Wojsko ma lepiej przygotowywać żołnierzy do misji na granicy i dać im sprzęt odpowiadający policyjnemu charakterowi zadań „na pasku”. Nowa operacja Bezpieczne Podlasie ruszy od sierpnia, a poprzedzi ją szkolenie takie, jak przed misjami w Afganistanie i Iraku, nakierowane na działania patrolowe bez użycia ostrej broni. Stąd: duże policyjne tarcze, dające lepszą osłonę od kamizelek, ręczne i pojazdowe miotacze gazów oraz płynów drażniących, armatki wodne – broń nie ma zabijać, ale musi skutecznie powstrzymać agresywne grupy. Taki sprzęt mają oddziały prewencji policji, a teraz trafi do wojska. Bo w Polsce nie ma niczego pomiędzy – brak u nas formacji w rodzaju francuskiej żandarmerii czy włoskich karabinierów.
To reakcja na śmierć żołnierza z granicznego patrolu. Okazało się, że wojskowe wyposażenie ochronne – nawet jeśli poprawnie użyte – nie zapewnia pełnej ochrony, a cios nożem w bok, w część ciała nieosłoniętą płytami balistycznymi, może być śmiertelny. Trudno jednak, by żołnierz na patrolu chodził w tytanowej zbroi. Chronić ma go broń, procedury i taktyka, nie całkiem dziś użyteczne na granicy. Dlatego najlepszą tarczą powinna być osłona prawna. Chodzi o przepis w Kodeksie karnym, tzw. kontratyp, pozwalający uniknąć odpowiedzialności za czyn, który normalnie byłby przestępstwem. Rząd nie chce, aby ścigano karnie żołnierza, który, zapobiegając naruszeniu granicy, użyje broni niezgodnie z ogólnymi zasadami. Donald Tusk przyznaje, że to „kontrowersyjne i niełatwe do zaakceptowania” rozwiązanie. Nie dziwi więc, że wielu prawników się oburza. Była zastępczyni rzecznika praw obywatelskich dr Hanna Machińska, znana z obrony uchodźców i ładu prawnego w przygranicznej strefie, wskazuje, że istnieją przepisy o stanie wyższej konieczności.