Kraj

PKW przyłącza się do potęgowania chaosu przez PiS. Duda powtarza manewr z 2015 r.

Prezydent Andrzej Duda i przewodniczący PKW Sylwester Marciniak podczas powoływania nowych członków Państwowej Komisji Wyborczej w styczniu 2020 r. Prezydent Andrzej Duda i przewodniczący PKW Sylwester Marciniak podczas powoływania nowych członków Państwowej Komisji Wyborczej w styczniu 2020 r. Adam Stępień / Agencja Wyborcza.pl
Trudno inaczej potraktować fakt, że Państwowa Komisja Wyborcza tworzy sobie kompetencje, których nie ma, by uniemożliwić obsadzenie wakatów w Sejmie. Razem z prezydentem Andrzejem Dudą może uniemożliwić przeprowadzenie wyborów samorządowych, a nawet do Parlamentu Europejskiego.

„Mamy do czynienia z zamachem stanu” – ogłasza prezes PiS Jarosław Kaczyński. Chodzi mu oczywiście o „zamach” na władzę, którą PiS stracił. Choć tylko w tych organach państwa, w których miał ją legalnie: w parlamencie i w rządzie. Tej, którą posiadł nielegalnie, przez zawłaszczenie – wciąż nie stracił. To władza w Prokuraturze Krajowej, Sądzie Najwyższym, Trybunale Konstytucyjnym, częściowo w NSA i sądownictwie powszechnym. A także w Państwowej Komisji Wyborczej, z której PiS zrobił organ partyjny, bo obsadzany przez większość rządzącą w Sejmie.

Zatem wprawdzie bezprawnie, ale za to faktycznie włada całkiem sporym obszarem państwa. Obszarem, który – według prawa – powinien być eksterytorialny. Ten obszar jest okupowany przez PiS, który się okopał i walczy.

Efekt jest taki, że obecnie prezydent i PKW walczą metodą obstrukcji, która już wielokrotnie się sprawdziła.

Czytaj także: Czy Kaczyński się kończy? O czym świadczą błazeńskie oszczerstwa i paranoje prezesa

Zachowanie Dudy i jego kancelarii to czysta kpina

W przypadku prezydenta Andrzeja Dudy jest to dokładne powtórzenie metody zastosowanej w 2015 r., kiedy dla dobra swojej partii po prostu odmówił zaprzysiężenia sędziów wybranych do Trybunału Konstytucyjnego. Nie jest to jego prerogatywa konstytucyjna, tylko ustawowa, ale przyjęto interpretację, że bez zaprzysiężenia sędzia TK nie może orzekać. Teraz Duda powtarza tamten „sukces”: nie zaprzysięga wybranych przez Sejm członków PKW.

Zastępca szefa Kancelarii Prezydenta Piotr Ćwik zapewnił, że „prezydent Andrzej Duda dokona zaprzysiężenia nowych członków Państwowej Komisji Wyborczej w terminach, które go do tego obligują”. To czysta kpina, bo taki termin nie istnieje. Podobnie nie istnieje termin zaprzysiężenia sędziów TK, a także powołania na stanowiska sędziów rekomendowanych przez KRS czy przyznania tytułów profesorskich osobom nominowanym przez Centralną Komisję ds. Stopni i Tytułów (np. dr hab. Michał Bilewicz czeka na decyzję prezydenta od stycznia 2019 r.). A Duda z zaprzysiężeniem nowych członków PKW zwleka od grudnia i nie tłumaczy dlaczego. Kadencja dotychczasowych wygasa – z mocy ustawy, czyli automatycznie – 13 marca. Najpóźniej pięć dni potem wakaty powinny zostać obsadzone. Co, jeśli do tego czasu nie zostaną, a prezydent będzie trwał w swojej obstrukcji?

Jedyna droga, jaką można wypróbować, i to już, bo czas ucieka, to skarga do sądu administracyjnego na bezczynność organu – czyli prezydenta. I liczyć, że sprawa będzie rozpoznana możliwie najszybciej. Jeśli nie – to nie będzie można przeprowadzić wyborów, bo nie będzie organu, który je organizuje i rozstrzyga kwestie sporne. Oczywiście udaremnienie przez prezydenta wyborów byłoby ciężkim deliktem konstytucyjnym, więc raczej się nie zdarzy.

Czytaj też: Raport o stanie prezesa. „Nie może pokazać, że jest zmęczony”

Obstrukcja PKW na rękę PiS

Obstrukcję ukrytą stosuje PKW, opóźniając objęcie mandatów poselskich po Mariuszu Kamińskim i Michale Wąsiku. Komisja zastosowała metodę na wymianę korespondencji. Jak? Marszałek Sejmu Szymon Hołownia zwrócił się pisemnie o podanie przez PKW nazwisk osób, które w kolejności zdobyły na listach PiS najwięcej głosów na liście, z której startowali Wąsik i Kamiński. PKW zaś zażądała podstawy prawnej. Co znamienne, sama nie podała podstawy prawnej swojego żądania. Bo takiej nie ma!

Art. 251 par. 1 kodeksu wyborczego, jedyny przepis, który mamy w tej sprawie, brzmi: „Marszałek Sejmu zawiadamia, na podstawie informacji Państwowej Komisji Wyborczej, kolejnego kandydata z tej samej listy kandydatów, który w wyborach otrzymał kolejno największą liczbę głosów, o przysługującym mu pierwszeństwie do mandatu”. Zatem prawo nie daje PKW podstawy do kontrolowania prawidłowości zapytania skierowanego przez marszałka Sejmu. I to niezależnie od dyskusji prawników nad tym, czy – szczególnie w sprawie Wąsika – Sąd Najwyższy ostatecznie się wypowiedział na temat utraty immunitetu. PKW ma jedynie udzielić marszałkowi Sejmu informacji, kto – według jej danych – jest po Wąsiku i Kamińskim następny w kolejce do objęcia mandatów poselskich. I może, co najwyżej, sprawdzić, czy to rzeczywiście pytanie od marszałka Sejmu, czy może od jakiegoś nieuprawnionego organu. A objęcie mandatu przez osobę następną w kolejce jest automatyczne, pod warunkiem że wcześniej wyrazi na to zgodę.

Ale na terytorium okupowanym przez PiS nie obowiązuje prawo, tylko wola. Już nawet nie wola suwerena, ale wprost okupujących.

I tu wróćmy jeszcze raz do sprawy Kamińskiego i Wąsika, ułaskawionych od skazania za nadużycie władzy. To ułaskawienie Dudy spełnia trzy funkcje. Po pierwsze: uwalnia funkcjonariuszy władzy od odpowiedzialności za państwo i praworządność, po drugie: daje znak kolaborantom, że są bezkarni, i po trzecie: pokazuje społeczeństwu, że prawo jest dla przegrywów. Ludzie PiS i ich współpracownicy sobie poradzą.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną