Kraj

Wymieceni zasłużeni

Polska reprezentacja w PE: kto dostał mandat, a kto czerwoną kartkę

Marek Belka (Lewica) – wynik przyzwoity, ale nie wystarczył: ponad 56 tys. głosów. Marek Belka (Lewica) – wynik przyzwoity, ale nie wystarczył: ponad 56 tys. głosów. Marcin Obara / PAP
Większość doświadczonych odeszła, a następcy muszą się jeszcze sporo nauczyć. W nowej kadencji Parlamentu Europejskiego trudniej będzie polskiej reprezentacji pokazywać jakość.
Joanna Scheuring-Wielgus (Lewica) – sukces dał jej duży okręg: ponad 57 tys. głosów.Wojciech Olkuśnik/East News Joanna Scheuring-Wielgus (Lewica) – sukces dał jej duży okręg: ponad 57 tys. głosów.

To już piąty raz wybieraliśmy przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego. Po osobliwej, skrajnie scentralizowanej kampanii, którą prowadzili niemal wyłącznie liderzy obozów, choć sami nie kandydowali. Ale już kandydaci w większości byli pasywni, najczęściej poprzestając na upstrzeniu miejskich płotów swoimi obliczami. Nieoczekiwanie jednak okazało się, że personalia nie były wyborcom obojętne, gdyż często ignorowali suflowaną im przez partie kolejność nazwisk na listach wyborczych i stawiali krzyżyki wedle własnego uznania. Dzięki temu w puli 53 szczęśliwców znalazło się kilka nazwisk nieoczywistych, a i paru faworytów obeszło się smakiem.

Wybieranie europosłów to przecież wyzwanie w sumie abstrakcyjne. Zazwyczaj nie mamy śladowego choćby pojęcia, czym konkretnie zajmują się w Strasburgu i Brukseli nasi wybrańcy. O samym PE również wiemy niewiele. Głównie chyba to, że sprowadza się do gadulstwa, podczas gdy istotne decyzje zapadają na zupełnie innym, rządowym szczeblu. Ale za to można się na pięcioletnim „turnusie” w Brukseli i Strasburgu nieźle ustawić… Nie jest więc przypadkiem, że w niemal wszystkich europejskich krajach te wybory rządzą się przede wszystkim logiką wewnętrzną.

W nagrodę, za karę czy tak po prostu

Sami politycy też zresztą nie ukrywają, że aspekt finansowy jest dla nich istotny, a w niejednym przypadku wręcz kluczowy. Wystarczy przypomnieć sobie pierwsze polskie eurowybory z 2004 r., zaraz po akcesji. Wedle ówczesnych regulacji europosłowie mieli zarabiać tyle samo, co ich koledzy z Sejmu i Senatu. Co sprawiło, że politycy z pierwszej ligi nie palili się do kandydowania, jeśli nie liczyć niewielkiej garstki ciekawych świata i poszukujących nowych wyzwań. Na listach dominował jednak drugi garnitur, a niedobory znanych nazwisk wypełniano celebrytami, artystami bądź sportowcami.

Polityka 26.2024 (3469) z dnia 18.06.2024; Polityka; s. 22
Oryginalny tytuł tekstu: "Wymieceni zasłużeni"
Reklama