Razem i osobno
Kinga Gajewska i Arkadiusz Myrcha. Małżeństwo w Sejmie: razem i osobno. „Osiem lat trenowaliśmy”
Staż małżeński mają tak długi jak odchodzący właśnie rząd PiS. Oboje debiutowali w Sejmie w feralnym 2015 r. – Gajewska startowała w okręgu podwarszawskim z siódmego miejsca na liście PO (4820 głosów), Myrcha był jedynką w Toruniu (13 400). Dziś pomieszkują tu i tam. W ostatnich wyborach poparcie dla obojga wystrzeliło: Gajewska zdobyła 85 283 głosy, Myrcha 64 452. „Pomógł” zapewne policyjny incydent we wrześniu – funkcjonariusze wciągnęli posłankę siłą do radiowozu, gdy próbowała nagłaśniać w Otwocku aferę wizową. Mateusz Morawiecki prowadził właśnie spotkanie z wyborcami. Komenda stołeczna policji nie dopatrzyła się „uchybień” i nie podjęła działań dyscyplinarnych, choć cały incydent poruszył opinię publiczną. Prokuratura wszczęła teraz w tej sprawie śledztwo. „Najpierw finansowanie in vitro, potem 5 mld euro, teraz to…”, pisze Gajewska na platformie X, publikując pismo Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga i fetując pierwsze małe zwycięstwa nowej rządzącej ekipy.
Na poczucie sprawstwa i sprawiedliwości trzeba było trochę – osiem lat – poczekać. W tym czasie się pobrali. – Poznaliśmy się na szkoleniu dla parlamentarzystów – wspomina Myrcha, od niedawna wiceminister sprawiedliwości. – Ale ja nie byłam na żadnym szkoleniu – prostuje Gajewska. – Ach, na kolacji u Ewy! – poprawia się Myrcha. Premier Ewa Kopacz organizowała w swojej kancelarii spotkanie dla debiutujących posłów. Usiedli wtedy obok siebie, nawiązała się znajomość. W 2015 r. byli w mediach, łącznie z tabloidami, nazywani „wschodzącymi gwiazdami PO”, dziś są „najbardziej rozpoznawalną parą polityków KO”, młodą gwardią partii Tuska, politycznymi celebrytami.