Czwartkową debatę podsumowującą dotychczasową kampanię wyborczą i wybiegającą do przodu – co do możliwego wyniku wyborów i ewentualnych koalicji – zorganizowały wspólnie „Polityka” i Polityka Insight, współmoderowali ją Łukasz Lipiński i Wojciech Szacki. Jaka była ta kampania? Kto ją wygrywa? I czego możemy się spodziewać po wyborach? – pytali czwórkę ekspertów i publicystów z think tanków i uczelni.
Jeśli obraz się nie wyświetla, debatę można obejrzeć tutaj
Czytaj też: Co zrobić z kartą do referendum? To nieważne, nie zajmujmy się tym
Kampania – długa, nierówna, merytorycznie nieistotna
Agnieszka Wiśniewska, redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, stwierdziła, że kampania była przede wszystkim bardzo długa. „Tak naprawdę zaczęła nabierać tempa w momencie powrotu z Brukseli Donalda Tuska. Mieliśmy zmiany w Platformie, później pomysły PiS, jak 800 plus, reaktywność Tuska na nie, moment zwiększenia temperatury politycznej, a później w lecie trochę nudy, stabilizacji”.
Z tej długości kampanii, zdaniem Wiśniewskiej, wynika także jej różnorodność. „Nie było jakiejś wielkiej merytorycznej dyskusji nad największymi wyzwaniami XXI w., ale kampanie wyborcze – w przeciwieństwie do paneli dyskusyjnych takich jak ten – nie są od tego” – zauważyła. Spostrzegła jednak, że pojawiły się dwa tematy, które większość partii podchwyciła. „Pierwszy dotyczy mieszkalnictwa. Najpierw Adrian Zandberg i Razem mówili: „mieszkanie prawem, nie towarem”, na co duża część opozycji pukała się w głowy, mówiła o komuchach. Później jednak Donald Tusk podjął ten temat, przyznając, że rzeczywiście wiele młodych osób nie ma gdzie mieszkać”.
Drugi temat jest związany z prawami kobiet. „Pojawił się w programach niektórych partii, jak KO czy Trzecia Droga. Rozumiany był dość szeroko, bo włącza się do niego np. in vitro, jakby temat ten był przypisany stricte do kobiet, a nie do całych rodzin” – powiedziała Wiśniewska. Po czym zauważyła: „Wszyscy gadają o kobietach. Minusem jest jednak to, że to w większości nie kobiety rozmawiają. Jeszcze nigdy tylu mężczyzn nie wzywało tylu kobiet to udziału w wyborach jak na niedzielnym marszu opozycji”.
Zdaniem dr hab. Anny Wojciuk, politolożki z Uniwersytetu Warszawskiego, kampania była przede wszystkim nierówna. „I to w sposób bezprecedensowy i niewyobrażalny od 1989 r. Partia rządząca wykorzystała wszystkie zasoby, które mogła, włącznie z tzw. niezależnymi instytucjami państwa. Ale kampania nierówna była nie tylko pod względem zasobów materialnych, ale też naginania prawa i konstytucji, żeby wspomnieć tylko o lex Tusk. Kampania bez ograniczeń” – podsumowała politolożka.
„Merytorycznie nieistotna” – opisał kampanię krótko Tomasz Sawczuk, szef działu politycznego „Kultury Liberalnej”. Jego zdaniem wszystko to, co ważne w tych wyborach, wydarzyło się przed kampanią. „Model PiS, który prowadzi do autokratyzacji państwa, jest ważniejszy niż wszystko, co się wydarzyło w kampanii” – wyjaśnił. Według niego kampania dopasowała się do algorytmów, nastąpiła jej swoista „tiktokizacja”. „Próbują tego wszystkie komitety: emocjonalnego wymuszenia swojej woli na wyborcach. To bardzo przypomina algorytmy, którymi rządzą się media społecznościowe”.
Piotr Trudnowski, koordynator Instytutu Demokracji Bezpośredniej, świadomie zaczął od bon motu, który znalazł w internecie, a który – jego zdaniem – idealnie podsumowuje obecną kampanię. „Nikt nikogo do niczego nie przekona, ale niesmak pozostanie” – przywołał. I dodał: „Tak naprawdę nie mieliśmy kampanii wyborczej, tylko równoległy streaming informacji, prowadzony przez poszczególne komitety. Bez cienia dialogizmu każdy stara się zmaksymalizować naloty dywanowe na swój elektorat i chyba ma głęboko w nosie, co naprawdę myślą i czują wyborcy. Pod tym kątem mamy do czynienia z rewolucją: każdy mówił swoje i nic więcej”.
Czytaj też: Bezpartyjni Samorządowcy: koleją do Sejmu. Kto jest kim na listach wyborczych
PiS stracił na rządzeniu, nie na kampanii
Wojciech Szacki zapytał prelegentów o kampanię PiS: czy partia Kaczyńskiego mogła ją poprowadzić inaczej, bardziej merytorycznie, a nie skupiając się na seansach nienawiści wobec Donalda Tuska?
Piotr Trudnowski zaczął od najnowszego spotu wyborczego PiS, który – w jego opinii – w 40 proc. próbuje opowiadać jakąś pozytywną historię. „Jest kilkadziesiąt przebitek dziennikarzy i polityków zza granicy, którzy powtarzają, że przed 2022 r. trzeba było słuchać Polski. Polska miała rację co do Rosji, stała się wzorem do naśladowania, tym podobne wypowiedzi. I tak do połowy, bo później spot przechodzi do atakowania Tuska” – opisywał.
Stwierdził jednak, że gdyby PiS skupił się na pierwszej, pozytywnej części opowieści w swojej kampanii, to mógłby zawalczyć o to, co Trudnowski nazywa „polskim centrum”. „Moim zdaniem ono znajduje się na centroprawicy i taka wspólnotowa, pozytywna opowieść byłaby dla niego bardzo atrakcyjna. Ale z drugiej strony dopuszczam, że może to być złudzenie z innej epoki, w której są jeszcze jacyś wyborcy z centrum, których można obudzić pozytywną opowieścią. Może znajdujemy się już w czasie, w którym negatywna kampania lepiej nas mobilizuje niż opowieści o nadziei” – dodał.
Tomasz Sawczuk: „Żeby wyobrazić sobie inną kampanię PiS, trzeba odpowiedzieć sobie na takie ontologiczne pytanie: jak głęboki jest podział polityczny w Polsce? W 2015 r., może jeszcze w 2019 r. można było sobie wyobrazić mniej polaryzującą kampanię. Ale jeżeli przyjmiemy, że model rządzenia PiS opiera się na radykalizacji debaty i zagarnianiu coraz większej władzy, to musimy zauważyć, że zaciera się centrum między obozami politycznymi”.
Zdaniem publicysty taktyka PiS nie polega na apelowaniu do grupy umiarkowanych, tylko wystraszeniu ich i wprowadzeniu jeszcze większej radykalizacji. „Obiektywne zmęczenie wyborców tą władzą po ośmiu latach rządzenia także sprawia, że pozytywna kampania może nie paść na podatny grunt. Politycy dziś próbują zagarnąć jak największą przestrzeń debaty i wypchnąć z niej oponentów. To wymaga zderzania się komunikatami do tego stopnia, żeby nie można było z nimi polemizować. Mam wrażenie, że to ogólny model. Czyli byliśmy skazani na taką kampanię” – podsumował Sawczuk.
Według Anny Wojciuk PiS stracił poparcie nie na kampanii, tylko na rządzeniu. „Pierwszy raz, zaostrzając prawo aborcyjne, po czym nigdy nie wrócił do poparcia z czwórką z przodu. Drugim ważnym czynnikiem jest inflacja: PiS rozbudził aspiracje wielu Polaków programami socjalnymi, a inflacja spowodowała u nich przekonanie o spadku standardu życia. Kampania musi odpowiadać na tę sytuację”.
Zdaniem politolożki, jeżeli PiS rzeczywiście ma wszystko przebadane, jak zwykło się uważać, to biorąc pod uwagę styl prowadzenia kampanii, nie ma zbyt wielu ludzi, których partia Kaczyńskiego mogłaby do siebie przekonać. „Może możemy się pokusić o spostrzeżenie, że nawet twardy elektorat PiS jest zbyt mało przekonany do tej partii i nie bez powodu kampania jest na niego tak zorientowana?” – pytała dr hab. Wojciuk.
Z kolei Agnieszka Wiśniewska powiedziała, że kampania nie mogła wyglądać inaczej, bo jest częścią konkretnego procesu. „Jeżeli jest tak, że jeden zawodnik kopie po nogach i sędzia tego nie widzi, to drugi też zaczyna to robić. I tak to się nakręca”.
Czytaj też: Żaden rząd nie uderzył tak mocno w godność kobiet. Dlaczego trzeba je namawiać do głosowania?
Postulaty słuszne, ale się nie klikały
A co z kampanią opozycji i Konfederacji? Agnieszka Wiśniewska: „Kampania opozycji dzieli się na dwa etapy: długi czas rozmów o jednej liście i właściwą kampanię”. Publicystka przyznała, że z powodu dysproporcji sił pomiędzy obozami politycznymi nie lubi narzekać na kampanię opozycji, ale jedna rzecz nie daje jej spokoju. „Jak lewicowa partia, która tyle mówi o prawach kobiet, może mieć wśród liderów trzech facetów? Dlaczego Donald Tusk nie wpadł na to, żeby na marszu, na którym tyle przekonywano kobiety do udziału w wyborach, zaprosić na scenę jakąś kobietę? Ostatecznie zaprosił jedną, ale zapomniał jak się nazywa i przekręcił jej imię. Zostało 10 dni kampanii, w czasie których z pewnością będzie się wiele mówiło o mobilizacji kobiet, a ja zastanawiam się, czy jeżeli te wybory skończą się dla opozycji nieszczęśliwie, to czy kobiety nie będą chciały jej rozliczyć?”.
„Biorąc pod uwagę uwarunkowania, trzy partie opozycyjne zrobiły bardzo dobre kampanie” – zauważyła Anna Wojciuk. „To nie jest normalna sytuacja. Nie mamy normalnej telewizji publicznej ani debaty politycznej w internecie. Cztery lata temu w wyborach partia rządząca inwigilowała opozycję, być może kiedyś się dowiemy, czy i w tych tego nie robiła. Będąc opozycją, trudno jest podjąć walkę, wiedząc, że już na starcie nie ma się możliwości zaskoczenia przeciwnika, bo cię inwigiluje. Nie bez powodu większość państw autokratycznych organizuje wybory, ale tylko takie, w których wygrać może jedynie partia rządząca. Jesteśmy na tej drodze” – wyjaśniła.
Zdaniem Piotra Trudnowskiego opozycja także nie stawia w swojej kampanii na pozytywną opowieść. „A nawet jeżeli próbuje – jak w przypadku dyskusji o prawach kobiet – to jest to podszyte fałszem”.
Tomasz Sawczuk widzi to tak: „Konstytucja i rządy prawa są bardzo pozytywną opowieścią, ale retorycznie i wyborczo niewystarczającą, żeby wygrać wybory”. I tłumaczy, jakie strategie – jego zdaniem – przyjęły poszczególne komitety. „Lewica postawiła na mało ambitną politykę, coś jak młodsza siostra KO, apelująca do bardziej progresywnego wyborcy, który nie chce zagłosować na Tuska. Próbuje dotrwać do wyborów, nie robiąc nic zbyt radykalnego. Polska 2050 zrezygnowała z wizerunku partii nastawionej na przyszłość, zielonej i ambitniejszej od Platformy i wchodząc w sojusz z PSL, umiejscowiła się pomiędzy PO a PiS. Trzecia Droga to taka konserwatywno-liberalna opozycja z nutką antysystemowości. Koalicja Obywatelska natomiast dokonała ważnego zwrotu. Za czasów Schetyny i Budki główny przekaz dotyczył właśnie konstytucji i praworządności, co było słuszne, ale się nie klikało. Później Tusk porzucił złożone i oparte na wartościach postulaty i skupił się na sprawach materialnych. To prawdopodobnie przykrywa tę pozytywną opowieść, ale jest skuteczniejsze kampanijnie”.
Czytaj też: Straszenie Tuskiem i co poza tym? Strategia PiS na ostatnie dni kampanii
Jaka będzie frekwencja? Kto wygra wybory?
Na koniec eksperci odpowiadali na pytanie o frekwencję i obstawiali wynik wyborów 15 października. Piotr Trudnowski uważa, że PiS od 2018 r. prowadzi politykę profrekwencyjną, za sprawą której włączyło do życia publicznego wiele osób wcześniej trzymających się od niego z daleka. „To prawdopodobnie największa zasługa tej władzy – wielu wyborców poczuło się włączonych do wspólnoty politycznej, w której wcześniej czuli się obco” – powiedział Trudnowski. I dodał, że jego zdaniem frekwencja będzie rekordowa w historii wyborów parlamentarnych w Polsce. Zastrzegł jednak, że pewności nie ma, bo może rzeczywiście wiele osób będzie zbyt zmęczonych polaryzacją.
Zapytany o przewidywany wynik wyborów spostrzegł, że duże znaczenie będzie miała poniedziałkowa debata w TVP, w której – jego zdaniem – prawdopodobnie zwycięży Krzysztof Bosak, czym przyczyni się do odbicia Konfederacji. „Scenariusz, że żadnej ze stron nie uda się utworzyć rządu bez Konfederacji, uważam za aktualny” – wyjaśnił.
Tomasz Sawczuk: „Powiedziałbym, że frekwencja będzie podobna do tej z 2019 r. (61,74 proc.), ale jedyną podstawą, na jakiej tak sądzę, jest intuicja”. Co do wyniku wyborów publicysta obstawia taką kolejność: PiS, KO, Lewica, Trzecia Droga, Konfederacja. „W końcówce kampanii największe znaczenie będzie miała intensywność procesów zbiorowych. Podejrzewam, że PiS może rzucić na ten czas środki, których nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, czym podniesie swój wynik o kilka punktów procentowych. Może nawet dobije do ok. 40 proc. Jeżeli tego nie zrobią, myślę, że różnica między PiS a KO będzie niewielka”.
Zdaniem Agnieszki Wiśniewskiej frekwencja 15 października będzie większa niż w poprzednich wyborach parlamentarnych i może dobije nawet do rekordu wyborów prezydenckich z 2020 r. (64 proc.). „Obstawiam tak: PiS, KO, Lewica, Konfederacja, Trzecia Droga. PiS będzie próbował formować rząd, ale nieskutecznie. W końcu do Andrzeja Dudy zadzwonią Amerykanie i powiedzą: „daj już spokój, przecież widzisz, że się nie uda”.
Anna Wojciuk uważa, że frekwencja będzie niska, z piątką z przodu – 58, może 59 proc. „Wyborcy PiS są znacznie mniej zmobilizowani niż poprzednio” – tłumaczy. Wyniku wyborów nie chciała obstawiać, bo – jej zdaniem – zwyczajnie brakuje danych, żeby odpowiedzieć na to pytanie. „Sondaże pokazują jedno, a prawybory w Wieruszowie i sonda uliczna zrobiona przez Ewybory.eu, co innego. W tej ostatniej opozycja wypada dużo lepiej niż PiS. Wydaje mi się, że w takiej sondzie dużo łatwiej jest szczerze powiedzieć, co się myśli niż ankieterowi przez telefon” – stwierdziła politolożka.