„Dość tych ciemnych lat...”
Marsz Miliona Serc. Czy ten zryw przechyli szalę w dniu wyborów?
Niemożliwe stało się możliwe. Kiedy widzę to morze serc, setki tysięcy uśmiechniętych twarzy, to czuję, że przychodzi przełomowy moment w historii naszej ojczyzny” – powiedział Donald Tusk w niedzielę, otwierając drugi w tym roku wielki marsz opozycji. Poprzedni, który odbył się 4 czerwca, według szacunków stołecznego ratusza przyciągnął 500 tys. osób. Tym razem cel był jeszcze ambitniejszy. Stąd nazwa: Marsz Miliona Serc.
Marsz rozpoczął się od przemówień w samo południe na warszawskim rondzie Dmowskiego (przez część opozycji nazywanego też rondem Praw Kobiet, bo tu w 2021 r. odbywała się największa demonstracja Strajku Kobiet). Lidera Koalicji Obywatelskiej, który wszedł na scenę jako pierwszy, przywitała owacja. „Dziś następuje wielka zmiana, wielkie polskie odrodzenie” – stwierdził, wpasowując się w przewodnią emocję tłumu. Czuć ją było w okrzykach („Października piętnastego przegonimy Kaczyńskiego”) i na transparentach („8 lat w cyrku wystarczy”, „Game over. Tylko kot może zostać” albo „Jesienią was wykopiemy, a wiosną posadzimy”).
Ludzie mieli flagi i chorągiewki: biało-czerwone i unijne (a czasami obie naraz); zdarzały się również tęczowe. Popularne były też rude peruki (Kaczyński mówił w lipcu: „Pamiętajcie o tym ryżym. To jest dziś największe zagrożenie dla Polski”). Pomysł został doceniony: ludzie chętnie robili sobie zdjęcia z „ryżymi”, niektórzy przyznawali, że specjalnie się przefarbowali. – Śmieję się, że ten kolor utrzyma się na mojej głowie dłużej niż PiS w rządzie, ale to dobrze. Będzie mi przypominał o zwycięstwie – powiedziała reporterowi POLITYKI pani Katarzyna z Inowrocławia.
Pan Marian przyjechał autokarem z Łodzi, żeby – jak stwierdził – „dokończyć dzieła”.