Kraj

Weekend kampanii. Marsz, konwencja, cuda z benzyną – i czekanie na sondaże

Tłum przy Rondzie Dmowskiego/Praw Kobiet. Warszawa, Marsz Miliona Serc, 1 października 2023 r. Tłum przy Rondzie Dmowskiego/Praw Kobiet. Warszawa, Marsz Miliona Serc, 1 października 2023 r. Platforma Obywatelska / Facebook
Prawidła politycznego marketingu mówią, że na wybrzmienie jakiegoś politycznego zdarzenia i dotarcie do odbiorców w masowej skali trzeba właśnie około dwóch tygodni. W obozie władzy widać już dużą nerwowość, niepewność, co objawia się coraz większą agresją. Mieliśmy starcie premierów, Morawieckiego i Tuska, i tak już może być do końca kampanii.

W cyklu komentarzy „Weekend kampanii” dziennikarze, publicyści i współpracownicy „Polityki” co tydzień podsumowują najważniejsze wydarzenia kampanii, omawiają ich skutki oraz zmiany notowań partii.

*

Kulminacją intensywnego kampanijnego tygodnia były dwa wydarzenia z niedzieli: Marsz Miliona Serc zorganizowany przez Koalicję Europejską oraz konwencja PiS w Katowicach. I były to zapewne ostatnie eventy o takiej skali przed wyborami. Prawidła politycznego marketingu mówią, że na wybrzmienie jakiegoś politycznego zdarzenia, na dotarcie do odbiorców w masowej skali trzeba właśnie około dwóch tygodni. Nieprzypadkowo zatem właśnie teraz Koalicja oraz w odpowiedzi PiS zaplanowały wielkie imprezy.

Widać w PiS dużą nerwowość

Marsz spełnił nadzieje, jakie pokładała w nim Platforma, uczestników było na tyle wielu, że można było ogłosić ten symboliczny milion, choć oczywiście strona pisowska atakowała ten wynik, podając kuriozalnie niskie dane. Przemówienie Donalda Tuska było mniej związane z bieżącymi sprawami, którym poświęca dużo miejsca podczas tournée po Polsce, ponieważ chciał przede wszystkim zbudować swój główny przekaz: o trzeciej fali solidarności, po tej z 1980 i po drugiej, związanej z pojawieniem się fenomenu Wielkiej Orkiestry Jerzego Owsiaka. Lider PO pragnie w ten sposób zuniwersalizować swoje przesłanie, odpartyjnić je, wpisać w szersze trendy społeczne i cywilizacyjne. Nie był to przekaz tylko do twardego elektoratu, jak sugerowali niektórzy politologowie, przeciwnie, Tusk starał się zrobić gest szerszy, w kierunku niezdecydowanych, także w jakiejś mierze tych, którzy kiedyś głosowali na PiS.

O ile marsz Koalicji był wyjściem do ludzi, o tyle konwencja PiS w katowickim Spodku była typowym eventem partyjnym, dla wyselekcjonowanej publiczności złożonej z działaczy i najwierniejszych wyborców, aby dać temat TVP Info na czas trwania marszu opozycji. Adresatów można było określić po języku, w jakim zwrócili się do uczestników zwłaszcza Mateusz Morawiecki, ale też Jarosław Kaczyński, pełnym insynuacji i pogardy, oskarżeń o zdradę Tuska i sprzyjanie niemieckim interesom.

Kaczyński jest ideologiem, doktrynerem, w końcówce kariery, ale Morawiecki będzie się zapewne kiedyś swoich słów wstydził i z nich tłumaczył – tak się nie zachowuje i nie wypowiada premier RP i żadna kampania tego nie usprawiedliwia. Widać w PiS dużą nerwowość, niepewność, co objawia się coraz większą agresją. Im mniej czasu do wyborów, tym samodzielna sejmowa większość coraz bardziej się od PiS oddala. Coraz bardziej prawdopodobna jest sytuacja, że PiS, aby zachować władzę, będzie musiał dogadać się oficjalnie z całą Konfederacją. Może to właśnie budzi w liderach PiS irytację – nie tak to miało wyglądać. A wciąż niewykluczona jest większość demokratycznej opozycji.

Czytaj też: PiS w Spodku, czyli małpować i przedrzeźniać zza węgła

Tusk kontra Morawiecki: starcie premierów

Ponadto w minionym tygodniu było sporo zdarzeń, których moc wyborczą trudno ocenić, ponieważ kampanijny zgiełk narasta, wszystko staje się równie ważne i nieważne. PiS wypracował przez lata metodę robienia szumu, który zagłusza wyraźniejsze dźwięki. Dlatego powrót afery Srebrnej, czyli ujawnienie przez „GW” zeznania Geralda Birgfellnera w prokuraturze, twierdzącego, że wręczył kopertę z pieniędzmi Jarosławowi Kaczyńskiemu, nie zrobił większego wrażenia. PiS uruchomił znany przekaz o „rozmokniętym kapiszonie” i „odgrzewanych kotletach”. Zresztą w podobny sposób „załatwił” pierwszą odsłonę tej afery w 2019 r. I wówczas, i teraz wielu dziennikarzy zignorowało tę sprawę głównie z jednego powodu – bo sam Kaczyński się tym w ogóle nie przejął, znaczy afery nie ma.

Większy rozgłos towarzyszył ujawnieniu przez Onet majątku premiera Morawieckiego i jego żony oraz skali obrotu przez nich nieruchomościami. Morawiecki nazwał Onet – zapewne rozgrzewając się przed katowicką konwencją – „urbanowską, goebbelsowską tubą propagandową”, na co naczelny Onetu Bartosz Węglarczyk stwierdził, że: „Premier polskiego rządu wyznacza standardy debaty publicznej. Zniżając je do tak niskiego poziomu, nie może mieć potem pretensji, że inni również się do tego poziomu zniżają”.

Wydaje się, że Morawiecki zdecydował się na brutalność, odrzucenie wszelkich hamulców także z powodów niejako powyborczych – nie jest pewny, czy dostanie kolejną szansę bycia premierem. Wrogowie czyhają: ostatnio Beata Szydło stwierdziła, że Morawiecki ma swoje zalety, ale premierem po wyborach powinien zostać Jarosław Kaczyński jako polityk najwybitniejszy. Przekładając to na język praktyczny, oznacza to, że Morawiecki się nie nadaje, wiadomo, że Kaczyński premierem nie zostanie, więc bomba poszła w górę.

W reakcji na aktywność premiera także Donald Tusk, co było widać w tym tygodniu, coraz częściej konfrontuje się właśnie z Mateuszem Morawieckim, przywołał ostatnio figurę Pinokia, stwierdzając, że ten bajkowy bohater co prawda kłamał, ale był przy tym sympatyczny, Morawiecki zaś tylko kłamie. Tusk powiedział, że „nie ma tygodnia, aby (Morawiecki) nie zmienił fundamentalnie swojej opinii na temat nie 5 zł, ale dziesiątek miliardów euro, na których oparty był cały plan rozwoju i odbudowy po covidzie”.

Ponieważ to Morawiecki przejmuje pierwsze skrzypce w kampanii PiS, także Tusk coraz częściej orientuje się w krytyce bardziej na Morawieckiego niż Kaczyńskiego, który jest ideologicznym szefem całości, ale nie odpowiada bezpośrednio za ekonomiczny stan kraju i bieżące rządzenie. W minionym tygodniu mieliśmy zatem starcie premierów i tak już może być do końca kampanii. Nawet format ich spotkań stał się podobny – scena otoczona ludźmi i białe koszule – z tym że to Morawiecki zaczął naśladować szefa Platformy.

Czyja narracja będzie skuteczniejsza

Oczywiście nadal rezonowała afera wizowa i sprawa filmu Agnieszki Holland „Zielona granica”. Politycy PiS nie ukrywają, że filmem Holland chcą przykryć proceder handlowania wizami i sądzą, że im się to udało, a przy okazji zyskali sympatię formacji mundurowych i ich rodzin, co obliczają na 600–800 tys. osób. Tusk unikał mówienia o filmie wprost, raczej ironizował, że PiS zajmuje się jednym filmem zamiast wielką aferą z wpuszczaniem do Polski bez kontroli setek tysięcy imigrantów.

Pojawił się też wątek przymykania przez Niemcy granicy z Polską z powodu właśnie napływu imigrantów – i tu trwa zastanawianie się, komu takie posunięcie posłuży: PiS czy opozycji.

Tusk wrócił do wątku polexitu, zagrożonego uczestnictwa Polski w strefie Schengen, ale PiS próbuje swojej strategii straszenia Niemcami i zrzucania na Berlin winy za perturbacje na granicy i w ogóle – za problem z imigrantami, jaki ma cała Europa. Nie jest jeszcze jasne, czyja narracja okaże się skuteczniejsza. W każdym razie ruszyła kampania referendalna i pojawiły się telewizyjne spoty, poświęcone głównie imigracji. Poziom tych produkcji jest często kuriozalny, a kiedy jest trochę lepszy, to wiadomo, że zostały sfinansowane przez fundacje spółek skarbu państwa, m.in. przez fundacje PKP, PKO BP, Pekao, Totalizator, Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Wszystkie oczywiście zachęcają do wzięcia udziału w referendum.

Cuda i słupki w końcówce kampanii

No i był to tydzień cudów. Inflacja spadła do 8,2 proc., czyli w ciągu pół roku o 10 pkt proc., jakie mogą być koszty takiego zbijania inflacji, to się jeszcze okaże, ale nikt się tym przed wyborami nie przejmuje. Cudem numer dwa, mającym swój udział w cudzie pierwszym, były ceny paliwa na stacjach Orlenu, znacznie niższe od tych, jakie dyktuje światowy rynek; kiedy zeszły poniżej 6 zł za litr, masowo zaczęły psuć się dystrybutory. Tanie paliwo na pewno się wyborcom spodobało, z brakami w dostawach może być gorzej, ale wiele w to opozycja nie powinna inwestować, bo władza za każdą cenę i od kogokolwiek kupi paliwo, tak jak zimą sprowadziła węgiel. Nie ma to nic wspólnego z racjonalną gospodarką i prawami rynku, co wytknął Danielowi Obajtkowi kandydat Trzeciej Drogi Ryszard Petru, twierdząc, że za działanie na szkodę firmy szef Orlenu może ponieść konsekwencje służbowe, ale i karne.

Trwała też walka na sondaże. Z Nowogrodzkiej poszedł spin do tzw. obdzwonionych dziennikarzy, że w sondażach wewnętrznych PiS ma 39–40 proc. i jest już niemal pewny trzeciej kadencji, zwłaszcza że Trzecia Droga w tych samych badaniach spada pod próg. Była to oczywista akcja demobilizująca opozycję i jej elektorat przed marszem 1 października, ale wspomniani obdzwonieni z zapałem i dumą rzucili się do jej kolportowania. Ponieważ ten przekaz zaczął mieć duże zasięgi, Tusk nie mógł zostawić takiego komunikatu bez odpowiedzi, dlatego podał – pierwszy raz tak oficjalnie – własne wewnętrzne sondaże, czyli 34,9 dla PiS i 32,8 dla Koalicji. W oficjalnych badaniach, firmowanych przez pracownie, jest bez większych zmian, różnica pomiędzy PiS a KO to ok. 4–5 pkt proc., z TD ponad progiem. Teraz wszyscy będą wpatrywać się w wyniki sondaży, jakie pojawią się po Marszu Miliona Serc. One ustawią końcówkę kampanii.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Iga tańczy sama, pada ofiarą dzisiejszych czasów. Co się dzieje z Polką numer jeden?

Iga Świątek wciąż jest na szczycie kobiecego tenisa i polskiego sportu. Ostatnio sprawia jednak wrażenie coraz bardziej wyizolowanej, funkcjonującej według trybu ustawionego przez jej agencję menedżerską i psycholożkę.

Marcin Piątek
28.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną