Morawieckiego jedno zdanie za daleko. Polska może stać się negatywnym bohaterem tej historii
Premier Mateusz Morawiecki stał się „bohaterem” dnia w niektórych światowych mediach. Nie wszystkie umieszczają jego ostatnią wypowiedź w kontekście najbardziej zajadłej od lat kampanii wyborczej, w której temat relacji z Ukrainą stał się jednym z wiodących, nie wszystkie też odsłuchały całość wywiadu z Polsatu. Dlatego zdanie, że „my już nie przekazujemy żadnego uzbrojenia na Ukrainę z tego względu, że teraz sami się zbroimy”, wygłoszone po kilkudziesięciu godzinach najgłębszego od rosyjskiej napaści kryzysu w relacjach ukraińsko-polskich, cytowane jest jako deklaracja zwrotu w naszej polityce: ostrego i zaskakującego.
Czytaj też: Polska staje się dla Ukrainy coraz bardziej kłopotliwym sojusznikiem
Morawiecki i nowy model „dyplomacji” PiS
Morawiecki nie pierwszy raz wykazał się ignorancją dla reguł dyplomacji, które nakazują najpoważniejsze problemy załatwiać po cichu. A może po prostu konsekwentnie prezentuje nowy model dyplomacji PiS, który zakłada, że im głośniej się krzyczy, tym lepiej słyszy to własny elektorat. O polskiej polityce zagranicznej krąży wśród światowych dyplomatów przekonanie, że nie istnieje, bo wszystko podporządkowane jest polityce wewnętrznej, a właściwie partyjnej. Jeśli ktoś potrzebował na to dowodu ostatecznego, to właśnie go dostał.
Morawiecki oczywiście nie był daleki od prawdy. Polska przekazała Ukrainie tyle sprzętu wojskowego, że dziś w zasadzie nie ma nic więcej do zaoferowania z zasobów własnych sił zbrojnych. Ponad 300 czołgów i wozów bojowych, 14 naddźwiękowych samolotów bojowych, śmigłowce, systemy obrony powietrznej, działa samobieżne różnych kalibrów, nie mówiąc o amunicji. Utrata potencjału obronnego związana z tymi donacjami oceniana jest – bez dokładnego dostępu do danych – na 40 proc. zdolności posiadanych przed wojną. W tym sensie być może już „nie przekazujemy żadnego uzbrojenia”, choć po prawdzie wojskowe transporty objęte są tajemnicą i nie da się wykluczyć, że z zadeklarowanych wiosną 200 Rosomaków jakieś wciąż są dostarczone. Tak samo jeśli chodzi o produkcję amunicji czy armatohaubic Krab zamówionych przez Ukrainę, a finansowanych z międzynarodowych środków Unii Europejskiej. Kontrakty te są realizowane i chyba Morawiecki nie miał ich na myśli.
Ale takie zastrzeżenie niepewności trzeba uczynić, bo PiS właśnie zdaje się kłaść na szali tego rodzaju strategiczne kwestie, niestety nie da się też wykluczyć odwetowych perturbacji w sporze o zboże. W każdym razie kontrolowany przez Amerykanów tranzyt przez port lotniczy w Rzeszowie ma być nienaruszony. Kampanijne interesy PiS najwyraźniej tam nie sięgają lub partia Jarosława Kaczyńskiego jednak kogoś się jeszcze boi.
Czytaj też: Polska i Ukraina, przyszłość w cieniu historii
Taktyka PiS: byle coś ugrać
Puszczając w eter to jedno zdanie, Morawiecki mógł zaszkodzić Polsce bardziej niż cała dotychczasowa kłótnia o zboże. Medialny świat zachodni jest wyczulony na punkcie wsparcia dla Ukrainy, które stało się czymś moralnie bezdyskusyjnym, nawet jeśli w sferze konkretów bywa przedmiotem sporów. Polski premier – w przypływie niekontrolowanej szczerości czy raczej dla kampanijnego podgrzewania atmosfery – niejako zakwestionował udział naszego kraju w tym wysiłku.
Trudno jednak podejrzewać polityka tak doświadczonego, również własnymi wpadkami z przeszłości, że nie wie, co mówi ani po co. W dniu, gdy prezydent Wołodymyr Zełenski będzie w Białym Domu z Joe Bidenem omawiał perspektywy dalszej pomocy, a w Kongresie ma walczyć o jej utrzymanie, Polska stanie się negatywnym bohaterem tej opowieści. Nawet w trakcie pisania tego komentarza odbieram telefony od zagranicznych dziennikarzy z pytaniami dającymi się skrócić do: „co tam się dzieje?!”. Zapewne Departament Wojskowych Spraw Zagranicznych MON przeżywa dziś najgorszy poranek od początku wojny, bo wojskowi dyplomaci, prezentujący do tej pory Polskę jako wzór do naśladowania, też muszą być zaskoczeni.
PiS gra w tej kampanii sprawami o strategicznym znaczeniu: planami obronnymi, tajemnicami będącymi prezentem dla obcych wywiadów, gra też bardzo ryzykowną kwestią antyukraińskich sentymentów. Właśnie zostaliśmy wystawieni pod osąd światowej opinii publicznej, by partia mogła ugrać coś dla publiczki własnej.