Kraj

Film grozy z incydentu na granicy. Strzały padały za gęsto. Trzeba pilnie wyciągnąć wnioski

Polski żołnierz patroluje granicę z Białorusią, czerwiec 2024 r. Polski żołnierz patroluje granicę z Białorusią, czerwiec 2024 r. Kamil Jasiński / Forum
To film grozy, bo uwidacznia nierespektowanie procedur, luki w wyszkoleniu, a być może panikę żołnierza, który nieprzewidywalnym zachowaniem mógł narazić życie nie tylko migrantów, ale nawet kolegów z granicznej służby.

„Gazeta Wyborcza” twierdzi, że uzyskała dostęp do filmu pokazującego incydent ze strzałami na granicy z 25 marca. Zdarzenie to – ujawnione z dwumiesięcznym opóźnieniem przez Onet – wywołało najpoważniejszy wstrząs na finiszu kampanii europarlamentarnej i wraz ze śmiercią żołnierza rannego w innym, późniejszym incydencie najsilniej zachwiało rządowym przekazem o bezpieczeństwie granicy jako filarze polityki Donalda Tuska.

Poszło głównie o to, że – jak pisał Onet – żołnierze, którzy użyli broni w odruchu obrony przed atakiem agresywnych migrantów, zostali potraktowani przez Żandarmerię Wojskową i prokuraturę jak podejrzani o poważne przestępstwa, zakuci w kajdanki i wywiezieni na przesłuchanie.

Fatalny zbieg okoliczności, polegający na połączeniu tragedii ugodzonego nożem żołnierza z gmatwaniną sytuacji prawnej, sprawił, że w politycznej i medialnej debacie najgłośniej brzmiało jedno hasło: strzelać. W reakcji przypominającej gaszenie politycznego pożaru rząd zapowiedział daleko idące zmiany poszerzające prawo do użycia broni i łagodzące odpowiedzialność za jego nadużycie, by niedawno się z nich wycofać w obliczu krytyki prawników.

Czytaj też: Zona – reaktywacja. Czuć strach przed powtórką złych wspomnień

Film z granicy: groza, panika, luki

Ale to, co opisuje Wojciech Czuchnowski w „GW” jako zapis wielokrotnie obejrzanego dwuminutowego filmu, zmienia punkt widzenia na zdarzenia spod Dubicz Cerkiewnych i każe zrewidować ocenę zachowania żołnierzy oraz reakcję Żandarmerii. Czuchnowski – do niedługiego tekstu odsyłam po relację niemal „klatka po klatce” – twierdzi, że widział strzały oddawane z odległości 300 m wzdłuż granicznego pasa w kierunku migrantów, którzy przeszli przez rozgięty płot i przygotowywali drabiny do pokonania zasieków. Dalej za nimi znajdował się jednak zmierzający z przeciwka polski patrol z funkcjonariuszami Straży Granicznej, którzy podjęli interwencję wobec migrantów. Strzały trwają, także przez pręty płotu, na białoruską stronę, gdzie czekała grupa migrantów mająca po drabinach przedostać się dalej.

Strzelać w niebezpieczny i najprawdopodobniej sprzeczny z prawem sposób miał jeden żołnierz, drugi oddawać strzały wyłącznie w powietrze. Inny filmował zdarzenie telefonem. W użyciu przez drugi patrol była broń niezabijająca – miotacze gazu. Według Czuchnowskiego film nie pokazuje bezpośredniego zagrożenia dla żołnierzy z jednego i drugiego patrolu w momencie otwarcia ognia. Dopiero gdy zachodzi interwencja, zza płotu lecą niebezpieczne przedmioty – konary i kamienie. Jednak nie dochodzi do walki w bliskim kontakcie.

Sytuacja opisana przez Czuchnowskiego – jeśli jej opis wiernie oddaje rzeczywistość – nie powinna była się zdarzyć. Być może są jeszcze nagrania z innych kamer, pokazujące obraz sytuacji pod innym kątem. Może na filmie nie widać wszystkiego – tak zapewne jest, bo oko kamery nigdy nie oddaje pełnego obrazu. Nie słychać też, co krzyczą do siebie uczestnicy zdarzenia. Ale opis przedstawiony w „Wyborczej” to relacja z filmu grozy, bo uwidacznia nierespektowanie procedur, luki w wyszkoleniu, być może panikę żołnierza, który nieprzewidywalnym zachowaniem mógł narazić życie nie tylko migrantów, ale nawet kolegów z granicznej służby.

Czytaj też: Granice Tuska. Komentuje Ewa Siedlecka

Tysiące przypadków z użyciem broni

Jeszcze zanim ten przeciek trafił do opinii publicznej, pojawiały się pojedyncze relacje wskazujące, że był tam chaos, a strzały padały za gęsto. Jednak debatę zdominowało politycznie użyteczne oburzenie na sposób zatrzymania żołnierzy i grożącą im odpowiedzialność. Jeden opisany w „Gazecie” filmik nie wyjaśnia jeszcze wszystkiego, ale nakazuje przekierować dyskusję na sposób zachowania zatrzymanych żołnierzy. I rodzi pytania dotyczące bardziej samego wojska niż jego otoczenia prawnego, które nie jest doskonałe i które trzeba ujednolicić.

Równie ważne jest to, by misja graniczna poparta była odpowiednim dla niej szkoleniem, testami – również odporności psychicznej i przydatności do patroli w takich, a nie innych warunkach – wreszcie codzienną pracą dowódców z podwładnymi. Debriefing – słowo znane w NATO jako analiza sytuacji problematycznych, z wyciąganiem wniosków na przyszłość – musi wejść do codziennego języka wojska. Jeśli – o czym dowiedzieliśmy się dopiero w czasie tego kryzysu – przypadków użycia broni są już tysiące, a interwencji Żandarmerii Wojskowej dziesiątki, to rodzi się pytanie, co zrobiono z poprzednimi sytuacjami, nawet jeśli nie były aż tak drastyczne.

Tak samo jak nie wolno dopuścić, by śmierć ranionego żołnierza nie poprawiła ochrony osobistej i procedur patrolowych, tak i to zdarzenie z użyciem broni musi skłonić do wdrożenia szkolenia, badań i analizy wniosków – a przede wszystkim włączenia krytycznego myślenia na co dzień.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Andrzej Duda: ostatni etap w służbie twardej opcji PiS. Widzi siebie jako następcę królów

O co właściwie chodzi prezydentowi Andrzejowi Dudzie, co chce osiągnąć takimi wystąpieniami jak ostatnie sejmowe orędzie? Czy naprawdę sądzi, że po zakończeniu swojej drugiej kadencji pozostanie ważnym politycznym graczem?

Jakub Majmurek
23.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną