Może mi pan powiedzieć, co znaczy Chochoł w „Weselu”? – zapytała mnie sąsiadka, kiedy mocowałem się ze skrzywionym kluczykiem i skrzynką na listy.
– A po co to pani? – zapytałem niegrzecznie, rozdrażniony, że zamek nie puszcza.
– Siostrzeniec ma na zadanie – odparła nad podziw spokojnie. – Rodzice nie wiedzą, w internecie jest raz tak, raz tak, to pytam profesora od literatury.
– Nikt nie wie – odpowiedziałem, coraz bardziej zły na klucz, zamek i na nią. – To znaczy wiemy, ale nie na pewno. Na tym polega interpretacja, że się z napisanego domyślamy tego, co nienapisane.
– A czyje domysły są najprawdziwsze? – naciskała.
– Tego, kto je tak dobrze uzasadni, że przez jakiś czas nikt inny nie będzie potrafił lepiej – burknąłem przez zaciśnięte zęby.
– To co mam powiedzieć chłopakowi? Że może sobie czekać bez końca na prawdziwą odpowiedź? To przecież bez sensu – stwierdziła poirytowana.
– Bez – uciąłem i poszedłem wziąć od żony zapasowy.
Prawo i prawda są w czterech literach podobne. Reszta to różnice. Prawda rozstrzyga: tak lub nie, a weryfikuje to nauka. Prawo, podobnie jak literaturę, trzeba interpretować, czyli określać prawdopodobieństwo, z jakim dany przepis odpowiada rzeczywistości. Oznacza to, że istotą państwa prawa jest niekończący się, choć przerywany, spór o jego interpretację.
Po ostatnich wyborach naiwni – biorąc prawo za prawdę – myśleli, że po ośmiu latach prawniczego kłamstwa, które służyło interesom partii, przyszedł czas na prawo prawdziwe; jednakowe – jak prawda – dla wszystkich. Niestety, podobnie jak niszczenie prawa, także jego naprawianie odbywa się na drodze interpretacji prawa.