Partia (bez)partyjnych
Bezpartyjni Samorządowcy: kim naprawdę są, komu się przysłużą, a komu zaszkodzą
Stowarzyszenie skupiające samorządowców i biznesmenów (przede wszystkim z Dolnego Śląska) nie tak dawno zarejestrowało partię. 6 września, ku zaskoczeniu wielu obserwatorów życia publicznego, stało się szóstym ogólnopolskim komitetem wyborczym. W praktyce oznacza to, że udało im się zebrać po 5 tys. podpisów w 21 okręgach wyborczych, dzięki czemu uzyskali prawo do rejestracji list w całej Polsce.
W 2019 r. zabrakło niewiele. Zarejestrowali listy w 19 okręgach. Brak ogólnopolskiego komitetu poskutkował rozczarowującymi 0,78 proc. głosów w skali kraju. Co wtedy zawiodło? Między innymi to, że BS startowali nie jako komitet partyjny, a komitet wyborczy wyborców, co wiąże się z dodatkowymi obowiązkami i krótszym czasem na zebranie podpisów.
Dlatego dziś Bezpartyjni startują jako partia. Ale na scenie politycznej zaistnieli wcześniej. To oni zbudowali kapitał polityczny rockmana Pawła Kukiza, prowadząc mu kampanię prezydencką w 2015 r. Kukiz zdobył wtedy blisko 21 proc. głosów, a wieczór wyborczy zorganizowano mu w Lubinie, mieście, którym od 2002 r. nieprzerwanie rządzi Robert Raczyński, inicjator powstania Bezpartyjnych i jedna z głównych postaci stowarzyszenia, a teraz partii – złośliwi zresztą Lubin nazywają Księstwem Raczyńskim.
Były samorządowiec związany z BS: – Operacja „Kukiz” pozwoliła tak naprawdę Andrzejowi Dudzie zostać prezydentem Polski w 2015 r. Czy taki był jej cel? To już jest kwestia spekulacji, choć Robert Raczyński jest dość cyniczny, planuje długofalowo. Kukiz przecież najpierw został radnym sejmiku dolnośląskiego z ramienia Bezpartyjnych, a dopiero potem ich kandydatem na prezydenta Polski.
I to Paweł Kukiz, już po wyborach prezydenckich, w lipcu 2015 r. powołał KWW Kukiz’15, z którym w wyborach parlamentarnych wprowadził do Sejmu narodowców, dzisiaj tworzących Konfederację: Krzysztofa Bosaka czy Grzegorza Brauna.