Posłowie rządzącej koalicji wnieśli do Sejmu projekt uchwały wzywającej sędziowskich członków neo-KRS do ustąpienia. W uchwale wskazuje się na wyroki Sądu Najwyższego, Naczelnego Sądu Administracyjnego, TSUE i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, które stwierdzają sprzeczność z prawem – polskim, unijnym i Rady Europy – trybu powołania przez Sejm 15 sędziowskich członków neo-KRS. Wyroki te mówią o tym, że ten sposób powołania, w którym fikcją jest warunek, żeby byli przedstawicielami sędziów, nie gwarantuje niezależności nominacji takiej neo-KRS, a co za tym idzie – niezależności powołanych w tym trybie sędziów.
Sejm w projekcie uchwały „wzywa członków KRS wybranych do jej składu wbrew Konstytucji do niezwłocznego zaprzestania działalności w KRS, gdyż ta podważa porządek konstytucyjny RP”.
Czytaj też: Bodnar walczy, neosędziowie kontratakują
Neo-KRS, zmysł moralny i poczucie wstydu
Z rozmaitych propozycji rozwiązania problemu neo-KRS koalicja rządząca wybrała wariant „miękki”, niełamiący zasady kadencyjności. Wezwanie ma charakter moralny. Trzeba mieć więc zmysł moralny i poczucie wstydu, żeby takiego wezwania posłuchać. Czy mają je neosędziowie wybrani do neo-KRS przez PiS?
Zobaczymy, chociaż nie świadczą o tym ich dotychczasowe zachowania, w szczególności kuriozalny sposób przeprowadzania konkursów na wolne miejsca sędziowskie, w których regułą bywa, że decydują nie kompetencje, ale przynależność towarzyska i ideowa. Sam fakt, że często wygrywali konkursy kandydaci z najmniejszym dorobkiem, wiedzą i doświadczeniem i z najgorszymi opiniami środowiska, wystarczająco potwierdza, że konkursy przeprowadzano nieprawidłowo, niezgodnie z interesem wymiaru sprawiedliwości. Osoby działające na szkodę tego interesu nie powinny dalej sprawować funkcji w Krajowej Radzie Sądownictwa.
Uchwała Sejmu to nie jest wyłącznie ozdobnik. Nie ma mocy władczej, ale może mieć moc sprawczą. Jest aktem symbolicznym, coś jak złamanie szabli degradowanemu oficerowi, który splamił oficerski honor. Jest aktem uroczystym, przyjmowanym przez organ wybrany przez obywateli. Jest też dokumentem historycznym, w dodatku mającym umocowanie prawne w wyrokach sądów i trybunałów.
Czytaj też: Czy notable władzy PiS mogą czuć się bezpieczni?
A jeśli nie dadzą się przekonać?
Jeśli presja moralna nie podziała na sędziów wybranych przez polityków do KRS, może podziałają postępowania dyscyplinarne za szkodzący wymiarowi sprawiedliwości sposób rozstrzygania konkursów i za delikty popełniane np. przez osoby prezesujące sądom (Dagmara Pawełczyk-Woicka, Maciej Nawacki). Za udział w tzw. aferze hejterskiej. Za sposób funkcjonowania w mediach społecznościowych. Za niewykonywanie obowiązków sędziowskich. Może też przestraszą się groźby dochodzenia od nich przez skarb państwa zwrotu odszkodowań zasądzanych przez Europejski Trybunał Praw Człowieka obywatelom pokrzywdzonym wyrokami neosędziów, czyli osób powołanych z rekomendacji neo-KRS.
Sędziowie w neo-KRS mają problem: zachowywali się tak arogancko i lekceważąco wobec prawa i międzynarodowych organów, że nie mają do kogo zwrócić się o pomoc i ochronę. Neo-KRS wyrzucono z Europejskiej Sieci Krajowych Rad Sądownictwa, a żadna z międzynarodowych organizacji sędziowskich nie będzie bronić ludzi, którzy dla kariery weszli do organu mającego bronić niezależności sądów i niezawisłości sędziów po to, by tę niezależność i niezawisłość niszczyć.
Więc może jednak posłuchają wezwania Sejmu? Tym bardziej że nowi parlamentarni członkowie neo-KRS, z niezmordowaną Kamilą Gasiuk-Pihowicz na czele, robią im na posiedzeniach Rady piekło nie gorsze niż to, którego demokratyczna opozycja doświadczała w pisowskim parlamencie.