Rysował się on w zeznaniach prokuratorki Wrzosek – co nie dziwi – ale także w zeznaniach awansowanej za czasów Ziobry prokuratorki Dudzińskiej, choć chyba wbrew jej intencji. Pierwsza zeznawała jako ta, która wszczęła śledztwo obejmujące sprawę zasadności organizacji wyborów kopertowych. Dudzińska – jako ta, która je natychmiast przejęła i umorzyła.
Obie twierdziły, że to im przypadła – drogą służbową – sprawa doniesienia obywatela, które dotyczyło wypowiedzi rzecznika klubu PiS Radosława Fogla, i jeśli wszczęto by postępowanie, musiałoby doprowadzić do badania legalności wyborów kopertowych. Prokuratorka Wrzosek mówiła, że to sekretariat jej przekazał – według kolejności wpływu – tę sprawę. Prokuratorka Dudzińska – jako szefowa Wrzosek – twierdziła, że wzięła ją wcześniej do własnego prowadzenia. Komisja śledcza zdecydowała więc o wezwaniu obu, żeby miały okazję skonfrontować się w trakcie zeznań.
Czytaj też: Parszywa dziesiątka. Bodnar odwołał prokuratorów Ziobry. Kogo najpierw i dlaczego?
Jak Dudzińska sprawę odebrała i umorzyła
Fakty są takie, że sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej dla Warszawy-Mokotowa na początku kwietnia. 23 kwietnia Ewa Wrzosek wszczęła śledztwo, a po trzech godzinach ogłoszono, że Edyta Dudzińska odebrała je i umorzyła (w uzasadnieniu napisała, że Wrzosek śledztwo wszczęła szerzej, niż by wynikało ze skargi). W elektronicznym rejestrze spraw to umorzenie ukazało się kilka dni później i Dudzińska nie umiała wyjaśnić dlaczego. Nie umiała też wyjaśnić, w jaki sposób sprawa, którą sobie przydzieliła, znalazła się u Ewy Wrzosek. Ani dlaczego, skoro przydzieliła ją sobie od razu po wpłynięciu na początku kwietnia, przez trzy tygodnie się nią nie zajmowała, by umorzyć w trzy godziny od wszczęcia jej przez Wrzosek. Twierdziła, że nie zajmowała się sprawą, bo doniesienie złożył znany pieniacz i było nieistotne. Dlaczego więc ją nagle umorzyła?
To, czego o działaniu prokuratury dowiedzieliśmy się z jej zeznań, pokazało ubezwłasnowolnienie prokuratorów za czasów Ziobry i ich całkowitą zależność od decyzji politycznych. Ewa Wrzosek stwierdziła, że nie trzeba było nawet telefonów od władzy politycznej czy poleceń przełożonych. W prokuraturze (mówiła o prokuraturze dla Warszawy-Mokotowa, ale ona nie była wyjątkiem) z góry wiedziano, komu przydzielać, a komu nie przydzielać wrażliwych politycznie spraw i w jakim kierunku je prowadzić. Jakby na potwierdzenie Edyta Dudzińska zapewniała, że jej nikt nie musiał wydawać poleceń, bo miała (w tej sprawie) takie samo zdanie jak przełożony. Pytana, skąd dowiedziała się (będąc tego dnia w domu) o wszczęciu postępowania przez Wrzosek, mówiła, że od przełożonego, który zadzwonił, „pytając”, dlaczego Wrzosek ją prowadzi. Dudzińska zapewniła, że sprawę przydzieliła sobie, a Wrzosek bezprawnie ją sobie wzięła (pozostaje pytanie, jak to możliwe, że jeden prokurator drugiemu może zabrać akta i wydawać obowiązujące decyzje w sprawie?).
Twierdziła też, że za taki czyn powinno być postępowanie dyscyplinarne. Nie wyjaśniła, dlaczego w przypadku „kradzieży” sprawy przez Wrzosek takiego postępowania nie było (było, ale nie o bezprawne przejęcie sprawy, a o poszerzenie przedmiotu śledztwa w stosunku do złożonego doniesienia).
Zaalarmowana przez szefa, Dudzińska pospieszyła do prokuratury i natychmiast (dlaczego natychmiast – nie wiadomo) odebrała Wrzosek sprawę (ale jak mogła odebrać, jeśli faktycznie Wrzosek nie miała tej sprawy w referacie?). W każdym razie odebrała i natychmiast umorzyła, uzasadniając to na pięć stron maszynopisu. Jakim cudem w kilkanaście minut zdołała dojechać do pracy i napisać uzasadnienie? Stwierdziła, że szybko pisze.
Czytaj też: Zmęczeni, kontrolowani, karani. Ile jeszcze wytrzymają prokuratorzy
Niezależne zdanie takie samo jak PiS
A więc rzecz – według jej wersji – wyglądała tak: doniesienie na wybory kopertowe wpływa do prokuratury. Dudzińska od razu rozumie jego polityczną wagę i nie czekając na polecenia, bierze je do swojego referatu. A następnie chowa do szuflady (lub szafy, a może na półkę) i w ten sposób je blokuje. Aż tu dzwoni przełożony z awanturą, bo media trąbią, że Wrzosek wszczęła postępowanie. A przecież wiadomo, że to nie tacy jak ona powinni tę sprawę dostać. I trzeba szybko to odkręcić. No więc prokurator Dudzińska odkręca sprawę i ukręca jej głowę. Mimo że – co sama przyznała – nie wykonała w niej żadnych czynności ani ustaleń faktycznych.
Dudzińska pytana, czy działała na polityczne zlecenie, z naciskiem stwierdziła, że nie, i że jako prokuratorka jest niezależna w prowadzeniu śledztw. Faktycznie, zupełnie niezależnie ma to samo zdanie co przełożony i władza polityczna.
Z niewielkim ryzykiem błędu można uznać, że dokładnie ten sam los dzieliły w prokuraturze Ziobry wszystkie „polityczne” sprawy: od afery „bank za złotówkę”, „dwóch wież Kaczyńskiego”, respiratorów, po grubsze sprawy gospodarcze.
Ciekawe, jak nowa władza poradzi sobie z tą gotowością, przynajmniej części prokuratorów, do służenia rządowi?
Na razie komisja śledcza musi poradzić sobie z konfrontacją obu prokuratorek. I z plagą wyłączeń uczestników komisji. Dziś najpierw Ewa Wrzosek zażądała odsunięcia od jej przesłuchania byłego wiceministra sprawiedliwości Michała Wójcika – jako osoby stronniczej i popierającej jej prześladowanie za czasów PiS. Potem Edyta Dudzińska zażądała wykluczenia szefa komisji Dariusza Jońskiego. Symetrii stało się zadość.