I jak jest? – zapytałem nieśmiało sąsiadkę.
– Wciąż tu są, chociaż już dawno się skończyło – odparła, wskazując wiszące plakaty. – Nie wiadomo, co z nimi zrobić.
– Widziałem takie torby zrobione z banerów reklamowych. Ale kto by chciał nosić przegranych. A i z niektórymi wygranymi też nie wszędzie można się pokazać – odpowiedziałem.
– Podobno naukowcy wyhodowali bakterie, które potrafią jeść plastik. Może i z nimi sobie poradzą – nie ustępowała.
– Co roku przybywa 350 mln ton tworzyw sztucznych. Nie zdążą ich zjeść, a już na pewno nie do kolejnych wyborów. Ale może niektórych da się użyć ponownie – zasugerowałem koncyliacyjnie.
Spojrzała na mnie tak, że zerwałem ten, co się trzymał jednym rogiem, wsadziłem do kosza, wsiadłem na rower i pojechałem do pracy.
Po ataku na World Trade Center Umberto Eco napisał esej, w którym rozważał, jak bronić się przed fundamentalistami, którzy wykorzystują demokratyczne państwa i społeczeństwa do uprawiania na ich terytorium działalności antydemokratycznej, a nawet terrorystycznej. A co najważniejsze, jak to uczynić, nie rezygnując z kluczowych wartości Zachodu, w tym zwłaszcza z przyjaznej polityki migracyjnej i tolerancji kulturowej. Dla zilustrowania pułapki, w której się znaleźliśmy, Eco użył mikropowiastki filozoficznej. Otóż wyobraźmy sobie, że w naszym sąsiedztwie osiedla się rodzina imigrantów ludożerców, którzy co niedziela, zgodnie ze swoimi przekonaniami religijnymi, zjadają na obiad człowieka. Jako społeczność tolerancyjna i szanująca przekonania religijne innych jesteśmy w kropce. Według Eco mamy trzy możliwości. Pierwsza to uzasadniona zemsta. Aby jej dopełnić, należy wybrać się do kraju, z którego przybyli ludożercy i także zjeść stosowną liczbę ich współobywateli.