Kraj

Wyniki II tury. Miszalski w Krakowie wygrywa o włos. Wyraźne zwycięstwa Sutryka i Jaśkowiaka

Wieczór wyborczy Aleksandra Miszalskiego, 21 kwietnia 2024 r. Wieczór wyborczy Aleksandra Miszalskiego, 21 kwietnia 2024 r. Konrad Kozlowski / Agencja Wyborcza.pl
Aleksander Miszalski minimalnie zwyciężył z Łukaszem Gibałą wybory na prezydenta Krakowa. We Wrocławiu pewnie wygrał dotychczasowy prezydent Jacek Sutryk. Prezydentem Rzeszowa nadal będzie Konrad Fijołek. PiS traci Zakopane.
Konferencja PKW, w środku przewodniczący Sylwester MarciniakMaciek Jazwiecki/Agencja Wyborcza.pl Konferencja PKW, w środku przewodniczący Sylwester Marciniak
W drugiej turze wyborów na prezydenta Krakowa zmierzyli się Aleksander Miszalski i Łukasz Gibała.Jakub Porzycki/Forum W drugiej turze wyborów na prezydenta Krakowa zmierzyli się Aleksander Miszalski i Łukasz Gibała.

„Jeśli wyborczy wynik koalicji rządowej uznać za »umiarkowanie dobry«, to druga tura wyborów samorządowych może do tej słabej czwórki dopisać plus” – pisał redaktor naczelny „Polityki” Jerzy Baczyński. Czy tak się stało?

Głosowanie w drugich turach wyborów samorządowych rozpoczęło się w niedzielę o godz. 7. Do urn poszli mieszkańcy tych 748 miejscowości, w których dwa tygodnie temu żaden z kandydatów na prezydenta, burmistrza czy wójta nie zdobył więcej niż połowy głosów. Głosowanie odbywało się m.in. w 60 miastach prezydenckich, w tym w dziewięciu wojewódzkich: Gorzowie Wielkopolskim, Kielcach, Krakowie, Olsztynie, Poznaniu, Rzeszowie, Toruniu, Wrocławiu i Zielonej Górze.

Wyniki wyborów dla poszczególnych miast pojawiały się na stronie internetowej Państwowej Komisji Wyborczej (PKW) późnym wieczorem lub już po północy.

Kto wygrał w miastach wojewódzkich?

Prezydentem Krakowa został Aleksander Miszalski (KO) z 51 proc. poparcia. Łukasz Gibała (niezależny, z poparciem m.in. Partii Razem i Konfederacji) zdobył 49 proc.

Prezydentem Wrocławia pozostał dotychczasowy prezydent Jacek Sutryk z 68,6 proc. poparcia. Izabela Bodnar (Trzecia Droga) zdobyła 31,4 proc.

Prezydentem Poznania został ponownie Jacek Jaśkowiak (KO) z 70,7 proc. głosów. Zbigniew Czerwiński (PiS) zdobył 29,3 proc.

Prezydentem Rzeszowa pozostał dotychczasowy prezydent Konrad Fijołek wspierany przez partie koalicji demokratycznej z 56,1 proc. poparcia. Waldemar Szumny (PiS) zdobył 43,9 proc.

Prezydentką Kielc została Agata Wojda (KO) z 57,8 proc. poparcia. Marcin Stępniewski zdobył 42,2 proc.

Prezydentem Olsztyna został Robert Szewczyk (KO) z 53,4 proc., pokonał eksprezydenta Czesława Małkowskiego z 46,5 proc.

Toruń ma nowego prezydenta – Pawła Gulewskiego z KO (65 proc. poparcia). Przegrał dotychczasowy włodarz miasta Michał Zaleski (35 proc.).

W Zielonej Górze wygrał Marcin Pabierowski (KO) z 57,5 proc., pokonując Janusza Kubickiego 42,5 proc.

Prezydentem Gorzowa Wielkopolskiego pozostał Jacek Wójcicki (niezależny) z 61,2 proc. poparcia, wygrał z Piotrem Wilczewskim z KO (38,2 proc.)

Kto wygrał w innych miastach?

W Gdyni prezydentką zostaje aktywistka Aleksandra Kosiorek z ponad 62,5-proc. poparciem. Pokonała Tadeusza Szemiota popieranego m.in. przez KO i ruchy miejskie (37,5 proc.). W ten sposób nowa prezydentka Gdyni dołącza do Aleksandry Dulkiewicz w Gdańsku oraz Magdaleny Czarzyńskiej-Jachim w Sopocie i całe Trójmiasto jest zarządzane przez kobiety.

Prezydentem Radomia pozostał Radosław Witkowski z 54,6 proc. poparcia. Artur Standowicz (PiS) dostał 39,5 proc.

W Zakopanem zmiana władzy: dotychczasowa wiceburmistrz, popierana przez PiS Agnieszka Nowak-Gąsienica (36,8 proc.) przegrała ze wspieranym przez KO Łukaszem Filipowiczem (63,2 proc.).

W Elblągu wygrywa Michał Missan z KO (58 proc.), Andrzej Śliwka z PiS uzyskał 42 proc. głosów.

W Częstochowie zwycięża Krzysztof Matyjaszczyk z Nowej Lewicy (57,8 proc.). W pokonanym polu zostawia Monikę Pohorecką z PiS (42,2 proc.).

We Włocławku wygrywa ze znaczną przewagą kandydat Nowej Lewicy i wiceminister rozwoju Krzysztof Kukucki (56,3 proc.). Pokonał Marka Wojtkowskiego z KO (43,7 proc.).

Miszalski: To nasza wspólna robota. Gibała: Czeka nas długa noc

„Olek, Olek, Olek” – zadudniła sala w sztabie Aleksandra Miszalskiego w Krakowie. W sali Nowohuckiego Centrum Kultury w Krakowie pojawili się m.in. senator Bogdan Klich i prof. Michał Rusinek. Obecny był również Dominik Jaśkowiec, od lat radny i były przewodniczący rady miasta, który po ewentualnym sukcesie Miszalskiego obejmie jego mandat poselski.

„Chciałbym podziękować wszystkim, którzy głosowali” – mówił Aleksander Miszalski, który w badaniu exit poll prowadził niedużą różnicą. Potem zwrócił się do swojego sztabu. „Dziękuję nie tylko za głosy, ale za ciężką kampanię. Za to, że codziennie dawaliście mi tę gigantyczną energię i zapał do pracy. Dziękuję za wsparcie najbliższym i wolontariuszom, bo wiem, że tego wyniku by nie było bez was. To nasza wspólna robota, wspólny wynik. A także różnym środowiskom, które mnie wsparły: nauki, kultury, przedsiębiorcom, sportu. Wszystko to, co obiecałem w kampanii, zostanie zrealizowane” – dodał.

„Zwyciężymy” – krzyczeli zwolennicy Łukasza Gibały w jego sztabie. On zaś mówił: „Czeka nas bardzo długa noc. Te wyniki nic nie oznaczają, ta przewaga jest na tyle mała, że nie jest wiadomo, jak to się skończy. To była największa bitwa samorządowa w Polsce, możecie być z siebie dumni. Przeciwko nam były ogromne siły, wielka partyjna machina, ogólnopolscy politycy, a po naszej stronie był oddolny ruch i on być może tę machinę pokona”.

Bo Kraków to rzeczywiście była arena najgorętszej lokalnej kampanii przed drugą turą. Pytanie brzmiało: kto zastąpi „cesarza”, czyli urzędującego przez wiele kadencji prezydenta Jacka Majchrowskiego.

Kandydatowi KO Aleksandrowi Miszalskiemu, który niespodziewanie wygrał dwa tygodnie temu, dopingowali liderzy opozycji, sportowcy oraz ludzie kultury. Poza Rafałem Trzaskowskim i Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem poparcia udzielili mu m.in. Marcin Gortat, Michał Rusinek i rywale do urzędu: Stanisław Mazur i Rafał Komarewicz. Przed pierwszą turą Kraków odwiedził Donald Tusk.

Jego konkurent i przedwyborczy faworyt Łukasz Gibała, określający się jako bezpartyjny, postanowił rozprawić się z zarzutami konkurencji o dług w wysokości ponad 250 mln zł oraz potencjalne łączenie funkcji prezydenta z prowadzeniem działalności. Spłacił pożyczkę, przekazując wszystkie udziały w firmie. Jego zdaniem to dowód, że nie ma zobowiązań finansowych, partyjnych i będzie w stanie poświęcić 100 proc. czasu na urzędowanie.

Czytaj też: Miszalski czy Gibała? Walka jest ostra, puszczają nerwy

Sutryk: Wygrał Wrocław bez hejtu

Jacek Sutryk po ogłoszeniu wyników powiedział: „Dziękuję wszystkim, bo nie byłem sam. Dziękuję za zaufanie i proszę o nie tych, którzy na mnie nie głosowali. Staramy się i troszczymy o Wrocław dla każdego, bez względu na barwy partyjne. Myślę, że wygrał otwarty Wrocław, obywatelski Wrocław, choć chciałoby się, żeby frekwencja była większa. Wygrał Wrocław bez hejtu, wygrał dumny Wrocław”.

Sutryk dostał wcześniej od mieszkańców żółtą kartkę. Nie wygrał w pierwszej turze, a dziś musiał zmierzyć się z Izabelą Bodnar z Trzeciej Drogi. Jego przewaga dwa tygodnie temu to było zaledwie 4,5 pkt proc. Był to drugi najgorętszy pojedynek w Polsce: brudny, ostry i momentami komiczny.

Między kandydatami trwało przerzucanie się zarzutami. Jacek Sutryk rozpoczął drugi etap kampanii od posypania głowy popiołem i tłumaczeń. Odniósł się do sprawy dyplomu Collegium Humanum. Poinformował o rezygnacji z zasiadania w radach nadzorczych miejskich spółek w Gliwicach i Tychach. Z kolei kandydatce Polski 2050 zarzucił, że unika pytań o męża, którego oskarżono o korupcję.

Dla Bodnar druga tura już jest sukcesem i nadzieją dla partii na złapanie oddechu po problemach ze strukturami w regionach.

Fijołek: Rzeszów potrzebował takiej debaty

„Wiele przeszedłem, wiele przeżyłem, ale to była chyba najtrudniejsza kampania w życiu. Nie ma we mnie triumfalizmu, jest wiele pokory. Więc czekam jeszcze na oficjalne wyniki. Chciałbym głównie podziękować rzeszowianom, że poszli, że znowu wyszli z domów w II turze, choć przez wiele lat nie byli do tego przyzwyczajeni. Za to, że zagłosowali, na mnie czy na kontrkandydata” – mówił Konrad Fijołek, niemal na pewno prezydent Rzeszowa na kolejną kadencję.

Rzeszów to Podkarpacie, a Podkarpacie to... matecznik partii Jarosława Kaczyńskiego. Badania exit poll po pierwszej turze nie wycelowały precyzyjnie. 7 kwietnia wszyscy w mieście położyli się spać z przekonaniem, że do dogrywki wszedł Jacek Strojny (Razem dla Rzeszowa). Po podliczeniu głosów przez PKW okazało się, że z Fijołkiem zmierzy się Waldemar Szumny z PiS.

Frekwencja się podniosła

Jak późną nocą informowała na swojej stronie Państwowa Komisja Wyborcza, okazało się, że frekwencja w II turach wyniosła 44,1 proc. To oznacza, że informacje o zainteresowaniu wyborami samorządowymi nie będą być może tak pesymistyczne, jak to wyglądało kilka godzin wcześniej.

Na godz. 17 frekwencja wynosiła bowiem 33,17 proc. – poinformował szef Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak. W I turze wyborów samorządowych przed dwoma tygodniami o godz. 17 wyniosła 39,43 proc. Z kolei w poprzednich wyborach w 2018 r. frekwencja w II turze o piątej po południu sięgała 38,73 proc.

Najwyższa frekwencja do godz. 17 była w województwach lubelskim (37,5 proc.), świętokrzyskim (35,85 proc.) i mazowieckim (35,32 proc.). Najmniej uprawnionych poszło do urn w województwie dolnośląskim (29,51 proc.), śląskim (31,13 proc.) i opolskim (31,59 proc.).

Głosowanie przebiegało spokojnie

Druga tura wyborów samorządowych rozpoczęła się o godz. 7 w niedzielę, głosowanie potrwało do godz. 21. Wybranych zostało 748 wójtów, burmistrzów i prezydentów.

Przewodniczący PKW Sylwester Marciniak poinformował na konferencji prasowej o godz. 10, że głosowanie odbywało się w 11 tys. 99 stałych obwodach głosowania i 789 odrębnych. Liczba mieszkańców w tych gminach i miastach wynosi blisko 15 mln, a liczba wyborców – przeszło 12 mln. W przeprowadzeniu wyborów uczestniczyło ponad 100 tys. członków obwodowych komisji wyborczych i 7166 członków okręgowych komisji wyborczych.

„Wybory przebiegają w nadzwyczaj spokojnej atmosferze. Trwa cisza wyborcza, ale oczywiście zdarzają się incydenty wyborcze” – zaznaczył Marciniak. Do południa stwierdzono kilka przypadków członków komisji będących pod wpływem alkoholu.

Rano Marciniak przekazał, że doszło do 11 przestępstw i 55 wykroczeń wyborczych. Jako przykład naruszenia ciszy wyborczej podał m.in. woj. dolnośląskie, gdzie w sobotę jeden z kandydatów na burmistrza gminy powiadomił, iż nieznany sprawca w nocy na plakatach wyborczych, na których znajdował się jego wizerunek, naklejał logo innej partii, z którą zgłaszający się nie utożsamia. Uszkodzonych zostało także kilka plakatów wyborczych.

Szefowa Krajowego Biura Wyborczego Magdalena Pietrzak podkreśliła, że wszystkie lokale zostały otwarte o czasie – o godz. 7. „Otrzymaliśmy informację, że wszystko bez żadnych incydentów przebiegało w całym kraju” – powiedziała.

I tura. Każdy coś przegrał, każdy coś wygrał

Po pierwszej odsłonie wyborów samorządowych dwa tygodnie temu nikt nie mógł ogłosić ani wielkiego sukcesu, ani wielkiej klęski konkurenta. Frekwencja także nie powalała.

Kampania była senna, nie porwała wyborców, zwłaszcza tych po demokratycznej stronie, którzy w październiku odsunęli PiS od władzy. „W wyborach samorządowych nie było kolejnego »cudu« frekwencyjnego, tak jak jesienią zeszłego roku, ale też cuda i wyśrubowane rekordy z samej istoty zdarzają się bardzo rzadko. Jednak ten zjazd poziomu uczestnictwa w wyborach między październikiem i kwietniem był spektakularny i – mimo wszystko – w tej skali niespodziewany. Jeżeli po tak przełomowym wydarzeniu jak wybory 15 października do urn idzie następnie mniej osób niż w poprzednich wyborach samorządowych w 2018 r., wymaga to dogłębnej analizy ze strony polityków, ale i socjologów czy psychologów” – pisali na gorąco w „Polityce” Jerzy Baczyński i Mariusz Janicki.

PiS swoją powyborczą narrację naturalnie oparł na tym, że w skali kraju dostał najwięcej głosów do sejmików wojewódzkich, choć akurat w tych wyborach to nie ma aż tak kluczowego znaczenia. A efekt jest taki, że partia Kaczyńskiego pożegna się z władzą w kilku województwach, więc trudno to uznać za sukces. Niewątpliwie jednak – przynajmniej na chwilę – wiatr przestał wiać w twarz prezesowi i jego partii, która od utraty władzy w 2023 r. nie mogła złapać pionu.

Koalicja Obywatelska świętowała ważne sukcesy w wyborach na prezydentów miast (Warszawa czy Gdańsk) oraz odbicie kilku sejmików – razem z koalicjantami – Zjednoczonej Prawicy.

„Energia wielkiej zmiany październikowej zrobiła swoje, ale ma limity, bo tak jest zawsze; widać, że potrzeba kolejnych impulsów. Przyspieszenie, o jakim mówił niedawno Donald Tusk, jakiś drugi etap, dokończenie rozliczeń, wzmocnienie mediów publicznych, ogłoszenie nowych priorytetów, wychodzących nawet poza zużyte już trochę 100 konkretów, ponowne zacieśnienie współpracy w ramach koalicji – wydają się niezbędne i dla Platformy, i dla jej partnerów.

Nawet jeśli rezultat wyborów samorządowych nie jest jeszcze jakimś poważnym ostrzeżeniem dla rządzących, widać, że polityczna publiczność czeka na nowe atrakcje, narracje, cele, bardziej jednolity przekaz. Wybory europejskie w czerwcu, także planowany na podobny czas finał komisji śledczych, domkną pierwszą fazę demokratycznej rewolucji po rządach PiS. W drugiej, z prezydenckim finałem w przyszłym roku, raczej musi być już świeższy scenariusz, kilkoro nowych aktorów i wartka akcja” – analizowali Baczyński i Janicki.

Zjazd Lewicy

To, że w wyborach samorządowych Lewicy pójdzie źle, było w zasadzie wiadomo od początku. Nie wyszło z podczepieniem się pod listy PO, a wyciągnięcie tematu aborcji w kampanii i otwarty spór z Trzecią Drogą też mogły przynieść więcej szkód niż pożytku.

„Już nazajutrz w lewicowych bańkach społecznościowych rozpętał się istny huragan oskarżeń i połajanek, utrzymanych zazwyczaj w szyderczym tonie. Tak jakby już od dawna czekano, aż liderom formacji wreszcie powinie się noga i będzie można wylać nagromadzone żale z ostatnich miesięcy, a może i paru lat. Że Lewica za blisko trzymała się tuskowego płaszcza, nie była sobą, kisiła się w męskim przywództwie. Oczywiście dużo więcej było w tym ideologicznych odruchów niż trzeźwej kalkulacji politycznej, ale to akurat nic nowego w przypadku społeczności narcystycznie uzurpujących sobie prawo do odgrywania roli trendsettera opinii. Tyle że tym razem politycy Lewicy sami czuli, że nawalili i nie mają argumentów na swoją obronę. Przybierając pokorne pozy, mimowolnie zarazem utwierdzali ogólne wrażenie, że to właśnie Lewica jest tą formacją, która w wyborach najbardziej zawiodła” – pisał w „Polityce” Rafał Kalukin.

Jeśli gdzieś dopatrywać się względnego sukcesu, to w liberalnej Warszawie, gdzie kandydatka na prezydentkę zdobyła blisko 13 proc. głosów, choć exit poll dawał więcej. „Lewica od dawna tkwi w pułapce wielkomiejskości i powoli chyba już traci nadzieję, że kiedykolwiek zdoła się z niej wyrwać. Po udanym wyborczym debiucie obecnej formuły w 2019 r. szczególnie młodszym politykom i lewicowym komentatorom wydawało się, że to dopiero przyczółek do dalszej ekspansji dużo bardziej pożądanych grup wyborców z klasy ludowej”, pisze Kalukin.

„Bardzo dobry wynik KO nie powinien przysłaniać kryzysu Trzeciej Drogi (wynik gorszy w wyborach samorządowych niż w parlamentarnych, a to przecież zawsze była koronna konkurencja PSL), a także fatalnej dyspozycji Lewicy. Te wybory do sejmików to pierwsze ostrzeżenie dla rządzących w tej kadencji i zarazem wskazówka, że eurowybory będą niełatwe” – pisał z kolei Wojciech Szacki z Polityki Insight.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama