Trzeba jasno powiedzieć, że wynik wyborów to historyczne zwycięstwo demokratycznej opozycji. Nieuczciwa kampania wyborcza PiS, a także osiem lat budowania partyjnej przewagi w instytucjach i spółkach państwowych czy mediach publicznych, nie wystarczyły, żeby utrzymać władzę. W tych trudnych warunkach opozycji udało się zmobilizować miliony wyborców, aby uzyskać wyraźną przewagę w parlamencie – wola ludu.
To wielka rzecz. Ten wynik potwierdza, że Polska to nie Węgry. W powszechnym głosowaniu Polacy wyraźnie opowiedzieli się przeciwko nadużyciom PiS, za demokracją konstytucyjną. W tym kontekście szczególnie istotna wydaje się absolutnie rekordowa frekwencja wyborcza, która wyniosła 74 proc. Jeszcze nigdy w polskich wyborach do głosowania nie poszło tak wielu rodaków. Według badania late poll firmy Ipsos grupie wyborców w wieku 50–59 lat frekwencja wyniosła aż 84,4 proc.! Wysokie zaangażowanie wyborców zmniejsza również ewentualne pokusy nadużyć w procesie przekazywania władzy, czego nie bez powodu obawiali się obserwatorzy.
Kluczowy głos kobiet i młodych
Wśród danych z exit poll warto zwrócić szczególną uwagę na głosowanie w dwóch grupach, na których skupiała się w ostatnich tygodniach kampania wyborcza – czyli młodych i kobietach. Jeśli chodzi o młodych, mamy do czynienia z prawdziwą sensacją. Według danych Ipsos do głosowania poszło 70,9 proc. osób w grupie 18–29 lat, podczas gdy w 2019 r. było to jedynie 46,4 proc. PiS notuje wśród młodych szczególnie słabe wyniki – według exit poll zajął w tej grupie dopiero piąte miejsce. Jednocześnie frekwencja wśród osób 60 plus była w granicach 66–67 proc. zarówno w niedzielę, jak i cztery lata temu. Okazuje się zatem, że w wyborach parlamentarnych w 2023 r. frekwencja wśród najmłodszych była większa niż wśród najstarszych! To niezwykłe wydarzenie.
W odniesieniu do kobiet zwracają uwagę dwie rzeczy. Według danych late poll frekwencja wśród kobiet (74,7 proc.) była wyższa niż wśród mężczyzn (73,1 proc.). Do tego Koalicja Obywatelska i Lewica wypadły wśród nich wyraźnie lepiej – obie listy dostały 3 pkt proc. więcej wśród kobiet niż mężczyzn. PiS ma podobny wynik niezależnie od płci, natomiast w tym kontekście szokująco wygląda wynik Konfederacji. Zgodnie z danymi Ipsos głosowało na nią jedynie 3,7 proc. kobiet. W konsekwencji skrajna prawica uzyskała wynik wyraźnie poniżej oczekiwań.
Jeśli wziąć pod uwagę wyniki w tych grupach, a także ogólną wysoką mobilizację wyborców, wygląda na to, że kampania opozycji odniosła pożądane skutki. Warto zatem docenić, jak wielką pracę wykonały sztaby, żeby poprowadzić kampanię w sposób rzeczywiście przemawiający do wyborców, a nie zawsze spełniający życzenia komentatorów. Jest to szczególnie warte podkreślenia, ponieważ decyzje, które musiały podejmować partie polityczne, wiązały się z ryzykiem i niepewnością, a często ostrą i emocjonalną krytyką – i zresztą nic dziwnego, bo stawka była wysoka.
Duże zasługi ma tutaj Koalicja Obywatelska, która dwukrotnie zmobilizowała setki tysięcy ludzi do udziału w marszu opozycji. Również Trzecia Droga z determinacją przetrwała trudniejsze momenty i głosy osób, które obawiały się, że może nie przekroczyć 8-proc. progu wyborczego. Lewica prowadziła przemyślaną i konsekwentną kampanię programową, która była dla osób o poglądach postępowych, ale nie odstraszała radykalizmem – wbrew nadziejom jej wyborców nie poszerzyła poparcia, ale dowiozła sensowny wynik.
Trzy wyzwania dla nowej koalicji rządowej
Mam wrażenie, że teraz przed partiami opozycji – a prawdopodobnie przyszłej koalicji rządowej – trzy główne wyzwania. Po pierwsze: porozumieć się szybko i sprawnie. To będzie wymagało od wszystkich stron pewnej dojrzałości politycznej. Jest jasne, że każdy będzie chciał coś dostać – ale to oznacza również, że każdy będzie musiał z czegoś zrezygnować. Nie jest to rząd wyłącznie Koalicji Obywatelskiej, wyłącznie Trzeciej Drogi ani wyłącznie Lewicy – natomiast będzie miał pewne bardzo poważne wspólne zadania do wykonania. Szanse na rozsądne porozumienie wspiera okoliczność, że przynajmniej w pierwszym okresie rządzenia wszystkie formacje będą miały wspólny interes polityczny i podstawowe cele do osiągnięcia.
Po drugie: wszystko wszędzie naraz – tam, gdzie to możliwe, trzeba zrobić możliwie dużo, szybko i równocześnie. Nowa koalicja będzie musiała pokazać siłę polityczną, żeby dać wyborcom pewność, że stery przejmuje kompetentny i stabilny rząd. Do tego PiS będzie próbował blokować wszelkie zmiany zmierzające do przywrócenia normalności politycznej. Jeśli rządy partii Jarosława Kaczyńskiego czegoś nas uczą, to m.in. tego, że dobry plan i wysokie tempo działania może być ważnym czynnikiem sukcesu. Jeśli opozycja będzie rozwlekać własne inicjatywy, to PiS będzie torpedować jedną po drugiej, aby wykazać jej słabość. Jeśli zaś uderzenie będzie mocne i przemyślane, to PiS nie będzie się w stanie pozbierać.
Po trzecie: oddzielić wyborców PiS od PiS. Jeśli ma dojść do zmian i rozliczeń i jeśli demokracja liberalna ma zyskać trwałe i stabilne poparcie przytłaczającej większości społeczeństwa – to musi być jasne, że działania nowego rządu prowadzone są w interesie Polski i w interesie sprawiedliwości, a nie dla zemsty, a już na pewno nie przeciwko wyborcom PiS. Nowy rząd mógłby proponować polityki sprzyjające przynajmniej istotnej części wyborców PiS, aby było w pełni jasne, że stosunek rządu do nadużywających władzy poprzedników z PiS oraz ich wyborców opiera się na dwóch zupełnie różnych emocjach. W tym kontekście przywódcy opozycji demokratycznej słusznie mówili w kampanii o potrzebie społecznego pojednania. Zadanie trudne, ale do zrobienia.