Dwie trzecie siły
Trzecia Droga na rozstaju. Czy koalicja Polska 2050-PSL to będzie związek „na kocią łapę”?
Chyba żadne inne ugrupowanie nie popadło po wyborach w taką euforię jak Trzecia Droga. Oto koalicja, która miała zmierzać na skraj przepaści, na samym finiszu kampanii wystrzeliła w górę na nienotowany od miesięcy w sondażach poziom 14,4 proc. Satysfakcja była więc uzasadniona. Szczególnie u Szymona Hołowni widoczne było pragnienie przywołania do porządku dyżurnych malkontentów z wielkich mediów, którzy powątpiewali w szanse jego wspólnego projektu z PSL, tak jakby oczekiwał teraz od nich uznania, jakichś symbolicznych przeprosin.
Pewnie dały o sobie znać urazy z czasów utarczek o wspólną listę i udział w opozycyjnych marszach, wcześniej o nielojalne głosowanie w sprawie odblokowania KPO. Hołownia już od dawna czuł się pokiereszowany przez stojący za Tuskiem główny nurt opozycji, co miało wpływ na ogólną identyfikację jego ruchu. Z jednej strony widzącego się w szerokim antyPiSie, z drugiej trochę jednak odrębnego, sceptycznego wobec samego podziału, dystansującego się od Tuska zarówno jako lidera opozycji, jak i symbolu liberalnej Polski. Sojusz z PSL ustabilizował dosyć chaotycznego w swoich poczynaniach Hołownię, chociaż w gruncie rzeczy było to spotkanie dwóch opozycyjnych outsiderów.
Na kocią łapę
Z tego rozchwiania wzięły się później dwie rozbieżne interpretacje źródeł sukcesu Trzeciej Drogi. Komentatorzy częściej skłonni byli uważać, że jej poparcie urosło tak wysoko przede wszystkim dzięki wyjątkowej randze tych wyborów, jej plebiscytowemu charakterowi. Zasiliło bowiem pulę wielu dodatkowych wyborców, którzy poszli oddać głos po prostu na „opozycję”, a samo już wskazanie TD miało być dyktowane tym, że to najsłabsze ogniwo opozycji. Podobną logiką mogła zresztą kierować się nawet część wstępnie już zdeklarowanych zwolenników KO bądź Lewicy (w sondażu POLITYKI do taktycznego głosowania na TD przyznało się około jednej czwartej jej wyborców).