Kraj

Jedyne, co pozostaje, to przegonić PiS od rządzenia

Jeden z ostatnich wieców PiS przed wyborami, 11 października 2023 r. Jeden z ostatnich wieców PiS przed wyborami, 11 października 2023 r. Prawo i Sprawiedliwość / Facebook
Skorzystam z takiego oto mema: „Panie Boże, dałeś nam młodość i zabrałeś, dałeś urodę i zabrałeś. Dałeś nam PiS. Ja tylko przypominam”.

Marsz Miliona Serc pokazał, że trzeba głosować, i to kupą, mości panowie i jejmości panie. Wzbudził prawdziwą wściekłość po stronie PiS, który zrejterował do Spodka. Pan Kaczyński podał, że ulicami Warszawy przeszło 60 tys. osób, i powołał się na policję, ale ta szybko odcięła się od tej informacji (czyżby miała dość wkręcania jej przez PiS?). TVP Info uzupełniła bajdy Prezesa the Best o 40 tys., ale i wspomniała o frekwencyjnej katastrofie.

Prof. Broda, mój ulubiony fizyk jąder atomowych (jak sam siebie nazywa), tak rzecz opisał: „Nazwano to wydarzenie marszem miliona serc. Z frekwencji wynika, że każdy uczestnik marszu miał 10 serc. Nazwano je też marszem pustych serc. Teraz się wyjaśniło, że musiały być puste, by ułożyć je w matrioszkę. Inaczej 10 by się nie zmieściło w każdym z uczestników. Mamy zatem związek z RESETEM. c.b.d.o.”.

Głęboka fuzja prof. Brody z produkcją dr. hab. Cenckiewicza i red. Rachonia polega na tym, że matematyczno-anatomiczne dywagacje pierwszego są równie wiarygodne co „resetowe” bajdurzenie pozostałych. Lec dziwił się, że trudno wywołać echo w pustych głowach, ale podany przykład ilustruje, co miał na myśli. Wyborco, nie łudź się, że coś tu wywołasz, bo jak wiadomo, z pustego i Salomon nie naleje.

Jedyne, co pozostaje, to przegonić PiS od rządzenia. Można to zrobić 15 października.

Przy okazji ważna uwaga o referendum. Pisia chytrość sprawiła, że ma się odbyć razem z wyborami. Sygnały, zwłaszcza z mniejszych miejscowości, wskazują, że zwolennicy opozycji nie chcą brać udziału w tej komedii, ale równocześnie obawiają się oficjalnego wyrażenia sprzeciwu. Nie wchodząc w to, czy te obawy są zasadne czy nie, można udzielić następującej porady. Wynik referendum jest o tyle bez znaczenia, że nikt, a w szczególności opozycja, nie proponuje wyprzedaży majątku narodowego, podniesienia wieku emerytalnego (ciekawostka: p. Morawiecki namawiał w 2010 r. p. Tuska, aby go podnieść), likwidacji muru na wschodniej granicy i przyjęcia tysięcy imigrantów w ramach przymusowej relokacji. Kto nie chce oddać głosu w referendum i nie przejmuje się tym, że zrobi to publicznie, niech tak uczyni, a kto chce zachować anonimowość, niech wrzuci referendalną kartę do urny.

Pisia chytrość polega tutaj na tym, że chce zwiększyć frekwencję wśród swoich zwolenników, a odstraszyć przeciwników – sztab liczy na to, że niektórzy nie zagłosują wyborach, gdyż nie chcą uczestniczyć w referendum. Nie dajmy się zwieść takim manipulacjom.

Czytaj też: Co zrobić z kartą do referendum? To nieważne, nie zajmujmy się tym

IV RP majaczy na horyzoncie

„Propaganda zdołała wyprodukować szczególny splot motywów. Kreując obraz wroga, zdyskontowała rozmaite dotychczasowe doświadczenia; zarówno własne, jak też i wypracowane przez przedwojenną nacjonalistyczną prawicę. W propagandowym przekazie postkomunistyczni dygnitarze i agenci brukselskiego imperializmu okazali się działać w interesie międzynarodowej finansjery prorosyjskiej, a wszystko to połączono z obsesją niemieckiego ekspansjonizmu. Próbowano niespotykanej w ciągu poprzednich kilkunastu lat mobilizacji sił antypolskich i przypuszczono atak na wyimaginowaną postać, mającą uosabiać całe zło zagrażające polskim narodowym wartościom”.

Czy to analiza treści prezentowanych przez TVP w związku z konwencją PiS w Spodku? Ależ nie, to lekko podrasowany opis propagandy z Marca 1968 r. Jej czołowym realizatorem był red. Tadeusz Kur, w związku z tym pojawiło się powiedzenie „Kur wie lepiej”.

W samej rzeczy atmosfera w Spodku 1 października była całkiem podobna do tego, co działo się w trakcie przemówienia Gomułki w Sali Kongresowej 19 marca 1968 r. Chochlik historii sprawił, że skandowanie „Jarosław, Jarosław” fonetycznie przypomina „Wiesław, Wiesław”. Rolę red. Kura przejęli np. red. Klarenbach i red. Kłeczek, którzy też wiedzą lepiej. Gdy prowadzą dyskusje przedwyborcze, to nie tylko zadają pytania, ale i od razu udzielają odpowiedzi, zwłaszcza w imieniu oponentów PiS.

Premier Bambik wymachiwał w Spodku teczką Tuska, „politycznego męża Angeli Merkel”, tak jak niegdyś Gomułka pomstował na Janusza Szpotańskiego jako człowieka o moralności alfonsa. Wyborco, czy chcesz głosować na ludzi wyraźnie nawiązujących do propagandy sprzed 55 lat? Nie daj się omamić zapewnieniom, że to, co wtedy, i to, co teraz, trudno porównywać, boć przecież teraz wolno demonstrować, bo są rozmaite media itd. Tak, to prawda, ale niechęć PiS do pluralizmu poglądów i swobody ich wyrażania jest aż nadto widoczna, aby nie obawiać się tego, co zrobi, jeśli będzie rządził kolejną kadencję. Świrowanie p. Świrskiego, przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, wobec mediów niezależnych od władzy czy los prasy regionalnej po jej wykupieniu przez byłego wójta Pcimia uzasadniają obawy o stan wolności obywatelskiej w IV RP (ciągle jest na horyzoncie). Nie jest też pewne, czy policja nie będzie pałowała przyszłych marszów protestacyjnych. Lepiej nie ryzykować i zagłosować na tych (i te), którzy (które) chcą respektować zasady społeczeństwa otwartego, a nie zamkniętego (obu w sensie Karla Poppera). Wprawdzie stosunek ludzi do prawa jest różny, ale nikt nie zaprzeczy (może poza skrajnymi anarchistami), że jest, podobnie jak aparat wymiaru sprawiedliwości, niezbędnym składnikiem każdej zorganizowanej struktury społecznej.

Z Ziobrą się nie uda

Ostatnim wydarzeniem z tej działki jest drastyczne podniesienie kar za niektóre przestępstwa. Zawsze jakaś część obywateli uważa, że im wyższe kary, tym mniejsza przestępczość. Inaczej mówiąc, surowość kar przyczynia się do tzw. prewencji ogólnej. Wszelako od przeszło 200 lat kryminolodzy, a więc badacze m.in. sposobów przeciwdziałania przestępstwom, twierdzą, że efektywna wykrywalność naruszeń prawa jest równie ważna, a nawet ważniejsza od rygoryzmu w karaniu.

Niedawno zdarzył się tragiczny wypadek samochodowy, w którym zginęła trzyosobowa rodzina. Mężczyzna podejrzany o spowodowanie tej tragedii nie został zatrzymany i uciekł z Polski. Wedle ekspertów stało się to m.in. z powodu niewłaściwego sposobu postępowania policji i prokuratury. Mniejsza w tym kontekście o to, czy powodem była nieudolność (nie zmienia tej oceny ujęcie sprawcy w Dubaju), czy inne okoliczności. Tak czy inaczej, sprawa źle świadczy o skuteczności ścigania przestępstw w Polsce.

Trudno się dziwić, skoro p. Ziobro uważa, że głównym sposobem zapobiegania przestępczości jest surowość kar, a nie podnoszenie świadomości prawnej społeczeństwa. Zdumiewające, że osoba piastująca stanowisko ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego nie rozumie prostych problemów socjologii przestępczości, podobnie jak warunków prestiżu wymiaru sprawiedliwości czy wpływu prawa i jego stosowania na społeczną tkankę.

Jest np. faktem, że m.in. z powodu działań p. Zbyszka czas oczekiwania na rozprawę uległ znacznemu wydłużeniu w ostatnich latach. Prestiżowi prawa i wymiaru sprawiedliwości nie służy też to, że szefową Trybunału Konstytucyjnego zostało „towarzyskie odkrycie” p. Kaczyńskiego, a prokurator stanu wojennego – „sędzią” tego gremium; że p. Duda traktuje mianowanie sędziów jako swoją prerogatywę, niezależnie od ich kompetencji, że p. Morawiecki deklaruje, że nie interesuje go prawo, ale sprawiedliwość.

Wiadomo, że p. Ziobro zmierza do totalnej reformy sądownictwa, której wynikiem ma być czystka personalna, całkowicie likwidująca niezależność sądów od władzy wykonawczej. Potem pewnie przyjdzie czas na adwokaturę. Chwała polskim sędziom, że jak na razie oparli się szaleństwom p. Zbyszka, ale to nie przesądza, że ich następcy nie ulegną. Prawo i wymiar sprawiedliwości są zbyt łakomymi kąskami dla autorytarnej władzy. Wyborco, pamiętaj, że odsunięcie od władzy takich czynowników jak obecny szef Ministerstwa Sprawiedliwości i otaczająca go kamaryla jest warunkiem sine qua non normalnego rozwoju Polski w przyszłości. To także sprawa gwarancji dla wewnętrznego bezpieczeństwa Polek i Polaków.

Czytaj też: Kryzys w armii służy opozycji. Ale powodów do radości nie ma

Apetyt władzy rośnie w miarę jedzenia

Obecni władcy Polski wystartowali ze szczytnym hasłem przeciwdziałania aferom w aparacie władzy. Rychło się jednak okazało, że tzw. dobra zmiana jest aferogenna w znacznie większym stopniu od „naszych poprzedników”, jak to zwykł ujmować (do niedawna, bo teraz używa znacznie ostrzejszego języka – „polska wizja Jarosława Kaczyńskiego i niemiecka wizja Donalda Tuska”) Bambik Morawiecki.

Trudno powiedzieć, ale przede wszystkim obliczyć, ile finanse państwa straciły na rozmaitych przywilejach dobrozmieńców. Powiem otwarcie, że mnie to nawet specjalnie nie interesuje, bo dość długie doświadczenie życiowe uczy, że i tak większość przekrętów dokonanych przez tych, którzy rządzą, nie zostanie ujawniona. Polska nie jest żadnym wyjątkiem w tej mierze, bo zawsze tak było i zapewne będzie. Bynajmniej nie namawiam do ignorowania rozlicznych (zestawienie mówi nawet o stu i całkiem kosztownych) skandali w postaci jakiejś tzw. grubej kreski i jestem za tym, aby przyszła władza je rozliczyła tak, jak obiecuje, ale nie mogę powstrzymać się od wyrażenia niejakiego sceptycyzmu co do powodzenia takiej akcji.

Przypuszczam, że pp. Morawieccy łatwo wykażą legalność nabycia swoich nieruchomości ponoć wartych 120 mln, a p. Kaczyński jakoś wytłumaczy swoje poczynania w związku ze sprawą tzw. srebrnych wież i domniemanym pośredniczeniem w niezbyt legalnym przekazywaniu pieniędzy. Skoro tacy lub inni „krewni i znajomi królika” zarabiali olbrzymie (nie tylko na skalę krajową) pieniądze w spółkach skarbu państwa czy jako prezesi rozmaitych urzędów, to przecież opierało się to na prawomocnie zawartych umowach o pracę.

Ważne, aby tego rodzaju praktyki zostały uniemożliwione lub znacznie ograniczone w przyszłości, a jest to możliwe tylko przez zmianę władzy, która emanuje prywatą podobną do tej z XVIII w. Wyborco, skorzystaj z szansy nadarzającej się 15 października, bo następna powtórzy się najwcześniej za cztery lata, a może w ogóle nie nastąpić, ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia, a strawa, którą dobrozmieńcy konsumują przez ostatnie osiem lat, jest zbyt smaczna, aby z niej dobrowolnie zrezygnować. Już mówi się o scenariuszach, wedle których PiS nie odda dobrowolnie władzy. Na pewno masowy udział w wyborach utrudni ich zmanipulowanie lub zablokowanie.

Ostrołęka, mierzeja, CPK

Warto przyjrzeć się marnotrawstwu w Polsce ostatnich lat, nie temu drobnemu, bo takowe jest wszędzie, ale temu poważnemu. Są trzy sztandarowe przykłady. Po pierwsze: elektrownia w Ostrołęce. Miała przetwarzać węgiel, ale już w czasie tzw. dobrej zmiany podjęto decyzję, że będzie pracowała w oparciu o gaz ziemny. Wedle raportu NIK straty wynoszą (w zaokrągleniu) 1 miliard 400 mln zł. Kontrola poselska sugeruje, że fiasko Ostrołęki jest spowodowane złym zarządzaniem wypływającym z niekompetencji osób powołanych na kierownicze stanowiska (w oparciu o kryteria polityczne, a nie profesjonalne).

Być może, ale niewykluczone, że problemy pojawiły się w związku z trudnościami w zapewnieniu potrzebnych ilości surowców – sprawa musi być zbadana, a prokuratura p. Zbyszka, wprawdzie „sprawiedliwa”, ale niezbyt rychliwa. Kwestia jest o tyle istotna, że dotyczy stanu energetyki i jest rzeczą ważną, jakie było (jest) miejsce elektrowni w Ostrołęce w krajowym systemie energetycznym. Poczynania dobrozmieńców w tej sferze nie są nadmiernie transparentne.

Po drugie: przekop Mierzei Wiślanej. Rozpoczął się z przytupem – sam Jego Ekscelencja wbił pierwszą łopatę. Budowa trwała cztery lata i kosztowała 2 mld, ale nie została dokończona z powodu sporu między samorządem Elbląga i rządem o to, kto ma sfinansować pogłębienie przekopu, potrzebne do planowanego przekształcenia portu w normalny pełnomorski – na razie nową drogą wodną pływają jachty turystyczne, a nie statki.

Wygląda na to, że p. Kaczyński, główny animator przekopu, porwał się nie tyle z motyką na słońce, ile z łopatą na księżyc. O ile ktoś może jeszcze argumentować, że przekop ma znaczenie strategiczne w postaci uniezależnienia Polski od ewentualnego zamknięcia Zalewu Wiślanego przez Rosję od strony Baltyjska, to trudno znaleźć jakiekolwiek uzasadnienie dla Centralnego Portu Komunikacyjnego (CPK). Nikt, nawet p. Horała, rządowy pełnomocnik tej inwestycji, nie wie dokładnie, ile ma pochłonąć – szacunki wynoszą od 60 do nawet 230 mld zł.

Polska nie była, nie jest i zapewne nigdy nie będzie lotniczą potęgą komunikacyjną na skalę międzynarodową, a potrzeby wewnętrzne są w pełni zaspokajane przez istniejące lotniska, przy czym niektóre z nich, np. w Katowicach, Krakowie i Wrocławiu, są rozbudowywane i modernizowane. Skąd pomysł CPK? Gigantomania? A może chodzi o nazwę „im. Solidarności” (taka ma ponoć być), „braci Kaczyńskich” czy, co wydaje się najgłębszą intencją pomysłodawców, „Jarosława Kaczyńskiego”? Skoro są lotniska Kennedy’ego i de Gaulle’a, dlaczego nie miałoby być Kaczyńskiego.

Niezależne od tego, jaka jest motywacja, pomysł jest nieracjonalny i powinien być poniechany lub istotnie przekształcony, np. w celu podjęcia innych inwestycji komunikacyjnych, póki jeszcze czas, aby zatrzymać gigantyczne marnotrawstwo środków i terenu (wiele rodzin musi się pożegnać z ojcowiznami). Nadchodzące wybory są znakomitą okazją, aby to uczynić.

Żeby PiS przeszedł do historii

Niektórzy, jak np. red. Sroczyński, powiadają, że trzeba docenić i pozytywy tzw. dobrej zmiany, bo przecież wielu ludziom w Polsce żyło się lepiej w latach 2015–23 niż wcześniej. Być może, ale zadaniem każdej władzy jest praca na rzecz społeczeństwa i zdecydowana większość rządów jakoś wywiązuje się z tej powinności, nie ma np. wątpliwości, że za Gierka żyło się lepiej niż za Gomułki. Wszelako spełnienie normalnego obowiązku nie jest wystarczającym powodem do przypisywania sobie specjalnych zasług, zwłaszcza dla przedłużenia mandatu do rządzenia. Jeszcze ważniejsza jest legitymacja polegająca na tym, że nie sprokurowało się możliwych perturbacji grożących poważnymi katastrofami, np. demograficzną czy ekologiczną.

Według mnie PiS nie ma takiej legitymacji. Na zakończenie skorzystam z takiego oto mema: „Panie Boże, dałeś nam młodość i zabrałeś, dałeś urodę i zabrałeś. Dałeś nam PiS. Ja tylko przypominam”. Cóż, wyroki boskie są niezbadane, zwłaszcza gdy stoją za nimi p. Gądecki, p. Jędraszewski i p. Nowak, małopolska kurator oświaty. Dlatego stanowczo lepiej wziąć sprawy we własne ręce, pójść na wybory i tak zagłosować, aby PiS całkowicie przeszedł do historii.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Jak portier związkowiec paraliżuje całą uczelnię. 80 mln na podwyżki wciąż leży na koncie

Pracownicy Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego od początku roku czekają na wypłatę podwyżek. Blokuje je Prawda, maleńki związek zawodowy założony przez portiera.

Marcin Piątek
20.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną