KATARZYNA KACZOROWSKA: Wielki pożar w Siemianowicach Śląskich, następnego dnia kilka pożarów w Warszawie, w tym jeden szczególnie dramatyczny – hali kupców przy Marywilskiej. Kolejny dzień i kolejne pożary, m.in. w Grodzisku Mazowieckim i Bytomiu. I wybuch w szkole pożarniczej podczas ćwiczeń. W przestrzeni publicznej pojawiają się opinie, że to nie musi być zbieżność zdarzeń, tym bardziej że kilka tygodni temu NATO ostrzegło przed rosyjską dywersją i zamachami. Jest się czego bać? Czy to raczej zbiorowy lęk, który w każdym pożarze każe widzieć sabotaż?
PROF. ARTUR GRUSZCZAK: Jako gatunek ludzki działamy na zasadzie lęku. Mamy to zakodowane w naszej genetyce i żyjemy w tym lęku od pierwszych form organizacji społecznej czy państwowej. Państwa budowano po to, żeby się bronić. W jakimś sensie więc ten lęk napędzał rozwój cywilizacyjny, tworzenie instytucji i zdolności ochrony przed innymi. To po prostu stały element życia społecznego.
To co pan sobie pomyślał, kiedy śledził doniesienia z Siemianowic czy Warszawy?
Że możemy spojrzeć na nie punktowo, czyli jako kolejne zdarzenia, wypadki czy incydenty, jakie zdarzają się nie tylko w Polsce. Po prostu następuje pewna seria wydarzeń, ale bez tego samego źródła. Mamy zbieg okoliczności, jakieś awarie czy celowe, czysto kryminalne działania. Ale jest też coś takiego jak kontekst. Sama pani przywołała ostrzeżenia NATO sprzed kilku tygodni, podawane nie tylko przez media, ale przede wszystkim przez instytucje państwa odpowiedzialne za bezpieczeństwo publiczne.