Kraj

Nasz duński ślub

Znajomi w kraju urodzenia często gratulują nam odwagi i życzą, żebyśmy doczekały dnia, kiedy nasze małżeństwo zostanie uznane przez Polskę. Szczerze mówiąc, z odwagą nasz piękny duński ślub nie miał nic wspólnego.

Pierwszego dnia astronomicznej wiosny moja ukochana i ja wzięłyśmy ślub w Kopenhadze. Wybór nasz padł na kierunek duński po części za sprawą Jana Chryzostoma Paska, który kilka stuleci przed nami wyruszył pod panem Czarnieckim do „Danijej na sukurs królowi duńskiemu” i w „Pamiętnikach” zapewnia, że Duńczycy to „naród ab antiquo przychylny narodowi polskiemu”. Mimo to lekuchno „alterowało” nas, że jedziemy po ten nasz ślub w obce strony, i „obejrzawszy się” przez samolotowe okienko, każda z nas pomyśliła sobie: „Miła ojczyzno, czy cię też już więcej oglądać będę!”. Jednak skończyło się identycznie jak u Paska: „Obejmowała jakaś tęskność zrazu, póko blisko domu, ale skorośmy się już za Odrę przeprawili, jak ręką odjął; a dalej poszedszy, już się i o Polszcze zapomniało”.

W czasie lotu fascynowała nas myśl o Dunkach, które, nadal według Paska, „w afektach nie tak są powściągliwe jako Polki”. Dunka, okazuje się, „ojca i matki, posagu bogatego gotowiusieńka odstąpić i jechać za tym, w kim się zakocha, choćby na kraj świata”. To nas z nimi łączyło. Mało tego: Dunki, powiada Pasek, sypiają „tak, jako matka urodziła, i nie mają tego za żadną sromotę rozbierając się i ubierając jedno przy drugim, a nawet nie strzegą się i gościa, ale przy świecy zdejmują wszystek ornament, a na ostatku i koszulę zdejmą i powieszą to wszystko na kołeczkach i dopiero tak nago, drzwi pozamykawszy, świecę zagasiwszy, to dopiero w owę szafę włażą spać”. Pytane o to, ponoć powiedały, że „tu u nas nie masz żadnej sromoty i nie rzecz jest wstydzić się za swoje własne członki, które Pan Bóg stworzył”. Byłyśmy pewne, że kto jak kto, ale Dunki nas zrozumieją, i tak też się stało.

Polityka 15.2024 (3459) z dnia 02.04.2024; Felietony; s. 96
Reklama