Jarosław Kaczyński zdradził, co PiS chciał osiągnąć w gospodarce w ciągu minionych ośmiu lat: zdeprowincjonalizować Polskę. To kolejne trudne słowo ze słownika prezesa PiS. Pierwszy raz użył go bodaj dwa lata temu, kiedy na konwencji PiS mówił o świetlanych perspektywach CPK i że „nawet w PRL-u nie było takich inwestycji”. Teraz znów mówił o CPK, ale już w nastroju katastroficznym, o tym, że nowa władza postanowiła tę inwestycję zaorać, skazując Polskę na prowincjonalizację. I na pewno stoi za tym Berlin.
Czytaj też: W pisowskiej krainie czarów. Problem z CPK i nie tylko. Ile już zapłaciliśmy i co z tym teraz zrobić
Kaczyński... faraon na miarę naszych możliwości
Powód jest zaskakujący, bo obecny rząd nie porzuca na razie planów budowy wielkiego lotniska na mazowieckich piaskach, w Baranowie nad rzeką Pisią Tuczną. Jedynie go urealnia. Choć audyt CPK jeszcze się nie zakończył, wychodzą za to kolejne skandaliczne informacje o milionach wypompowanych z kasy spółki, to jednocześnie pełnomocnik rządu ds. budowy CPK informuje, że prace przy projekcie trwają. Tyle że pierwotny termin ukończenia inwestycji w 2027 r. zostaje przesunięty na lata 2032–35, bo tak szybko portu lotniczego, jak chciałby Kaczyński, zbudować się nie da. Osobiście mam wątpliwości, czy i ta przesunięta data jest realna.
Jednak to, co rozwścieczyło Kaczyńskiego, a za nim całą wierchuszkę PiS, to