Próba Dudy
Próba Dudy. Czy nadal będzie odgrywał tylko rolę w scenariuszu Kaczyńskiego?
W prezydenturze Andrzeja Dudy element niezamierzonego komizmu od początku silnie rzucał się w oczy, co zapewne wynikało z rażącej dysproporcji pomiędzy oczekiwaną powagą najwyższego urzędu oraz osobowością piastującej go osoby. Zresztą sam Duda przynajmniej do pewnego stopnia musi mieć tego świadomość, gdyż często zdarza mu się nadrabiać osobiste deficyty nadekspresyjnym aktorstwem. Pragnąc zaprezentować się „prezydencko” w charakterystycznym dla siebie stylu, puszy się i celebruje własny majestat, nie stroniąc przy tym od patosu.
Nie inaczej stało się w ubiegłym tygodniu, kiedy to Duda zarządził konsultacje z partiami przed inauguracją nowej kadencji parlamentu. Kolejno odwiedzający pałac liderzy opozycyjnych formacji nie mieli wielkich oczekiwań, chociaż na ogół wychodzili pozytywnie zaskoczeni. Bo Duda sprawiał wrażenie człowieka otwartego i nawet dawał do zrozumienia, że nie obawia się nowych rozwiązań. Wypytywał o plany na przyszłe rządzenie, czasem o konkretne decyzje. I każdą z delegacji zapewniał, że nie podjął jeszcze decyzji, komu powierzy premierostwo w pierwszym kroku konstytucyjnym. Szczególnie rzucała się w oczy jego ostentacyjna wręcz otwartość na Donalda Tuska, którego przyszli koalicjanci jeszcze przed rozpoczęciem konsultacji przezornie wskazali jako nowego szefa rządu. I o ile Tusk był po prostu uprzejmy wobec gospodarza, ale z zachowaniem dystansu, o tyle już Duda wyraźnie próbował go skrócić, schlebiał gościowi, wręcz się narzucał.
Spokojnie, to tylko Duda…
Ale już po wszystkim okazało się, że nagłośnione przez media konsultacje były jednak tylko fasadą. Sposobem na to, żeby Duda mógł o sobie przypomnieć, pobawić się prezydencko, odegrać rólkę odpowiedzialnego ojca narodu przed podjęciem ważnej decyzji.