Konkurencją dla posiedzeń Sejmu stały się transmisje obrad neo-KRS. W roli głównej parlamentarzyści opozycji wybrani do neo-KRS: choć przegrywają głosowania, mogą składać wnioski spowalniające maszynkę do produkowania neosędziów. Druga rola główna to kreacja przewodniczącej neo-KRS Dagmary Pawełczyk-Woickiej. Właśnie zyskała przydomek „Terlecka”, bo zaprowadziła obyczaje parlamentarne: aby zapobiec zapisaniu w stenogramie oświadczeń wygłaszanych przez posłankę Kamilę Gasiuk-Pihowicz, wyłączała jej mikrofon. A zaczęło się od wniosku o przerwę w obradach w związku z wydanym w czwartek przez Europejski Trybunał Praw Człowieka wyrokiem w sprawie Lech Wałęsa przeciwko Polsce. ETPCz stwierdził, że systemowym i podstawowym problemem polskiego wymiaru sprawiedliwości jest wadliwa procedura powoływania sędziów z udziałem KRS, która powoduje naruszenia prawa do niezależnego i bezstronnego sądu ustanowionego ustawą.
Tego samego dnia wieczorem przewodnicząca neo-KRS przyniosła z niewiadomego źródła uchwałę odmawiającą prawomocności wyrokowi ETPCz. Członkowie neo-KRS nie dostali jej do rąk i nie mieli okazji przedyskutować. „Treść jest niemal identyczna, co oświadczenie, które pojawiło się na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości. Widać, że pisała je ta sama ręka. Tak właśnie wygląda niezależność neo-KRS od władzy politycznej” – oświadczyła następnego dnia Gasiuk-Pihowicz.
Do przyjęcia tej uchwały brakowało kworum, więc – jak mówił poseł Tomasz Zimoch – przewodnicząca neo-KRS w trakcie głosowania telefonowała do nieobecnych członków neo-KRS, by zagłosowali zdalnie. W przyjętej w tym dziwnym trybie uchwale neo-KRS stwierdza, że stosowanie tego wyroku będzie łamaniem konstytucyjnej zasady, że „organy państwa działają wyłącznie na podstawie i w granicach prawa”.