Wszystkiemu winien tzw. dawkomat, który miał wskazywać w programie komputerowym, ile leku powinna wydać apteka. To pomysł jeszcze z czasów rządów poprzedniej ekipy w Ministerstwie Zdrowia, która jesienią ub.r. postanowiła nałożyć na lekarzy obowiązek precyzyjniejszego ustalania dawek na określony czas terapii. Chodziło o oszczędności, by pacjenci korzystający np. z recepty rocznej nie otrzymywali większego zapasu refundowanych leków, niż im się rzeczywiście należy (wielu odstępowało część opakowań np. rodzinie i pod koniec roku zgłaszało się po kolejną receptę).
Ten szczytny cel popsuli informatycy, a całe odium niesłusznie spadło na obecne władze resortu zdrowia, które do 1 lipca dały sobie czas na naprawę sytuacji. Chodzi o to, by wspomniany dawkomat – oparty na wymyślonym algorytmie – był dostosowany do naszych przyzwyczajeń, a nie przeliczał każdej dawki z kropel, tabletek, wziewów czy jednostek insuliny na miligramy lub mikrolitry. – Gdyby tak miało pozostać, zamiast zalecenia: „Dwie krople do każdego oka dwa razy dziennie” pacjent otrzymywałby informację, że ma sobie podać 0,04 ml leku. Albo: wycisnąć nie 0,5 cm maści, tylko pół grama – opowiada lekarka z Trójmiasta. I pokazuje, z czym już dzisiaj się mierzy: nowy dawkomat, jeśli nawet pozwala jej wpisać w programie komputerowym słowo „kropla”, to i tak wystawioną receptę system odrzuca, gdyż traktuje to jako błąd: – Otrzymuję informację, że „opis dawkowania jest niezgodny z opisem na opakowaniu, bo tam rzeczywiście jego objętość podana jest w mililitrach, a nie w odmierzonej liczbie kropel. Ale informatycy nie wzięli tego pod uwagę.
Zdaniem Łukasza Pietrzaka, farmaceuty i kierownika jednej ze stołecznych aptek, tego rodzaju absurdy to efekt braku komunikacji między autorami systemów informatycznych i praktykami: – Wystarczyłoby zaprosić do współpracy pięciu lekarzy wystawiających recepty w różnych miejscach: w mieście, na wsi, w szpitalu, przychodni i gabinecie prywatnym, aby wskazali oczekiwania dotyczące oprogramowania, i w ciągu dwóch dni stworzyliby system, który sprawdziłby się wszędzie.