Tyle płacą polscy podatnicy z tytułu podatku od odpadów z tworzyw sztucznych, które nie zostały poddane recyklingowi. Stawka za tonę nieprzetworzonego plastiku wynosi 800 euro. Łatwo policzyć, ile ton dziennie nie jest poddawanych recyklingowi. W sumie Polacy zapłacili już 6,7 mld zł z tytułu plastic tax, jak potocznie nazywana jest ta danina. I niewiele wskazuje, żeby opłaty miały być niższe. Problem z przetwarzaniem plastiku w Polsce jest jednym z tych systemowych – czytaj: takich, za który nikt nie chce się gruntownie zabrać.
Opłata weszła w życie1 stycznia 2021 r. i jest jednym z elementów składki członkowskiej do budżetu UE. Mechanizm miał stymulować kraje, które nie radzą sobie z odpowiednim poziomem recyklingu tworzyw sztucznych, do zajęcia się problemem. Unijni urzędnicy nie przewidzieli jednak, że niektóre kraje – w tym Polska – uznają, że lepiej płacić, niż wdrożyć konkretne rozwiązania.
Kłopot z recyklingiem tworzyw sztucznych w Polsce jest wieloaspektowy. Ciągle kuleje zbiórka odpadów. Nie ma presji na producentów, żeby ograniczali liczbę opakowań sztucznych wprowadzanych do obiegu. Plastik ma również tło geopolityczne. Po wybuchu wojny w Ukrainie Polska zalewana jest dodatkowo tanimi tworzywami sztucznymi z… Rosji. O zjawisku alarmowali rządzących recyklerzy, których produkty przetworzone przegrywają cenowo z tańszym tworzywem z importu ze wschodu. Ale kłopot nie zniknął. Podobnie jak nie znikają hałdy śmieci. A jeśli już znikają, to w polskich realiach często w wyniku różnego rodzaju patologii – np. podpalenia składowisk. Przy tym wszystkim te 6 mln dziennie to chyba najmniejszy problem, jaki Polska ma ze zużytym plastikiem.