Gorąca bitwa o TVP. W PiS panika i rwanie włosów z głowy, ale to na nic. Skończy się happy endem
Bitwa o media publiczne trwa w najlepsze. Poseł PiS Radosław Fogiel ostrzega, że PiS rozważa fizyczną „obronę” telewizji. Cóż, gdyby zdjęci ze stanowisk prezesi mieli zabarykadować się w gabinetach, z pewnością policyjna akcja odbijania telewizji byłaby spektakularna, a nagrania z niej znakomicie służyłyby martyrologicznej legendzie PiS. I chociażby z tego powodu jest mało prawdopodobne, że dojdzie do jakichś aktów „zastosowania przymusu bezpośredniego”. Nowa władza nie będzie chciała brać udziału w produkowaniu propagandowych filmików, przydatnych PiS w kolejnych wyborach, wobec czego odzyskiwanie TVP z rąk partyjnej sitwy, okopanej na pozycjach za pomocą specjalnych ustaw, obsady KRRiTV i Rady Mediów Narodowych, odbędzie się w nieco dłuższym czasie i nie tak znowu spektakularnie.
Losy TVP i Polskiego Radia
Niechcący bardzo dobrze scharakteryzował sytuację były minister obrony i być może druga osoba w PiS po Jarosławie Kaczyńskim Mariusz Błaszczak: „Mamy do czynienia z próbą grabieży łupu politycznego w postaci TVP”. Faktycznie, telewizja padła łupem PiS i trzeba ją teraz „odłupić”. Byle zgodnie z prawem, i to prawem aktualnie obowiązującym, bo na podpisy Andrzeja Dudy pod ustawami naprawczymi mediów publicznych nie ma co liczyć. Natomiast stosowaniem prawa zajmują się sądy. Chcemy czy nie, ostateczne scenariusze napiszą sędziowie, bo że sprawy nadawców publicznych, łącznie z personaliami członków nowych władz spółek, trafią przed oblicze sądów, i to w otoczeniu skarg i pozwów, to więcej niż pewne.
Niełatwe zresztą będą sędziowie mieli zadanie, bo w grę wchodzi gigantyczny zakres przepisów – od samej konstytucji poczynając, a na prawie spółek kończąc. Jeśli TVP i Polskie Radio zostaną postawione w stan likwidacji, to ich status może być niejasny aż do wyborów prezydenckich i wyboru prezydenta z obozu demokratycznego. Na szczęście sam rząd PiS opublikował wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2016 r. stwierdzający, że odbieranie kompetencji konstytucyjnemu organowi, jakim jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, przez stworzoną rękami PiS Radę Mediów Narodowych jest niekonstytucyjne.
Dużym wsparciem w sądach będzie też procedowana obecnie uchwała Sejmu „w sprawie przywrócenia ładu prawnego oraz bezstronności i rzetelności mediów publicznych oraz Polskiej Agencji Prasowej”, przypominająca właśnie o niekonstytucyjności Rady Mediów Narodowych jako organu bezprawnie wyposażonego w kompetencje do powoływania i odwoływania zarządów i rad nadzorczych mediów publicznych. Wprawdzie znaczenie uchwały jest głównie moralne, lecz apel Sejmu do podjęcia działań naprawczych przez rząd (skarb państwa będący właścicielem spółek mediów publicznych) to coś więcej niż retoryka. Świadczy o tym chociażby dziwaczny list, jaki w związku z debatą nad losami TVP Andrzej Duda wystosował do marszałka Szymona Hołowni. Jego sens sprowadza się do tego, że media trzeba reformować zgodnie z prawem. Bardzo odkrywcze, doprawdy.
Nowa ekipa „Wiadomości” już czeka
Wokół TVP jest gorąco i może nawet za gorąco, wziąwszy pod uwagę zmniejszający się udział telewizji w całej „mediosferze”. Nadal jednak karmieni bezwstydną i brutalną propagandą PiS widzowie programów informacyjnych TVP stanowią wielką polityczną siłę. W walce o standardy mediów publicznych chodzi więc nie tylko o powrót do ich demokratycznej misji i przywrócenie im jako takiej niezależności od władzy (bo o pełnej niezależności w polskich warunkach trudno nawet marzyć), lecz po prostu o odebranie PiS finansowanego ze środków publicznych potężnego ośrodka propagandy, dzięki któremu może nieuczciwie i bezprawnie osiągać wymierne korzyści polityczne.
Nie wiemy, ile to wszystko potrwa. Czy TVP będzie wiadrami wylewać pomyje na głowę Donalda Tuska jeszcze tydzień, czy może cały miesiąc? Tak czy inaczej, nowa ekipa „Wiadomości” (czy jakkolwiek będzie się nazywać nowy program informacyjny TVP) zajęła już miejsca w blokach startowych. Przygotowaniami do produkcji nowego programu kieruje znany dziennikarz TVN Paweł Płuska. Kiedy faktycznie zobaczymy nowe twarze w programach informacyjnych, to zależy od wielu zakulisowych ustaleń politycznych i postawy setek osób zatrudnionych w TVP, TAI czy PAP.
Zapewne jednak większość pracowników przyjmie stanowisko względnie ugodowe, bo przecież są to z natury ludzie skłonni do podporządkowywania się władzy. Dali tego dowody w ciągu lat pracy w TVP pod zarządem Jacka Kurskiego i Mateusza Matyszkowicza. Politycy PiS nie mogą liczyć na to, że wynajmowani przez nich dziennikarze, do spółki z pracownikami technicznymi i ochroną, będą budowali barykady na Woronicza i pl. Powstańców Warszawy, czyli w warszawskich siedzibach publicznej telewizji. Nowa władza z pewnością będzie dość miłosierna dla „skruszonych”, a w każdym razie niestawiających się. Buńczuczne wypowiedzi polityków PiS oraz ich groteskowe przymierzanie butów obrońców wolności i demokracji zawisają w próżni. Ludzie generalnie są posłuszni władzy. Kiedyś PiS na tym skorzystał, a dziś skorzysta na tym nowy rząd.
Koniec epoki Kurskiego i Matyszkowicza
Trudno powiedzieć, jaką datę będzie miało pełne chwały wydarzenie w dziejach polskiego życia publicznego, jakim stanie się z pewnością zakończenie epoki telewizji Kurskiego–Matyszkowicza, zapewne zbiegające się z inauguracją nowych „Wiadomości”. Już teraz pewna data stała się poniekąd historyczna. Do historii mediów publicznych w Polsce przejdzie bowiem 8 grudnia 2023 r., kiedy Danuta Holecka, niekwestionowana liderka nachalnej i brutalnej propagandy PiS w telewizji publicznej, główna prezenterka „Wiadomości”, po raz ostatni poprowadziła flagowy program informacyjny telewizji publicznej. Po ponad ćwierci wieku pracy odeszła z TVP. Zrobiła to, wyprzedzając nieuchronne. Słusznie – lepiej odejść samemu, w jakimś stopniu na własnych warunkach, niż trzymać się kurczowo stołka i zostać od niego siłą oderwanym.
Od wielu tygodni w TVP panuje panika maskowana jeremiadą i rwaniem włosów z głów, jak to zła opozycja na usługach Niemiec będzie się teraz mścić na wolnych, publicznych mediach. A jeśli nie wolnych, to przynajmniej wolnościowych. No i – rzecz to najważniejsza – prześladowanych. Nieustające zapewnienia, iż w żaden legalny sposób nowa władza nie będzie mogła przejąć kontroli nad telewizją publiczną, mieszają się w wypowiedziach prominentnych dziennikarzy TVP z tłumaczeniami, że ich stronniczość nie była, a już szczególnie obecnie nie jest niczym innym niż słuszną i potrzebną przeciwwagą dla stronniczości mediów sprzyjających dawnej opozycji, a dziś rządzącej koalicji. W dodatku stronniczość telewizji z czasów PiS niczym nie odbiega od standardów z czasów rządów Platformy Obywatelskiej. Niektórzy dziennikarze, jak Michał Rachoń, mogą z szybkością karabinu maszynowego wymienić wszelkie naruszenia zasad obiektywnego dziennikarstwa, np. w kampanii prezydenckiej w 2010 r.
Można być pewnym happy endu
Jest coś niebywale naiwnego w tej mentalności. Naprawdę można odnieść wrażenie, iż ludzie z TVP uważają, że ich winy są porównywalne z winami poprzedników, a stronniczość jest usprawiedliwiona, jak gdyby wcale nie obowiązywały ustalone od dawna standardy rzetelności dziennikarskiej, a cudze występki mogły usprawiedliwiać nasze. Na dowód, że oni naprawdę tak myślą, służę anegdotką (prawdziwą).
Otóż przygotowując ten tekst, zapytałem drogą esemesową prezesa TVP Mateusza Matyszkowicza, czy uważa, że TVP i TAI właściwie pełniły i pełnią misję mediów publicznych, dbając o obiektywizm i bezstronność przekazu, a w związku z tym czy ich władze i kadry kierownicze powinny być utrzymane na stanowiskach. W odpowiedzi dostałem… link do portalu polityka.pl. Po prostu link. Nic więcej. Po dłuższej chwili zrozumiałem, co chciał mi przekazać prezes publicznej telewizji. Otóż mówi mi coś takiego: „Spójrz na siebie – czyż twoje medium nie jest stronnicze? Czy przestrzegacie standardów?”. Przestrzegamy i porównywanie nas do, dajmy na to, portalu TVP Info jest tak obraźliwe i nieuczciwe, że można by się tylko z tego śmiać. Jednak nie na tym polega absurdalność tego argumentu. Co to ma w ogóle do rzeczy, czy jakiś prywatny portal jest rzetelny, czy nie? Nawet jeśli nie jest, to czy w jakimkolwiek stopniu usprawiedliwia to propagandowy charakter publicznej telewizji? W postmodernistycznym świecie PiS i jego akolitów nie ma prawdy i fałszu, obiektywizmu i bezstronności. Wszyscy są stronniczy i służą czyimś interesom. Rzecz tylko w tym, aby być po właściwej stronie. Matyszkowicz uważa, że jest po właściwej stronie, i to wystarcza. „Kochaj i rób, co chcesz”, jak powiada klasyk.
Nie wiemy, jak i kiedy skończy się serial pt. „Nadawcy publiczni w poszukiwaniu zagubionej misji”. Pogryzając popcorn, wiemy jedno: skończy się happy endem!