Incydent z dzidą, ranni żołnierze na granicy. Jak reagować na barbarzyństwo Łukaszenki i Putina
W piątek 31 maja „agresywni cudzoziemcy, znajdujący się za techniczną barierą, kilkukrotnie zaatakowali polskie służby. W wyniku agresywnych zachowań poszkodowanych zostało dwóch żołnierzy, których przewieziono do szpitala”, przekazał PAP Michał Bura z zespołu prasowego Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej. Żołnierze doznali urazu twarzy.
To kolejny incydent tego typu na polskiej granicy – we wtorek 28 maja jeden z funkcjonariuszy został raniony za pomocą dzidy. Innego zaatakowano butelką.
Incydent z dzidą
Żołnierz ugodzony dzidą na szczęście żyje, choć to mogła być pierwsza śmiertelna ofiara „boju” granicznego po stronie polskich służb mundurowych. Wcześniej zdarzały się przypadki śmierci żołnierzy biorących udział w operacji „na pasku” granicznym, ale były to wypadki albo zgony niespowodowane bezpośrednio oddziaływaniem przeciwnika. Teraz było o włos od tragedii wywołanej przez wrogi atak. Żołnierz otrzymał cios w klatkę piersiową, co zawsze oznacza ryzyko zagrożenia życia. Użyty przedmiot też był narzędziem potencjalnie śmiercionośnym, choć prymitywnym. Straż Graniczna pokazała jego zdjęcia – to „dzida” powstała przez osadzenie noża, przytwierdzonego taśmą samoprzylepną, na długim kiju.
Strażnicy pokazali też nagranie, na którym widać, że opatrująca rannego funkcjonariuszka sama stała się celem takich ataków – w pewnym momencie „oszczep” ląduje pół metra od niej. Krótko potem widać jak zza płotu czyjaś ręka rzuca kolejny kij. W innym epizodzie tej potyczki funkcjonariusz SG został zaatakowany rozbitą butelką i doznał obrażeń twarzy. Obrazy te wywołują jednocześnie przerażenie, wściekłość i bezsilność. Zaimprowizowana dzida wystarczy przecież, by dosięgnąć kogoś przez pręty granicznej zapory, nawet bez jej rozginania.