funkcjonalne studio nagrań. Sam prowadził podkast „Temat tygodnia” – poświęcony najważniejszym wydarzeniom, nie tylko politycznym. Nauczył się tej formy błyskawicznie, realizował ją samodzielnie – wspomina Bartek Chaciński, szef działu kultury i zastępca redaktora naczelnego„Polityki”. Z dwóch pasm wypączkowało kilka osobnych cykli. W studiu zrobiło się gęsto i ciasno, a gdy trzeba było rozwiązać problem nachodzących terminarzy, pojawiał się Łukasz i problem znikał. Ciężar organizacyjny dźwigał, jak się zdawało, bez trudu.

Racjonalny, skromny, taktowny

Chorobie nie poddał się od początku: podróżował, spotykał się, pracował, planował. Żył na 100 procent, tak postanowił. Tylko się uśmiechał (delikatnie), gdy mówiliśmy: „Łukasz, zwolnij, odpocznij”. Pędził dalej.

Dowiedział się o niej w marcu 2023 r. I znowu: zniknął tylko na chwilę, na czas operacji („musicie pociągnąć ten wózek”). Po paru tygodniach był z powrotem. Cieszyliśmy się jeszcze niedawno, że to już rok i jest chyba nieźle. Tylko rzucił: „ktoś te statystyki przeżycia musi robić”.

Chorował ponad rok i robił to, jak wszystko w życiu, porządnie, nie czyniąc wokół tego zamieszania. Przyjmował chemię, która go wyniszczała, ale pytany, odpowiadał, że jest OK, raz lepiej, raz gorzej, ale da się żyć. Pracował, cieszył się życiem, rodziną. Po diagnozie, którą dostał, żyje się zwykle z pół roku, on wywalczył – metodycznie, spokojnie – drugie pół i trochę. Był w tym swoim chorowaniu tak racjonalny, skromny i taktowny, że uwierzyliśmy, że to choroba chroniczna, a nie śmiertelna – mówi Ewa Siedlecka.

Po diagnozie jakby jeszcze przyspieszył. Był na kolegiach (łączył się nawet ze szpitali), na chemię szedł z laptopem. Prowadził spotkania i panele, jeździł na konferencje po Polsce i Europie. Do Gdańska wracał jeszcze częściej i niemal za każdym razem robił, a potem wrzucał na Facebook zdjęcia na ławeczce Oskara i Güntera Grassa. Podobnie jak obrazki z plaży w Brzeźnie (polecał ją chyba każdemu, kto nad Bałtyk się wybierał).

Był wielkim fanem sportu. Do czasu operacji biegał, czas wolny spędzał na wycieczkach rowerowych wzdłuż Wisły lub Bałtyku. Poza kibicowaniem Lechii pasjami oglądał Premier League, a gdy był w Londynie, który świetnie znał, starał się być na meczu (ostatnio obejrzał Arsenal z Tottenhamem). Sam grywał w piłkę, a w weekendy woził najmłodszego syna na treningi i mecze KS Las Warszawa (zawsze ogłaszał na FB wynik i liczbę goli strzelonych przez Kostka). Aleksandra Żelazińska, wiceszefowa Polityka.pl: – Na WhatsAppie komentowaliśmy na żywo mecze tenisa. Oczywiście na tym też się znał.

Był też znawcą dobrej muzyki: rockowej, punkowej, alternatywnej, polskiej i światowej. Bywał na każdym ważnym koncercie, a od ponad roku starał się zobaczyć cenionych muzyków jeszcze częściej. I skarbnicą anegdot. Niezwykle oczytany, cytował na wyrywki klasykę ulubionej literatury (miał zasadę, żeby czytać co najmniej jedną książkę w tygodniu). Cenił Kurta Vonneguta, a Bułhakowa – jak wspomina Anna Kowalska z Polityka.pl – starał się czytać raz w roku. Bartek Chaciński przypomina sobie pierwszy odcinek podkastu kulturalnego„Polityki”. – Od razu pojawił się jako gość. Komentował m.in. sarkazm językowy Andrzeja Sapkowskiego, wynajdując u niego aluzje do polskiej politycznej rzeczywistości lat 90.

W domu Łukasza i Margit było mnóstwo zwierząt: psy, koty, króliki. – Niedawno z zapałem ratowali życie najmłodszego adoptowanego kota. Potrzebna była transfuzja krwi. Na kolegiach kocię często bywało w kadrze, z czułością pokazywał nam je do kamery. Nie złościł się, gdy Miszka przebiegł mu po klawiaturze – wspomina Agnieszka Zagner.

Aż jakieś trzy tygodnie temu… Liczyliśmy, że to „tylko” kryzys, a to był potężny skok choroby. Łukasz wciąż nie chciał mówić, że jest źle. Już w czasie ostatniego wieczoru wyborczego nie mógł być z nami w redakcji, choć dał jeszcze radę dotrzeć do lokalu, zagłosować i oczywiście wrzucić zdjęcie na FB.

Norbert Frątczak, dziennikarz, którego Łukasz ściągnął do zespołu: – O tym, że pracuje się z Łukaszem, o znajomości z nim mówiło się z dumą.

Znalazł siłę, żeby jeszcze śledzić pierwszy mecz Polaków na Euro. Miał nadzieję, że dociągniemy ten remis z Holandią.

Nie możemy uwierzyć, że odszedł. W grafiku wciąż widzimy zarezerwowany urlop w pierwszej połowie lipca.

• • •

Rodzinie i bliskim Łukasza składamy najszczersze wyrazy współczucia.

Polityka 27.2024 (3470) z dnia 25.06.2024; Pożegnanie; s. 12
Oryginalny tytuł tekstu: "Nigdy nie mówił, że jest źle"
Reklama
Reklama