Misje komisji
Jak skutecznie rozliczyć PiS. Czy komisje śledcze wystarczą i co mogą wykryć?
Na początek trzy sejmowe śledztwa: w sprawie wyborów kopertowych, Pegasusa i afery wizowej. Ale podobno to dopiero początek rozliczeń w tej formule. A że pisowskie aferowisko to obszar niemalże bezkresny, tematów nie zabraknie. Już słychać w klubie KO, że w kolejce do obróbki czekają granty z NCBiR, Fundusz Sprawiedliwości, zakupy respiratorów, sprzedaż Lotosu, afera zbożowa, „nadliczbowe” ofiary covid i inne. Swoje pomysły forsują też koalicjanci, a nawet szukająca dla siebie miejsca Konfederacja. Ale taki mamy klimat.
Jest oczywiście ryzyko, że nadmiar komisji może zdekoncentrować opinię publiczną. Warto więc sensownie ułożyć kalendarz i porozkładać tematy na całą kadencję. To jednak oznacza założenie, że każda z komisji pracować będzie szybko, licząc najwyżej w miesiącach. Czyli nie tak wiele, żeby przeprowadzić naprawdę wnikliwe śledztwo. A to tylko jeden z dylematów, które w ogólnym entuzjazmie nowej większości nie zdążyły się jeszcze ujawnić. Warto więc wstępnie je zdiagnozować, żeby w przyszłości uniknąć rozczarowań.
Komisje śledcze: po co są i co mogą
Ale zacznijmy od tego, po co w ogóle są komisje śledcze. Z ustrojowej perspektywy to narzędzie kontroli władzy ustawodawczej nad wykonawczą. To jednak założenie bardziej teoretyczne i w jakiejś mierze archaiczne, gdyż obie te sfery w politycznej praktyce już dawno się zatarły, najczęściej kosztem autonomii Sejmu. Co zwykle wpycha parlamentarne śledztwa w polityczny gorset. Większość komisji z ostatnich kilkunastu lat powoływano wyłącznie w celu rozliczenia poprzedników przez nową większość, a jeśli nawet zdarzyło się, że władza przystała na rozliczenie samej siebie – jak SLD na komisji w sprawie Rywina czy jak premier Donald Tusk dający w 2009 r. zielone światło komisji hazardowej – to z nadzieją i zamysłem, żeby trudną sprawę zamulić.