Jak PiS stracił Podlasie i dlaczego Krzysztof Jurgiel za to zapłaci. „Wyleci. To już przesądzone”
Przykre, że tak go potraktowali – słyszymy w lokalnym PSL. W czwartek decyzję o zawieszeniu byłego ministra rolnictwa przekazał w serwisie X rzecznik PiS Rafał Bochenek. „Tweet rzecznika nie jest dla mnie dokumentem” – odpowiada Jurgiel, który przekonuje, że nie dostał żadnego pisma z ogłoszoną publicznie decyzją.
– Wyleci. To już przesądzone – mówi „Polityce” działacz PiS znający Podlasie. Jeden z rozmówców zaprzecza, jakoby Jurgiel został źle potraktowany. – Mógł wylecieć już dawno. Taka ocena nawiązuje do wypowiedzi byłego ministra, który m.in. chwalił organizację Marszu Miliona Serc organizowanego przez Donalda Tuska w czerwcu zeszłego roku. Publicznie krytykował również swojego następcę Jana Krzysztofa Ardanowskiego.
Sasin niewinny
Jedna z teorii głosi, że zawieszenie i nadchodzące wyrzucenie z partii Krzysztofa Jurgiela jest obronnym wybiegiem Jacka Sasina. To były wicepremier jest szefem struktur w Podlaskiem – został nim w listopadzie 2023 r. – i to on osobiście doglądał układanek w sejmiku wojewódzkim. – Jeśli szuka winnych, niech spojrzy w lustro – słyszymy od polityka nowej większości.
W intrydze mającej zrzucić winę z szefa struktur i uczynić kozłem ofiarnym Krzysztofa Jurgiela miał brać udział m.in. niedoszły marszałek Artur Kosicki. – Kosicki był jego człowiekiem, ale jakiś czas temu zmienił front – przekonuje rozmówca związany z PiS. – Diagnoza jest taka, że to nie wina Sasina, ale Jurgiela i jego ludzi.
Kawa nie wyklucza herbaty. Jacek Sasin z pewnością nie chce ponosić konsekwencji za zdradę. Druga teoria mówi o zemście, której Jurgiel miał dokonać za nieotrzymanie miejsca na listach do Parlamentu Europejskiego. W 2019 r. został europosłem z drugiego miejsca na liście podlaskiej.
Czytaj też: PiS traci Podlasie, udał się „manewr na Kałużę”
Ludzie Jurgiela
– Obraził się na prezesa – słyszymy w PiS. Powodów jest kilka. Po pierwsze, w 2018 r. stracił funkcję ministra rolnictwa i rozwoju wsi, którą pełnił w rządach Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego. Po odwołaniu nie szczędził słów krytyki swojemu następcy, ministrowi Janowi Krzysztofowi Ardanowskiemu. Po drugie, w 2019 r. były minister przestał pełnić funkcję szefa PiS w Białymstoku. Po trzecie, w poprzednich eurowyborach kandydował z drugiego miejsca – z „jedynki” kandydował z poparciem prezesa PiS Karol Karski. Jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnych wyników mówił, że „nie było równej rywalizacji”. Wreszcie w nadchodzących wyborach nie znalazł się na listach, a zaledwie we wtorek poparł kandydata startującego z trzeciego miejsca na podlaskiej liście Adama Andruszkiewicza. Zapowiedział również zaangażowanie się w kampanię kandydata.
Zemsta miałaby polegać na przekonaniu dwojga radnych do poparcia nowej koalicji, na czym również mógłby zyskać. Na pytanie, czy Wiesława Burnos i Marek Malinowski to „jego ludzie”, Jurgiel nie udziela jednoznacznej odpowiedzi. „Wielu działaczy PiS w tym regionie to moi ludzie” – mówi „Wyborczej”. Platforma przekonuje, że nazywani przez PiS „zdrajcami” radni zachowali się odpowiedzialnie. – Chcą z nami pracować dla dobra regionu. Nic nie wiemy o rozmowach z Jurgielem – słyszymy od polityka rządzącej koalicji.
Krzysztof Jurgiel przeszedł długą drogę polityczną – Donald Tusk nazwałby ją „wzorcową”. Z wykształcenia geodeta, zaczynał karierę polityczną w NSZZ „Solidarność”, a później Porozumieniu Centrum. W 2001 r. dołączył do świeżo utworzonej przez braci Kaczyńskich partii PiS. Był radnym Białegostoku, a następnie prezydentem i przewodniczącym sejmiku podlaskiego. W Sejmie spędził kilka kadencji, a ministrem rolnictwa był dwukrotnie – w 2005 i 2015 r. W kwietniu zakończył pełnienie mandatu europosła.