Wielka mobilizacja
Wielka mobilizacja. Przez ostatnie osiem lat sporo się namaszerowaliśmy
Przez ostatnie osiem lat sporo się namaszerowaliśmy. W obronie niezależnych sądów, konstytucji, praw kobiet, mediów… Jednak dopiero Donaldowi Tuskowi udało się zorganizować w Polsce demonstracje na spektakularną skalę. Najpierw 4 czerwca ulicami Warszawy przeszło ponad pół miliona ludzi, potem – 1 października – Marsz Miliona Serc ten rekord pobił. Zainteresowanie czerwcową prodemokratyczną manifestacją (początkowo organizowaną „przeciw drożyźnie, złodziejstwu i kłamstwu”) nakręcił sam PiS, szykując się do kampanijnego polowania na Donalda Tuska, czyli przegłosowując lex Tusk. Komisja ds. rosyjskich wpływów okazała się kapiszonem – nie wzmocniła kampanijnej narracji PiS (Tusk częściej był jednak „niemieckim agentem”), nie ogłosiła 17 września żadnego wiekopomnego raportu, a jedynie dwa miesiące później wydała kompromitujące rekomendacje, aby czołowym politykom nowej władzy nie powierzać stanowisk publicznych. Sejm X kadencji odwołał członków komisji.
Październikowy marsz był wielką antyrządową manifestacją, symbolem której stały się biało-czerwone serca. Początkowo (o czym mało kto już jesienią pamiętał) miały go nieść hasła w obronie praw kobiet – Donald Tusk zapowiedział marsz w odpowiedzi na skandal, który wybuchł w połowie lipca w Krakowie, gdzie policja szykanowała kobietę, ponieważ ta zażyła tabletkę poronną. Lider PO przypomniał przy okazji inne tragedie kobiet, będące skutkiem drakońskiego prawa antyaborcyjnego wprowadzonego przez PiS rękami Julii Przyłębskiej. Bo też w minionym roku kolejna ciężarna straciła życie. 33-letnia Dorota Lalik trafiła do nowotarskiego szpitala, po tym jak odpłynęły jej wody płodowe; lekarze zwlekali jednak z terminacją ciąży, przez co rozwinęła się sepsa. W połowie czerwca kobiety znów wyszły na ulice z hasłami „Ani jednej więcej!