Kraj

Kampania powyborcza

Wynik wyborów to szansa na powrót do zachodnioeuropejskiej rodziny, do której Polska zapisała się 34 lata temu.

Po konsultacjach sił politycznych z prezydentem Dudą wiadomo tyle, co przed konsultacjami. „Mamy dwóch poważnych kandydatów do stanowiska premiera” – stwierdził zupełnie poważnie Andrzej Duda. Zatem matriks będzie kontynuowany, a prezydent jest oficjalnie na etapie głębokiego namysłu, co dla kraju będzie lepsze: uznanie wyników wyborów i odmowa udziału w szopce z szukaniem przez PiS parlamentarnej większości wśród „partyjnych dołów PSL” czy też brnięcie w traumę swojego politycznego środowiska. PiS i lider tej partii przechodzą bowiem wszystkie klasyczne fazy, politycznej w tym przypadku, żałoby: zaprzeczenie, gniew, negocjowanie, głęboki smutek, po którym przychodzi akceptacja.

Politycy aktualnej władzy znajdują się na różnych etapach: Morawiecki, Czarnek czy rzecznik Bochenek jeszcze wyraźnie „negocjują”, sekretarz generalny Sobolewski po prostu ustąpił z partyjnej funkcji, a Kaczyński chyba godzi się z realiami. Niektórzy łączą etapy, np. gniewu i akceptacji, jak sędzia Trybunału Konstytucyjnego Krystyna Pawłowicz, która napisała na platformie X: „To kiedy urzędowym będzie niemiecki. Kiedy wróci hajlowanie, »polskie świnie«, »tylko dla Niemców«, »ręce do góry«, »rauss«, itp. (…) Zasłużyliśmy na likwidację swego państwa”. Taka reakcja Pawłowicz, której urząd teoretycznie obliguje do umiaru i powagi, jest jakimś upiornym podsumowaniem tego, co rządząca prawica zrobiła przez osiem lat z państwem i jakich ludzi posłała na najważniejsze stanowiska.

Wciąż trwa jednak stan przejściowy, wojna nerwów, kiedy przegrani wyrażają maskowaną frustrację, a zwycięzcy, i ich wyborcy, też się specjalnie nie cieszą – taka emocjonalna szara strefa. Mówi się często, że w 1989 r.

Polityka 45.2023 (3438) z dnia 31.10.2023; Przypisy; s. 6
Reklama