Kraj

Co wolno żołnierzom

Co wolno żołnierzom na granicy. Coraz trudniej odróżnić napastnika od wroga

Napór migrantów na granicy z Białorusią trwa od trzech lat, ale przez ten czas nikt nie dostosował prawa czasu pokoju do warunków hybrydowej wojny. Napór migrantów na granicy z Białorusią trwa od trzech lat, ale przez ten czas nikt nie dostosował prawa czasu pokoju do warunków hybrydowej wojny. Podlaski Oddział SG
Graniczny pasek to szara strefa, gdzie coraz trudniej odróżnić napastnika, którego da się obezwładnić, od wroga, do którego należy strzelać.

Pierwszą w siłach zbrojnych ofiarą śmiertelną ataku zza granicznego płotu był chłopak w mundurze. Szeregowy Mateusz Sitek, pośmiertnie awansowany do stopnia sierżanta, miał zaledwie 21 lat. Wstąpił do Wojsk Obrony Terytorialnej na fali obronno-patriotycznego wzmożenia, potem chciał służyć w najsilniejszej brygadzie pancernej w Europie, jeździć amerykańskim Abramsem.

Ale ojczyzna wysłała go „na pasek”, a tam nie dała szans obrony przed prymitywną „dzidą” osobnika, który nawet nie był wrogim żołnierzem. Na pogrzebie sierż. Sitka, w dniu ukazania się tego numeru POLITYKI, zapewne padną zapewnienia, kto jak bardzo stoi „murem za mundurem”. Ale nadszedł moment rachunku sumienia dla tych, którzy Sitka i tysiące jego kolegów wysyłają na groźną misję bez wystarczającego przeszkolenia, sprzętu, a nawet przepisów.

Gdy ranny Mateusz przegrywał w szpitalu walkę o życie, okazało się że dwa miesiące wcześniej inni żołnierze przegrali z systemem. Zakuci przez Żandarmerię Wojskową w kajdanki i wywiezieni ze zgrupowania z zarzutami przekroczenia uprawnień, musieli przed prokuratorem tłumaczyć się z użycia broni – takiej, jaką mieli i jakiej używać umieją. Strzelali na postrach, najpierw w powietrze, potem w ziemię, przez płot. Ale prokurator uznał, że patrolowi nie groziło niebezpieczeństwo, a strzały z wojskowej broni naraziły migrantów na utratę zdrowia i życia. Dwóm żołnierzom grozi za to sąd wojskowy. Po ujawnieniu sytuacji przez Onet wybuchł skandal, spotęgowany emocjami ostatnich godzin kampanii wyborczej. Znowu zapanował komunikacyjny chaos w rządzie, w MON nie wiadomo było, kto, kiedy i ile wiedział, a w prokuraturze zaczęto się zastanawiać, czy ktoś czegoś celowo nie ukrył. Przypominało to „wojskowe” kryzysy PiS: spóźnione ujawnienie rosyjskiego pocisku pod Bydgoszczą czy odejście dwóch generałów kilka dni przed wyborami.

Polityka 25.2024 (3468) z dnia 11.06.2024; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 7
Oryginalny tytuł tekstu: "Co wolno żołnierzom"
Reklama